Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

O robieniu filmów - Sławomir Shuty [wywiad]

Mickey Mousoleum
Mickey Mousoleum
18 listopada w krakowskiej Rotundzie odbyło się spotkanie ze Sławomirem Shutym – pisarzem, reżyserem, performerem i pierwszym nielegalnym proboszczem.

Młodzi twórcy spotkali się ze znanym pisarzem i dyskutowali o realiach życia codziennego. Specjalnie dla MM'ki Bartosz Walat i Bartłomiej Misiniec rozmawiali z pisarzem. Przed spotkaniem zaprezentowano film „Oblubienica”, który stworzyła grupa CYRK SHUTY.
Bartosz Walat: Jak odnosisz się obecnie do zaprezentowanego filmu?

Muszę zaznaczyć, że najnowsza wersja jest trochę zmieniona. Wydaje mi się jednak, że jak na warunki i koszty, jakimi dysponowaliśmy to nie jest to zła produkcja. Całość kosztowała nas pięćset złotych, a plan zdjęciowy to dwa dni. Film jest żartem, ale też realistycznym obrazem polskiej prowincji.

Bartłomiej Misiniec: A skąd pomysł, żeby akcję filmu umieścić na wsi? Wszyscy kojarzą Cię z nowohucką rzeczywistością.
Wieś zawsze była mi bliska. Często tam bywam. „Oblubienica” powstała tak, że znajoma kolegi, z którym ten film robiłem przechodziła rytuał, jaki mieliśmy okazję zobaczyć [W „Oblubienicy” ukazane jest świniobicie i inne elementy przygotowań do wesela] Pomysł powstał szybko, w dwa dni zebraliśmy się by to nakręcić.

B.M. A tworzenie filmu domowymi warunkami to frajda, czy jednak harówka?
Dla mnie to jest frajda. Plan zdjęciowy to przyjemna zabawa. Harówka zaczyna się trochę później, gdy film należy zmontować i udźwiękowić. Potrzebny jest przynajmniej podstawowy sprzęt i człowiek, który potrafi się temu poświęcić. Trudno jest w amatorskim obiegu filmowym znaleźć ludzi, którzy są w stanie pracować za darmo.

B.W Wiele jest prowokacji w tym filmie?
Wydaje mi się, że tam za bardzo nie ma prowokacji. To ukazanie scen, które na wsi dzieją się zupełnie na porządku dziennym.

B.M. A mnie korci zapytać, czy po nakręceniu tego filmu nie myślałeś by zostać wegetarianinem?
<śmiech> Mieliśmy taki moment zawahania. Na drugi dzień po wszystkich wydarzeniach, gdy miało dojść do konsumpcji tego mięsa wszyscy siedzieli wokół talerza i nikt nie wiedział co robić. Pamiętam, że jedna osoba się przełamała, powiedziała, że to dobre i potem już wszyscy jedli. Ja uważam, że można by się zastanowić nad jedzeniem mięsa z innych powodów, choćby etycznych, zdrowotnych, przygotowywanie go mnie nie rusza. Widok szlachtowanej świni jest w zasadzie normalnym zjawiskiem. Choć przyznam, że ten smród krwi jest dość odrzucający.

B.W. Generalnie mówimy o kinie niezależnym. Kiedyś przyznałeś, że niezależność istnieje w sztuce...
Zastanawiałem się właśnie nad kategorią tych filmów, które tutaj prezentuję. Wydaje mi się, że gatunek tego filmu to nie tyle kino niezależne – choć można to pojęcie rozpatrywać różnie. W tej produkcji byłem na przykład zależny od czasu ludzi, którzy przy filmie pracowali. Bardziej nazwałbym tę produkcję kinem offowym, wydzielonym od głównego nurtu, a także kinem czysto amatorskim. Nie mam wykształcenia filmowego. To wszystko powstaje spontanicznie. Mamy pomysł, bierzemy kamerę i jedziemy się z nią bawić. W przypadku „Luny” mieliśmy na planie kolegę po szkole filmowej i ewidentnie jest to zauważalne w formie tego filmu. Ostateczny kształt filmu to przede wszystkim jego zasługa.

B.M Czy CYRK SHUTY pragnie pozostać w kręgu filmu amatorskiego? Te filmy zaczynają być doceniane, za niedługo mogą się pojawić producenci i pieniądze, co wtedy?
Ja nie mam żadnej ideologii związanej z robieniem filmów. Ja tę działkę rozwijam dla przyjemności, choć akurat teraz studiuję w szkole scenariuszowej, która powstała na Uniwersytecie Jagiellońskim. Tak naprawdę interesuje mnie robienie kina jak najlepszego. Chciałbym współpracować z profesjonalistami. Najważniejsza bowiem jest sztuka. Ideologia i wątpliwości czy pozostać w takim gatunku czy innym jest bezsensu. Dla mnie nie ma to znaczenia. Tym bardziej, że ciężko zdefiniować gdzie zaczyna się off, a gdzie mamy do czynienia z obiektem popularnym.

