Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Siczka z KSU o nowej płycie zespołu - "44": Zatwardziali punkowcy nas opuścili, ale za to doszli nowi fani

Paweł Gzyl
Paweł Gzyl
Siczka z KSU
Siczka z KSU Mystic
KSU to legenda polskiego punka z Bieszczad. Grupa gra nieprzerwanie od 1978 roku. Właśnie ukazała się jej nowa płyta - "44". Rozmawialiśmy o niej z liderem formacji - wokalistą i gitarzystą Eugeniuszem "Siczką" Olejarczykiem.

Jak Polacy zareagowali na atak Rosji na Ukrainę? SONDA

od 16 lat

- Podobno nie mieszkasz już w Ustrzykach?
- To prawda. Przeprowadziłem się do swojej partnerki pod Rzeszów. Do Ustrzyk mam równe sto kilometrów.

- Jak się czujesz w nowym miejscu?
- Świetnie. Mam spokój i mogę pracować. Zrobiłem sobie studio i nagrywam nowe piosenki. W Ustrzykach miałem niezapowiedziane wizyty na okrągło. Pijani goście przychodzili czasem w środku nocy i spali na klatce schodowej.

- Czyli nie tęsknisz za Ustrzykami?
- Prawie całe życie tam spędziłem, więc trochę mnie ciągnie. Ale Ustrzyki w ostatnich latach bardzo się zmieniły. To już ruchliwe miasteczko. To nie tak, jak za dawnych czasów, kiedy była cisza i spokój.

- Podkarpacie mocno odczuło wybuch wojny w Ukrainie. Jak postrzegasz to ze swojej perspektywy?
- Bardzo współczuję wszystkim Ukraińcom. Tym matkom z dziećmi, które uciekły. Strach i niepewność sprawiły, że mniej turystów przyjeżdża w Bieszczady. Wszystkim się wydaje, że w każdej chwili mogą tam spaść jakieś pociski. Ale chyba na razie nie ma się czego obawiać.

- Włączyłeś się w pomoc Ukraińcom?
- Nocowaliśmy najpierw matkę z dwójką dzieci, a potem matkę z trójką dzieci. To było podczas pierwszej fali uchodźców. W oczach tych dzieci widać było przerażenie. Wszystkie były mocno wystraszone.

- Wojna w Ukrainie ma swoje odbicie w nowych piosenkach KSU.
- Tak. Poprosiłem tekściarza, żeby o niej delikatnie napomniał.

- Tym razem teksty dla KSU napisał Marcin Stefański. Kto to?
- Psychiatra. Dlatego te teksty są momentami mało zrozumiałe. On po prostu tak pisze. Poznaliśmy się jakieś z dziesięć lat temu po koncercie w Lublinie. Teraz Marcin przeprowadził się do Tarnowa. Rozumiemy się bez problemów.

- Zawsze teksty dla KSU pisał „Broda”. Dlaczego tym razem jest inaczej?
- Rozmawiałem z nim, ale powiedział, że już mu się nie chce pisać. Zdrowie mu nie dopisuje. Jest trochę schorowany. Nie zmienia to faktu, że to właśnie on napisał dla nas w przeszłości najlepsze teksty.

- W tekstach Stefańskiego mocno podkreślony jest wątek wojny polsko-polskiej. Boli cię polityczny podział Polaków?
- Bardzo. Wszyscy wiemy czyja to wina. Politycy okłamują i okradają ten naród. Nie widzę jednak żadnych widoków na zakończenie tego konfliktu.

- No właśnie: jedyną pozytywną wartością w nowych piosenkach KSU jest natura – a konkretnie dzikie Bieszczady.
- To prawda. Następną płytę zamierzam nagrać tylko o Bieszczadach. Polityka już mnie znudziła.

- „44” to pierwszy nowy album KSU od dziewięciu lat. Dlaczego nie spieszyliście się z jego nagraniem?
- Dziesięć utworów powstało już dawno. Tylko nie szło mi jakoś pisanie punkowych piosenek. Ja się wychowałem na Black Sabbath, Led Zeppelin, Wishbone Ash, Ericu Claptonie. To inna muzyka. Ale w końcu zmobilizowałem się i zrobiłem trzy bardziej czadowe numery. I skończyliśmy płytę.

- „44” brzmi bardziej jak metal niż jako punk. Z czego to wynika?
- Wykorzystaliśmy inny strój gitar, który dał cięższe brzmienie. Próbowaliśmy tego już na poprzedniej płycie. Ciągnie mnie do takiego mocniejszego grania – nawet do grunge’u.

