Bez echa pozostał ostatni już i słuszny protest miejskiego plastyka. A problem (sprawa) jest naprawdę wyjątkowej wagi.
Mimo że władze miasta od wielu lat deklarują potrzebę powiązania cennych śródmiejskich obszarów z rzeką (piękne hasło: "miasto twarzą do rzeki") - niewiele się w tym zakresie stało. Co prawda wyłaniają się wreszcie ściany Centrum Kongresowego przy rondzie Grunwaldzkim, ale nadal straszą ślepymi ścianami kamienice Dębnik naprzeciw Wawelu i nadal poraża swą wielkością reklama na hotelu Forum.
Ale w całym przebiegu tej najważniejszej rzeki w naszym kraju jest miejsce szczególne: jej zakole pod Wawelem. Od dziesięcioleci (a nawet od stuleci) towarzyszył nam ten wyjątkowy widok: nad taflą jakby szerszej w tym miejscu rzeki wznoszący się zespół wież katedry oraz murów i baszt Królewskiego Zamku. I jego odbicie w zwierciadle wody: żadne miejsce w kraju nie łączy tak ściśle pierwszej i najpiękniejszej rzeki z najważniejszym dla nas zabytkiem - zespołem wawelskiego wzgórza. Widok uwieczniony nie tylko przez malarzy, ale również na stronach wszystkich przewodników i setkach tysięcy pocztówek - najlepszej promocji piękna naszego miasta.
I nagle w ten obraz o nieskalanej przez wiele lat urodzie wdzierają się - jak jakieś bezczelne bazgroły, sylwety kolejnych barek. Nie przepływających i znikających, lecz zacumowanych na stałe. Nie płaskich jak galary, lecz coraz bardziej rozbudowanych, kilkukondygnacyjnych, wciąż większych i coraz szpetniejszych pretensjonalnością formy.
Jakim prawem? Cwaniactwa - nieliczącego się z nikim? Pazernością, ciągnącą zyski z zakładanych tu restauracji?
Czy nie ma w tym mieście nikogo, kto potrafiłby obronić ten odcinek rzeki, stanowiącej przecież wraz z bulwarami bardzo ważną dla miasta przestrzeń publiczną. Może czas najwyższy zmaterializować słuszny pogląd p. wiceprezydent ds. rozwoju miasta - że przestrzeń Wisły między mostami (Dębnickim i Grunwaldzkim) powinna być wolna od takich inwestycji.
Łatwo sobie bowiem wyobrazić, jak wieczorami rozjarzone barki ze swoimi restauracjami przyćmią mizerną iluminację Wawelu. Z kolei naprawdę trudno zrozumieć, że pod samym Wawelem wyrasta nam skupisko knajp.
Przecież już przed stu laty genialny Wyspiański chciał to wyjątkowe w kraju zakole Wisły wzbogacić rozległym amfiteatrem, który dla podkreślenia unikalności miejsca pozwalałby na organizację przestrzeni dla wielkich widowisk z ruchomą sceną płynącej Wisły. Może tu najbardziej pasowałyby wizjonerskie słowa: "A teatr mój widzę ogromny".
Jeszcze w latach 50., w konkursowych pracach na otoczenie Wawelu, były próby przywrócenia tej pięknej idei. Nic z tego nie wyszło. Mamy piękne miasto. Ciągle jeszcze poprzez urodę zabytkowych zespołów i budowli najwyższej rangi. Mamy również pretensje do zaliczania go do europejskich metropolii.
Ale czy władze Londynu pozwoliłyby cumować takie krypy na Tamizie koło Tower Bridge? A władze Paryża na Sekwanie koło Luwru? Czy władze Pragi na Wełtawie koło mostu Karola lub pod Hradczanami? Wszystkie te i wiele innych europejskich miast dawno doceniły rolę rzeki w wartościach swojego krajobrazu.
Jeśli przyjmiemy za rzecz oczywistą, że Wawel to jedyny w kraju panteon królów i wielkich Polaków, że Wisła to najważniejsza z polskich rzek - ich królowa, to barki na jej zakolu pod Wawelem musimy uznać za gwałt na tej rzece. Błagam, nie gwałćcie królowej!
Codziennie rano najświeższe informacje, zdjęcia i video z regionu. Zapisz się do newslettera!
Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?