Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Przydarzył się cud miłości

Magda Hejda
Misiek ma wreszcie dom z prawdziwego zdarzenia. Wydaje się, że pies nadal nie może w to uwierzyć
Misiek ma wreszcie dom z prawdziwego zdarzenia. Wydaje się, że pies nadal nie może w to uwierzyć Magda Hejda
O historii nieludzko skrzywdzonego Misia pisałam już w gazecie, opowiadałam w radiu i w telewizji. Jednak nikt go nie chciał. Ale ja ciągle wierzyłam, że to się musi zmienić. Okazało się, że potrzebny był czas i przeznaczenie - pisze Magda Hejda

Pani Marta Śliwa i jej córka Kasia nie planowały przygarnięcia psa. Ich suczka, owczarek szkocki collie, odeszła, miała szesnaście lat. Długo o nią walczyły, leczyły do końca, niestety, trzeba było ją uśpić. To była trudna decyzja, ale nie chciały, żeby cierpiała. Bardzo przeżyły jej śmierć, w końcu szesnaście lat to kawałek życia. Wspólnego życia ze wszystkimi radościami i smutkami, jakie niesie obcowanie z psem pod jednym dachem.

Historia Miśka

Miś też miał pana i - jak to pies - wpatrzony był w niego jak w obrazek. W zamian dostawał kopniaki i pustą miskę. Jadł to, co sam znalazł, jakieś odpadki wyrzucone przez ludzi. Dzieci ze szkoły we wsi Suków-Modrzewie powiedziały swojej nauczycielce, że przy drodze siedzi pies szkielet, który umiera na oczach całej wsi. Była zima, tęgi mróz.

Iza natychmiast odnalazła psiaka. Pomyślała, że wygląda jak przerażony worek kości. Z głodu i wyniszczenia wypadła mu połowa sierści, całe ciało miał pokryte ranami i strupami. Kuśtykał na trzech łapach, bo czwarta po złamaniu samoistnie źle się zrosła, właściciel wybił mu wszystkie przednie zęby. Na widok człowieka z podkulonym ogonem uciekał, ale głód był silniejszy. Kiedy wyjęła kawałek kiełbasy jadł jej z ręki, potem potulnie pozwolił załadować się do samochodu.

W lecznicy dostał kroplówkę, lekarze złamaną łapę włożyli do gipsu, a potem wyjęli z jego ciała miseczkę śrutu. Miś - tak nazwała go Iza na czas leczenia - trafił do domu tymczasowego. Kiedyś, pozostawiony sam w ogrodzie, znalazł dziurę w płocie i uciekł. Miał wtedy jeszcze łapę w gipsie, był duży mróz. Iza szukała go całą noc. Nad ranem znalazła przed domem właściciela-oprawcy. Psiak z łapą w gipsie biegł wiele kilometrów do człowieka, który całe życie go krzywdził. Nie został wpuszczony nawet na podwórko. Radośnie merdał ogonem, kiedy go znalazła. Uratowała Miśka po raz drugi, tym razem odwiozła go do hotelu dla psów.

Szukanie domu

Zaczęło się poszukiwanie domu. Wolontariusze zamieszczali ogłoszenia w internecie, ja dwa razy opisywałam jego historię w "Krakowskiej", opowiadałam o nim w Radiu Kraków. O dom dla Misia prosiła też Agnieszka Chrzanowska w radiowej "Minucie dla zwierzaka", w marcu przywieźliśmy go do radia na akcję adopcyjną psów.

Odwiedzający radio mówili: "A to TEN Misio!". Odpowiadaliśmy: "Tak! Ten biedak, który bardzo potrzebuje dobrego domu". Miś każdemu podstawiał łeb do głaskania, kładł się na podłodze i ufnie pokazywał brzuch, przytulał się do ludzi, wzbudzał wiele sympatii, ale ostatecznie znowu wrócił do hotelu. Kiedy na antenie TV Kraków po długiej przerwie pojawił "Kundel bury i kocury", wolontariusze przywieźli psiaka do studia na Krzemionkach. I znowu nic! Miś dalej był niczyj. Po trzech miesiącach w hotelu zmienił się nie do poznania. Przytył kilka kilogramów, zagoiły się rany, odrosła sierść, lekarze wyleczyli złamaną łapę. Beztrosko biegał i bawił się z innymi psiakami na hotelowym wybiegu. Mijał czwarty miesiąc poszukiwań domu dla Misia. Pojechałam z kamerą do psiego hotelu. Pomyślałam: nagram felieton o Misiu i będę go pokazywała w każdym programie, aż do skutku. W końcu ktoś przejmie się jego losem. Przeznaczeniu czasem trzeba pomóc.