- Wolisz Black Sabbath niż Sex Pistols?
- Uwielbiam pierwszą płytę Sex Pistols, ale wychowałem się na Black Sabbath. Oczywiście tylko z Ozzy Osbourne’m. Ten późniejszy skład, to już nie to samo.

- Jesteś kompozytorem wszystkich piosenek KSU. Łatwo ci przychodzi po 45 latach grania komponowanie nowych utworów?
- Nie mam z tym problemu. Zarówno ciężkiego rocka, jak i muzyki akustycznej. Tylko nie mam się kiedy za to zabrać, bo cały czas coś się dzieje.

- Na nowej płycie są również folkowe piosenki o akustycznym brzmieniu. Co cię ciągnie w tę stronę?
- Dźwięk tych ludowych instrumentów: liry korbowej, cymbałów strunowych, harfy czy wiolonczeli. Uwielbiam je. Kiedy rockowe zespoły nagrywają płyty „bez prądu”, to najczęściej wykorzystują gitary akustyczne, fortepian czy skrzypce. KSU współpracuje z muzykami z grupy Matragora, którzy mają ponad pięćdziesiąt różnych dawnych instrumentów. My i tak nie wykorzystujemy tego wszystkiego tego. Kiedyś byłem na ich koncercie i przeżyłem szok. Co to jest za muzyka! Ale to nie dla fanów KSU.

- No właśnie: jak wasi fani przyjmują folkowe piosenki KSU?
- Część nas opuściła. To zatwardziali punkowcy. Ale część została przy nas. Doszli też nowi, którym podoba się to folkowe granie. Czyli nie jest źle. Na koncertach przyjęcie mamy zawsze super.

- Do płyty „44” dołączony został krążek Blu-ray 4k z nagraniem jubileuszowego koncertem KSU w Ustrzykach w 2018 roku. To wyjątkowe wydawnictwo?
- To pierwsza płyta Blu-ray w formacie 4K w Polsce. Czyli w znakomitej rozdzielczości. Przygotowywaliśmy ją przez ostatnie pół roku od rana do nocy. Koncert rejestrowała niezawodowa ekipa, bo na inną nie było nas stać. To sprawiło, że były problemy z obrazem i z dźwiękiem. Wiele rzeczy się nie zgadzało, więc musiałem wszystko od początku układać. A materiału było mnóstwo.

- Jak wspominasz ten koncert?
- To był jeden z naszych najcięższych koncertów. Wykonaliśmy 47 piosenek, całość trwała aż cztery godziny. Mieliśmy specjalnych gości. Najlepiej wypadł Oley z Proletariatu, bo ma wyjątkowy wokal – to prawdziwa petarda. Anja Orthodox myliła się trochę w tekstach, ale w sumie wyszło całkiem dobrze.

- Wolisz koncerty klubowe czy plenerowe?
- Plenerowe, bo przyjemniej się gra. Jest świeże powietrze, większa przestrzeń, dobre nagłośnienie, tłum ludzi. Jeśli chodzi o kluby, to wolę te większe. Bo w tych małych jest duszno i gorąco. Wtedy ciężko się gra.

- KSU ma w swoim dorobku czternaście płyt, zagraliście setki koncertów, napisano dwie książki o tobie i zespole. Spodziewałaś się, zakładając grupę w 1978 roku, że będziecie tacy popularni?
- Ja w ogóle nie myślałem, że nagramy jakąkolwiek płytę. Graliśmy właściwie dla siebie. Kazik Staszewski nas odkrył – i wyciągnął na szersze wody. Ale pierwszą płytę nagraliśmy dopiero po dziesięciu latach w 1988 roku.

- Fani dopytują się o twoją kolejną książkę. Napiszesz jeszcze coś?
- Niestety – rok temu Andrzej Dumkiewicz, autor, z którym napisałem tę ostatnią książkę, powiesił się. Zabiła go choroba psychiczna. A to był gość, który miał w głowie całą kronikę działalności KSU. Pamiętał wszystkie szczegóły – gdzie i kiedy zagraliśmy. To wielka szkoda, bo miał pomysł na naszą nową książkę, która podejmowałaby trochę inną tematykę niż ta pierwsza. Ale cóż zrobić – czasem tak bywa.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Materiał oryginalny: Siczka z KSU o nowej płycie zespołu - "44": Zatwardziali punkowcy nas opuścili, ale za to doszli nowi fani - Gazeta Krakowska

Wróć na krakow.naszemiasto.pl Nasze Miasto