B.W. A jak wygląda proces twórczy w wypadku filmu?
To jest bardzo złożony proces i wielu ludzi musi się w to zaangażować. Jednak najważniejszy jest pomysł i scenariusz, więc wszystko się sprowadza to napisania ciekawego opowiadania. W filmie są też pewne ograniczenia. Literatura może sobie pozwolić na prawie wszystko, a tu są jakieś reguły, których trzeba przestrzegać. Według mnie teraz w Polsce jest dobry moment by tworzyć filmy niezależne, bo filmy z głównego nurtu już się znudziły. Jest zapotrzebowanie na scenariusze i ludzi, którzy wniosą coś nowego. Ludzie bez szkół potrafią odejść od takiego sztampowego myślenia. Co raz więcej młodych reżyserów bierze się do roboty. Trzeba przyznać, że narzędzia są w zasięgu ręki .Kamera i komputer do wystarczające sprzęty.

B.W. Wiele jest Twojej literatury w Twoich filmach? W „Oblubienicy” bohaterka posługuje się składnią, której używasz w swoich powieściach.
Tak, dokładnie. Choć do tej pory nie wiązałem literatury z filmem. Właściwie film traktowałem jak spontaniczny wyjazd na dobrą imprezę. Obecnie jednak pracuję nad książką, która posłuży mi jako scenariusz.

B.M. Z każdej książki można zrobić film?
Ja uważam, że tak, choć na pewno trzeba do tego podejść odpowiednio. Wiadomo, że z książki, która nie ma fabuły jest trudniej. Teraz powstał film na podstawie „Wojny polsko ruskiej pod flagą białą czerwoną”, książki fabularnej, ale Xawery Żuławski spróbował i już niedługo zobaczymy jak wyszło.

B.M. Kilka lat temu kojarzyliśmy Cię wyłącznie z książkami. Literatura zeszła na boczny tor?
Miałem przerwę w pisaniu bo byłem zamotany w inne projekty. Pisanie jest jednak dla mnie podstawą. Kino jest środkiem wyrazu, który w pewnym momencie spodobał mi się bardzo i pochłonął mnie w pełni. Książka już niedługo powstanie, będzie się nazywać „Ryt”.

B.W. Podział na pokolenia w sztuce jest sztuczny?
Tak. Właściwie wszystko co się dzieje dobierane jest według jakiegoś klucza. Wtedy okazuję się, że można być zbieżnym tematycznie z kimś młodszym i starszym. Wiadomo, że wszyscy trzymają się w jakiejś grupie, na przykład związanej z Ha!artem, ale tu nie chodzi o pokolenia, chodzi o dorastanie w pewnej wspólnej grupie zjawisk. Choć ja nie czuję żadnej więzi grupowej.

B.M. Kiedyś wyraźnie podkreśliłeś, że środowiska artystyczne są zamknięte. Ta sytuacja nadal się utrzymuje?
Na pewno tak, ale wydaje mi się, że ta sytuacja nie ma szans się zmienić. Pojawienie się młodego artysty zawsze będzie niemile widziane. W świecie literackim nie ma takiej walki, jak w filmie, bo literatura nie jest opłacalna. Z tego nie można żyć, to właściwie sztuka dla sztuki. Kraków jest zaściankowy, więcej dzieje się choćby w Warszawie. Jednak ja osobiście siedzę we własnym świecie i nie widzę jakiegoś klimatu bohemy. Wszyscy się znają, ale nikt nie stawia barykad.

B.M Pierwsze książki kserowałeś. Teraz jesteś nazwiskiem rozpoznawalnym. Ta sytuacja dużo zmienia?
To na pewno bardziej komfortowa sytuacja. Na początku musiałem się skupiać nawet nad promocją. Teraz wszystkie sprawy należą do wydawnictwa.

B.M. A czy czasami nie lepiej, że literatura nie zarabia?
Raczej nie. Na pewno zarabianie daje komfort, dzięki któremu można się skoncentrować na pisaniu. Jeżeli nie zarabiasz na książkach zaczynasz pisać artykuły, felietony itd. Czasami to komplikuje proces twórczy.

Zobacz też:


od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na krakow.naszemiasto.pl Nasze Miasto