Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

20 lat z "Białą Gwiazdą" [ZDJĘCIA]

Paweł Panuś
Do Wisły Kraków trafił, wypatrzony przez Adama Grabkę, z turnieju "dzikich drużyn". Potem przez dwie dekady był rozgrywającym drużyny z ul. Reymonta, występował też w reprezentacji Polski. Dziś trenuje piłkarzy Startu Brzezie.

Leszek Lipka jest legendą Wisły Kraków, jednym z najlepszych jej rozgrywających w historii. W barwach Wisły rozegrał 378 spotkań, zdobywając 37 bramek. 21 razy wystąpił w reprezentacji Polski, m.in. w czterech meczach eliminacji do Euro 1980 (w pełnym wymiarze czasowym, Polska żadnego z tych spotkań nie przegrała).

Pierwszy był Everton

Dla Wisły wypatrzył go słynny łowca talentów trener Adam Grabka. Lipka razem z kolegami założyli zespół, nazwali go szumnie Everton i zgłosili się do jednego z wielu turniejów "dzikich drużyn", nad którymi patronat miała właśnie Wisła.

- Załapać się do Wisły było niezwykle ciężko, w takich turniejach startowało około stu zespołów, a sportowy poziom był wysoki. W tamtych czasach z kolegami nie mieliśmy nic innego do roboty, jak tylko grać w piłkę, więc przystępując do takich turniejów chłopcy wiele już potrafili. Mnie wypatrzył trener Grabka i zaproponował treningi w Wiśle. Klub organizował wówczas jeszcze półkolonie, podczas których odbywała się kolejna selekcja. Także ten etap udało mi się przejść i w 1970 roku trafiłem do trampkarzy Wisły. Potem tak się to wszystko układało, że miejsca w drużynie nikt mi nie zabrał - wspomina Leszek Lipka.

Piłkarz żałuje, że dziś takich inicjatyw Wisła nie prowadzi, a to była dobra droga do tego, aby pozyskiwać talenty. - Gdy pracowałem w Orle Iwanowice, w halowych rozgrywkach młodzieżowych moja drużyna pokonała Wisłę. Rodzice byli zszokowani, że ich dzieci przegrały z klubem ze wsi. Różnica poziomów się zaciera, gdy ja byłem młodym zawodnikiem, taki wynik byłby niemożliwy. Nikt jednak z Wisły dziś nie szuka talentów w mniejszych miejscowościach. A przecież to była kiedyś siła Wisły. Z Krakowa nie pochodzą Adam Musiał, Adam Nawałka czy Kaziu Kmiecik, a ile oni dali Wiśle!

18-letni debiutant

Grał w drużynach młodzieżowych i w 1975, i 1976 roku zdobywał dla Wisły dwukrotnie mistrzostwo Polski juniorów. Wraz z grupą zdolnych kolegów trafił do pierwszej drużyny, którą wówczas prowadził trener Aleksander Brożyniak. - Było nam łatwiej, bo do kadry pierwszej drużyny trafiłem razem z kolegami z ekipy juniorów. Tworzyliśmy zgraną paczkę i większość chłopaków zaistniała w dorosłej piłce. Dziś o wiele trudniej młodym chłopakom wejść do dorosłej piłki, choć talentów nie brakuje.

W pierwszej drużynie, mając 18 lat, zadebiutował 18 sierpnia 1976 roku w meczu Pucharu Polski ze Spartą Zabrze, wygranym przez Wisłę 2:0. Oprócz sukcesów w ekstraklasie - mistrzostwa w 1978 i wicemistrzostwa Polski w 1981 roku - Leszek Lipka najchętniej przywołuje mecze "Białej Gwiazdy" w europejskich pucharach.

- Najmilej wspominam starcie z Club Brugge w Pucharze Europy. W pierwszym meczu przegraliśmy 1:2, a w rewanżu pokonaliśmy rywala 3:1, a ja strzeliłem jedną z bramek. Takich meczów się nie zapomina, pełne trybuny, ogromny doping. Te spotkania kibice Wisły wspominają do dziś, daliśmy ludziom wiele radości. Młodzież żyje sukcesami klubu z ery trenera Henryka Kasperczaka, ale dla ich rodziców nie mniej ważne są mecze Wisły z Club Brugge, Zbrojovką Brno, Malmoe czy Fortuną Sittard.

