Ufo Gallery to nowy byt w życiu artystycznym dzielnicy, ale nie Krakowa. Przeniosła się z centrum miasta. Wyemigrowała jak większość życia. Może stąd tytuł „Fata Morgana”? Miraż, który pojawia się i znika.
Wciąż ma jednak swój klimat miejsca offowego, zaskakującego, kluczącego po sztuce współczesnej niekoniecznie utartymi ścieżkami instytucjonalnego obiegu. „Fata Morgana” to przegląd najciekawszych zjawisk w młodej i młodszej sztuce Krakowa. Ten tytuł to trochę żart z pojawiania się i znikania, z przemieszczenia się z adresu pod adres. Ale „Fata Morgana” to także pytanie o znaczenia, które odkryć możemy w sztuce „nie do końca przedstawiającej”. Coś widać, ale nie do końca możemy zdefiniować, co to jest i skąd się wzięło. Tropimy inspiracje, znaczenia, konteksty.
Ale przede wszystkim to przypieczętowanie trendu, jakim jest abstrakcja, na potrzeby swej twórczości zaabsorbowana przez artystów tego pokolenia. Zobaczymy tu odbicie różnych jej nurtów - od organicznej do lirycznej, często doprawianej jeszcze surrealizmem i koloryzmem. To zresztą najbardziej rozpoznawalne inspiracje, jakie dostrzec można w twórczości 20- i 30-latków świata artystycznego. To twórczość, która leży gdzieś na granicy realizmu i surrealizmu, rzeczywistości i abstrakcji. Tacy powiedzmy „kololiryści”.
Bardzo ciekawie wypadają tu prace Marcina Dymka. To abstrakcja organiczna, w której zasiano mnóstwo roślinnych motywów. Plączą się pnącza, wiją łodygi i liście. Choć od skojarzeń z florą trudno uciec, to żadne z nich nie jest oczywistością.
Znakomite prace pokazuje tu Ludmiła (Luca) Woźniczko. Dziwne stwory, trochę przerażające, trochę intrygujące, oddane z pomocą mięsistości farby i jej koloru.
W stronę surrealizmu wyraźnie skręca także Bartłomiej Radosz. Jego obrazy są jak z sennych koszmarów. Dziwne i nieoczywiste. Oko na marmurkowo-rdzawym tle, twarze wykrzywione w krzyku.
Wreszcie Krzysztof Mężyk - dziś jeden z najpopularniejszych krakowskich malarzy pokolenia. Człowiek, który tworzy niepokojące abstrakcje. Swoją praktykę artystyczną określa łacińskim terminem qualia, oznaczającym intuicyjne jakości związane z doświadczeniami zmysłowymi, subiektywne, niewyrażalne w słowach. Rozwibrowane i rozchełstane formy niemal nie mieszczą się w ramie, chcą wyjść poza przestrzeń płótna. Są dynamicznym zderzeniem form.
Choć tytuł wystawy to „Fata Morgana”, to realnie istniejąca sztuka - nawet jeśli data wernisażu pojawiła się i zniknęła (wtajemniczeni wiedzą, o co chodzi). I warta uwagi. Podobnie jak to miejsce. Trzeba mu się przyglądać, bo widać, że ciekawie spogląda na sztukę pokolenia. Nawet jeśli nie jest to wystawa najlepsza z możliwych, to jest jakaś. Ma w sobie siłę świeżości i urok nowości.
- Ohydztwa, które kazali nam jeść w dzieciństwie. Pamiętacie?
- Trwa budowa prywatnego akademika, zajrzeliśmy do środka
- Szkieletor zmieni się nie do poznania [ZDJĘCIA]
- Imponująca budowa zakopianki, wkrótce nią pojedziemy!
- W te miejsca polecisz z Krakowa za mniej niż 100 zł
- Kolejki do lekarzy. Tyle poczekasz na wizytę, badanie i operacje w Małopolsce
WIDEO: Krótki wywiad
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?