Wysiłek nagrodzony

Kilka dni po emisji programu zatelefonowała pani Marta Śliwa. Widziała tylko fragment programu, akurat ten z Misiem. Była zdecydowana. Najpierw pojechała do hotelu. Na dobry początek zabrała smakołyki. Powitanie było wylewne, potem Miś pochłonął misternie pokrojoną pyszną przekąskę. Odjeżdżając, powiedziała: "Ttylko pamiętajcie, że on już jest mój!".

Wolontariusze nie byli przekonani. On przecież całe życie spędził w budzie, w hotelu też był w kojcu, a teraz miał zamieszkać w bloku. Wprawdzie od razu było widać, że pani Marta to osoba o złotym sercu, ale obawialiśmy się, jak wiejski kundel zachowa się w mieszkaniu. Czy nie będzie brudził, demolował, wył. Pani Marta była zdeterminowana. Kiedy zobaczyła po raz pierwszy smutne i mądre oczy psiaka, usłyszała, co przeżył, postanowiła dać mu dom bez względu na wszystko. Kiedy rozmawiałyśmy przez telefon, powiedziała: "Jeśli trafi do mnie, to będzie miał jak w raju". I miała rację!

Psiak znalazł fantastyczny dom. Czekała na niego poducha i wielka dobroć opiekunek. Jest kochany i rozpieszczany. Wbrew naszym obawom, zachowuje się nienagannie. W mieszkaniu od początku zachowuje czystość, pięknie chodzi na smyczy, niczego nie niszczy. Wolontariusze kupili mu długą smycz, piękne czerwone szelki i medal z wygrawerowanym imieniem i adresem właścicieli, taki psi dowód osobisty.

Szczęśliwy pies

Odwiedziłam Misia kilka dni temu. Jest szczęśliwy od czubka nosa po koniec ogona. Pani Marta śmieje się, że to urodzony kucharz, bo pół dnia spędza z nią w kuchni. - To wyjątkowo bezproblemowy pies - mówi Kasia. - Grzecznie wychodzi na spacer, ale bardzo chętnie wraca do domu. Tak jakby wciąż nie mógł uwierzyć, że go ma i już nigdy go nie straci. Choć naturalną potrzebą każdego psa jest bieganie, Miś nie tęskni za zabawami z innymi psami. Okazało się, że dla niego najważniejsza jest bliskość człowieka. W domu najchętniej wtula się w dłonie swoich opiekunek i chodzi za nimi jak cień. Nawet nie boi się wizyt u weterynarza. W każdej sytuacji czuje się bezpiecznie, jeśli tylko opiekunki są w pobliżu. Pani Marta zastanawia się, jak to możliwe, że przez tyle miesięcy nikt nie chciał tak dobrego psa. Kasia przytula Miśka i uśmiecha się: "On po prostu czekał na nas, ot co - przeznaczenie".

Cuda się zdarzają

Kiedy w styczniu po raz pierwszy opowiedziałam historię Misia na łamach "Krakowskiej", napisałam: "To będzie cudowna chwila, gdy Iza będzie mogła powiedzieć swoim uczniom, że psiak, którego uratowali, ma opiekuna z prawdziwego zdarzenia". No i stało się. Ta cudowna chwila właśnie nadeszła.
Jeśli wokół nas jest jeszcze trochę szlachetnych ludzi, to cuda zdarzają się nie tylko przy okazji Wielkiejnocy, zdarzają się też w dni powszednie. I najpiękniejszy z nich to cud miłości, nie tylko tej między ludźmi.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Plantatorzy ostrzegają - owoce w tym roku będą droższe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na krakow.naszemiasto.pl Nasze Miasto