Ulubieniec Kuleszy

W reprezentacji Polski zadebiutował w 1979 roku w meczu z Holandią, który Polska wygrała 2:0. Otrzymał szansę od nieżyjącego już trenera Ryszarda Kuleszy i w pełni ją wykorzystał. Przeciwko "Pomarańczowym" zagrał jedno z najlepszych spotkań w kadrze i zagościł w niej na dłużej. Trener Kulesza lubił zawodników dobrze wyszkolonych technicznie i stawiał na filigranowego wiślaka, ten zaś odwdzięczał się świetną postawą w środku pola.

- Dysponowałem skromnymi warunkami fizycznymi i na to nic nie mogłem poradzić. Aby grać na najwyższym poziomie, musiałem być lepszy technicznie od swoich kolegów, starałem się też dużo myśleć na boisku. Jako rozgrywający starałem się wiedzieć, jak najlepiej dograć piłkę napastnikowi, bo z tego byłem rozliczany. Inaczej trzeba było zagrywać do nieodżałowanego Włodzimierza Smolarka, a inaczej do Kazia Kmiecika w Wiśle. Staraliśmy się sporo rozmawiać, pytałem kolegów, czego ode mnie oczekują i podczas gry to realizowaliśmy.

Jedyną bramkę w reprezentacji zdobył w meczu z Maltą, który zakończył się… właśnie po trafieniu Leszka Lipki w 77 minucie. - Rozpoczynał się nowy etap w kadrze, która zaczynała eliminacje do mistrzostw świata w Hiszpanii. Chciałem się pokazać, byłem w dobrej formie. Gdy zobaczyłem boisko na Malcie, wiedziałem, że łatwo nie będzie. To było klepisko. Dziś obiekty w klasie B są w lepszym stanie, ale grać było trzeba. Pierwsza połowa zakończyła się wynikiem 0:0 i w drugiej postawiliśmy wszystko na jedną kartę. Świetnie zagrał Włodek Smolarek, który strzelił pierwszą bramkę, a potem podał mi z lewego skrzydła i uderzyłem piłkę z 7 metrów do bramki. Kibice zaczęli w nas rzucać kamieniami i sędzia przerwał mecz. Cieszyliśmy się z wygranej, bo FIFA utrzymała wynik z boiska.

Żal do Piechniczka

W marcu 1981 roku Leszek Lipka zagrał w towarzyskim meczu z Rumunią, przegranym 0:2 i był to ostatni jego występ w reprezentacji kraju. Doszło do zmiany trenera, Ryszarda Kuleszę zastąpił Antoni Piechniczek, który rozgrywającego Wisły w swojej kadrze nie widział.

- Trener Piechniczek wolał stawiać na zawodników o lepszych warunkach fizycznych niż ja i kilku kolegów. Reprezentacja się zmieniła, ale kibicowałem jej nadal. Jakąś cząstkę w awansie na mundial miałem, choć kluczowy był nie mecz z Maltą, ale słynne starcie z NRD w Lipsku, gdzie znów błysnął Włodek Smolarek. Czy pozostał żal? Na pewno trochę tak, choć jak każdy kibic cieszyłem się z trzeciego miejsca na świecie. Manewry trenera Piechniczka przyniosły efekt i trzeba się z tym pogodzić.

Ostatnią bramkę dla Wisły Leszek Lipka strzelił w 1989 roku w meczu Pucharu Polski z Pogonią Szczecin, przegranym przez Wisłę 2:3. Rok później rozegrał ostatni mecz ligowy z Ruchem Chorzów (1:1) i przeniósł się do Błękitnych Kielce. Z zespołem tym wywalczył awans do drugiej ligi, jednocześnie pracował jako trener w Naprzodzie Jędrzejów, który był wówczas solidnym trzecioligowcem.

