Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Powrót zwolnionego lekarza-łapówkarza

Joanna Dolna
Szpital w Prokocimiu zatrudnił lekarza, którego wcześniej zwolnił z powodu wyroku za łapówki. Jan S. znów pracuje, ale jako... firma zewnętrzna.

Na lipcowej liście dyżurów Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego w Prokocimiu nazwisko doktora Jana S. pojawiło się trzykrotnie. Obowiązki lekarza dyżurnego miał pełnić 2, 6 i 8 lipca.

Wcześniej, w kwietniu 2016 roku, ta sama placówka zwolniła go po wyroku, który zapadł 29 marca. Za przyjmowanie korzyści majątkowych od rodziców małych pacjentów, w ciągu 11 lat miał otrzymać około 15 tys. złotych. Wyrok ten nie jest prawomocny, a kilka dni temu lekarz złożył apelację.

Natalia Adamska-Golińska, rzecznik szpitala tłumaczy, że placówka jest w trakcie konstruowania nowego zespołu Oddziału Chirurgii Plastycznej i Rekonstrukcyjnej z Dziecięcym Centrum Oparzeniowym.

- Pozyskanie pracowników o tak wysokich kwalifikacjach jest niezwykle trudne i wymaga czasu. W związku z koniecznością zapewnienia ciągłej pomocy pacjentom z naszego regionu w nagłych zdarzeniach, szpital podpisał kontrakt z firmą zewnętrzną. W firmie tej usługi świadczy dr Jan S. i może się zdarzyć, że w godzinach popołudniowych lub nocnych zostanie wezwany do dziecka, które trafi do nas w ciężkim stanie -mówi.

Firma zewnętrzna to NZOZ „CAL-MED”, której prezesem jest Jan S.

- Doktor S. nie został pozbawiony prawa do wykonywania zawodu, a jego wysokospecjalistyczne umiejętności medyczne nie były kwestionowane - tłumaczy Adamska-Golińska.

Jednak zdaniem dra Adama Sandauera ze Stowarzyszenia Primum Non Nocere, lekarz, podobnie jak np. sędzia czy policjant, to zawód zaufania publicznego.

- Jeśli został skazany za łapówki, które brał w szpitalu, to nie powinien tam pracować, mimo że nie stracił prawa wykonywania zawodu, a wyrok nie jest prawomocny. To tak jakby policjant, który przyjmował korzyści majątkowe i został zwolniony, założył potem firmę ochroniarską i dalej świadczył swoje usługi dla policji - komentuje. Zwraca też uwagę na to, że przy samozatrudnieniu problemem jest brak nadzoru - firma kontroluje się sama.

- Przykład z ostatnich dni to pani anestezjolog ze szpitala w Białogardzie, która zmarła po czterech dniach dyżurowania. Ona właśnie prowadziła jednoosobową działalność - mówi.

O kontrowersjach wokół osoby chirurga z Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego pisaliśmy już w ubiegłym roku, kiedy to wyszło na jaw, że żądał on pieniędzy za zabiegi wykonywane specjalnym laserem do usuwania blizn, kupionym za 200 tys. zł przez fundację parafialną z Modzurowa na Śląsku. Parafia przekazała lekarzowi maszynę, bo leczył on poparzoną dziewczynkę (to dla niej ludzie z parafii zbierali pieniądze). Gdy wyszło na jaw to co robił lekarz, laser został mu zabrany przez szpital w Prokocimiu. Jan S. nie poniósł w tym przypadku żadnych konsekwencji, bo, jak stwierdziły władze placówki prawa nie złamał.

Potem wyszło na jaw, że chirurg za leczenie dzieci bierze od rodziców łapówki. Często były to osoby niezamożne, ale zdesperowane na tyle, by zapłacić ostatnie pieniądze, by ich dzieci wróciły do zdrowia.

Proceder miał trwać 11 lat. 29 marca 2016 roku Sąd Rejonowy dla Krakowa-Podgórza wydał wyrok.

Jana S. skazano nieprawomocnie na 4 lata więzienia i 30 tys. zł grzywny. Oprócz tego ma zwrócić całą kwotę poszkodowanym rodzinom.

ZOBACZ TAKŻE: Noc Perseidów 2016

źródło: naszemiasto.pl

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na krakow.naszemiasto.pl Nasze Miasto