MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Dziki w Krakowie. "To nie atrakcja turystyczna, ale zagrożenie". List i mocne słowa Czytelnika

Piotr Rąpalski
Piotr Rąpalski
ZZM
Lata temu sensację wzbudził dzik płynący przez Wisłę. Teraz dziki pojawiają się często: na Ruczaju, w Borku Fałęckim, w parkach, a ostatnio na Błoniach w Krakowie. Jedynych denerwują dokonując zniszczeń, ale bardzo często faktycznie stają się atrakcją, powodem do robienia zdjęć, czy kręcenia filmików. Stanowią jednak problem rozrastających się miast i mogą być groźne dla człowieka. Na ten problem zwraca uwagę Czytelnik w liście do redakcji i proponuje radykalne rozwiązanie.

List od Czytelnika w sprawie dzików w Krakowie

Niepokoją mnie doniesienia z ostatnich tygodni a nawet miesięcy, dotyczące wielokrotnego pojawiania się obszarach zurbanizowanych dzikich zwierząt, a zwłaszcza dzików, które na dodatek zaatakowały już kilka osób, powodując poważne obrażenia. Ja rozumiem wszystko, że teraz jest moda na ekologię, "zielony ład" i popieram jak najbardziej dbałość o tereny zielone zamiast "patodeweloperki" i "betonozy", ale tak nie może być! Gazety i inne media "zachwycają się" obecnością stada loch z warchlakami na krakowskich Błoniach w biały dzień a jeszcze głupi (sic!) ludzie robią im zdjęcia i traktują jak turystyczną atrakcję.

Tymczasem jest to dzikie zwierzę, które kieruje się instynktem a nie przyjaźnią wobec człowieka; to nie kot ani pies. Gdy poczuje, że jego potomstwo, albo ono samo jest zagrożone, zaatakuje. I trzeba to mieć na względzie, a nie karmić, "oswajać" a potem strzelać selfiki, które potem umieszcza się mediach społecznościowych. Ludzi trzeba od maleńkości edukować, jak w takiej sytuacji powinni się zachować.

Tymczasem władze miasta też nie pomagają. Kilka lat temu na Ruczaju stała pułapka, do której schwytano chyba ze 150 dzików! Wszystkie oczywiście szybko wypuszczono... Na styczniowym zebraniu z mieszkańcami wniosek postawiono taki, że... nic się zrobić nie da! Bo dziki mogą mieć ASF, że odławianie ich i przenoszenie gdzie indziej zwiększy ryzyko zakażenia populacji dzików na innym obszarze. Myśliwi też nie chcą pomóc, bo strzelać nie można, bo miasto, bo ludzie, słowem - NIC nie można.

A dlaczego ktoś nie pomyślał o tym, żeby ten nadmiar dzików po prostu uśpić? Nabój usypiający, zastrzyk "na śmierć" i utylizacja zwłok w jakiejś spalarni, tak, jak się zwłoki psów utylizuje. I populacja tych zwierząt będzie mniejsza w obrębie miasta, i ludzie mniej narażeni na niebezpieczne spotkania z tym ssakiem, a ewentualna obecność groźnego wirusa w ciele zabitego osobnika zostanie zniszczona przez ogień. Poza tym dlaczego administracja osiedli albo radni konkretnych dzielnic nie pomyśli o tym, aby w określonych obszarach (jak Ruczaj czy Kliny Borkowskie) teren osiedla np. opryskać czymś odstraszającym (choćby Hukinol czy Stop-dzik)? Albo wysłać pracowników, aby z broni hukowej czy petard po prostu ostrzelali obrzeża osiedli, przy jednoczesnym komunikacie, że w dniu dzisiejszym obszar taki a taki będzie poddany ostrzałowi w celu odstraszenia dzików. I tyle! Myślę, że można na wiele sposobów rozwiązać ten problem, tylko nikomu nic się nie chce. Lepiej zwalić na karb że "się nie da" a mieszkańcy prawie milionowej metropolii mają się "przyzwyczaić". "Dziękuję" za takie rady! Poza tym czy koniecznie musi dojść do jakiejś tragedii, by wreszcie coś się w tej materii zmieniło?

Z poważaniem

Stały Czytelnik

Rewolucja w rozwodach: Notariusz i USC zamiast sądu?

emisja bez ograniczeń wiekowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Materiał oryginalny: Dziki w Krakowie. "To nie atrakcja turystyczna, ale zagrożenie". List i mocne słowa Czytelnika - Gazeta Krakowska

Wróć na krakow.naszemiasto.pl Nasze Miasto