- Mój wyjazd do Kielc spowodowany był pracą zawodową w policji oraz spokojnym przejściem na sportową emeryturę. Cieszyłem się, że na zakończenie gry udało mi się pomóc drużynie - wywalczyć awans, a w Naprzodzie osiągać dobre wyniki trenerskie.
Trenerska przygoda

Do Krakowa wrócił w 1999 roku, przejmując ekipę juniorów Wawelu. Później dwukrotnie trenował graczy Dąbskiego Klubu Sportowego, a także Libertów, Orzeł Iwanowice i obecnie Start Brzezie.

Jako piłkarz był graczem spokojnym i takim jest też trenerem. Systematyczną pracą doprowadził Dąbskiego do wysokich lokat w klasie A, ze Startem awansował do klasy A, wygrał też gminne mistrzostwa. Czy to odpowiedni poziom pracy szkoleniowej dla byłego reprezentanta? - Po latach ciężkiej pracy przychodzi czas na odpoczynek. Kiedyś miałem żal do Wisły, że nie pozwoliła mi na transfer zagraniczny przed ukończeniem 30. roku zycia, ale szybko doszedłem do wniosku, że wyszło mi to na dobre. Jestem dziś na emeryturze policyjnej i lubię pracę w małych ośrodkach. Staram się pomagać młodym zawodnikom, dla których piłka to przyjemność po tygodniu ciężkiej pracy. Autentycznie cieszę się z osiąganych wspólnie sukcesów. Start Brzezie bardzo długo grał w najniższych ligach i wspólnie udało się nam awansować do klasy A. Widziałem radość w oczach działaczy i zawodników. Bardzo solidnie pracowaliśmy w okresie zimowym i teraz wygrywamy, co daje satysfakcję w lokalnym środowisku. Tego nie da się zamienić na żadne pieniądze.

W dwóch światach

Leszek Lipka nie ukrywa, że ostatnie wyniki jego ukochanej drużyny napawają go niepokojem. Wiśle pozostał wierny, stara się bywać na jej meczach. Jest więc na co dzień w piłkarskich dwóch światach, pierwszym, sięgającym europejskiego poziomu i tym drugim, zamkniętym w ramach struktur wielickiego podokręgu.

- Sportowy poziom ekstraklasy się obniżył i Wisła gra słabiej niż przed laty. Nie chcę tego oceniać, ale zwrócić uwagę na coś innego. Podczas ostatniego meczu Wisły z Ruchem Chorzów kilku graczy krakowskiej ekipy nie mogło wystąpić. Siedzieli na trybunach, każdy w innym miejscu ze swoim towarzystwem, a przecież stanowią jeden zespół. Tego brakuje mi najbardziej. Nie wyobrażam sobie, jak można osiągać dobre wyniki, gdy w zespole nie panują przyjacielskie stosunki. Druga sprawa to za duża liczba obcokrajowców. Podziwiam trenerów, którzy pracują z piłkarzami pochodzącymi z różnych stron świata. Futbol zmienił się całkowicie, dziś dominuje w nim pieniądz, a to odbija się na szkoleniu młodzieży. Dziś w największych polskich klubach nie trenują najlepsi, ale mający majętnych rodziców. To właśnie oni pokrywają lwią część kosztów, a ja będę bronił do końca tezy, że największe talenty pochodzą z bardzo ubogich domów. Tacy zaś chłopcy trafiają jedynie do osiedlowych klubów i w nich kończą kariery. Pewnych trendów zmienić się nie da, Wisła i Cracovia potrzebują gwiazd, aby przyciągać na trybuny rzesze kibiców, ale aby unikać takich sytuacji, jak obecna, w obu drużynach musi grać więcej wychowanków, a oba kluby muszą postawić na lepsze szkolenie.

Więcej sportu znajdziesz w Dzienniku Polskim

Codziennie rano najświeższe informacje, zdjęcia i video z Krakowa. Zapisz się do newslettera!

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wywiad z prezesem Jagiellonii Białystok Wojciechem Pertkiewiczem

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: 20 lat z "Białą Gwiazdą" [ZDJĘCIA] - Kraków Nasze Miasto

Wróć na krakow.naszemiasto.pl Nasze Miasto