Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Z The 30th of July o muzyce [wywiad]

Mickey Mousoleum
Mickey Mousoleum
W związku z wydaniem debiutanckiej płyty, spotkałem się z krakowską grupą The 30th of July.

Przybraliście już pozy do konfrontacji z dziennikarzem?

Tobiasz: Przede wszystkim jesteśmy naturalni, nie mamy wystudiowanych póz i zachowań. Jesteśmy rockmenami, więc możemy sobie pozwolić na taką toporność (śmiech). Każdy z nas współpracuje także z innymi zespołami. Mamy trochę doświadczenia. Akurat 30th of July jest naszym koleżeńskim kolektywem, gdzie gramy dla przyjemności.

Zespół powstał 30 lipca?

Tobiasz: Nie. Pierwsze próby odbyły się jakiejś zimy. Oczywiście każdą nazwę można rozpatrywać na wiele sposobów. W tym przypadku zapewne można by znaleźć wiele powiązań historycznych, ale naprawdę nic nie mieliśmy na myśli. To była jakaś zimowa nostalgia za latem. To dobrze, że każdy może nadać jej sens.

Rozumiem, że jako młoda krew nie chcecie się upychać w jakąś szufladę stylistyczną?
Tobiasz: Dokładnie. Wywodzimy się ze sceny hardcore, ale obecnie odcięliśmy się od stereotypów. Nawet hardcore jest dla nas filozofią życia i wolnością, a nie szufladą.

Albin: Obecnie współpracujemy z muzykami, którzy ubogacają nas dźwiękami saksofonu i bongosów. Zależy nam, by stali się pełnoprawnymi członkami kapeli. Bardzo zależy nam na kulturowym wymieszaniu stylistyk. Może wiolonczela, trąbki...

Tobiasz: Każdy w zespole dość mocno inspiruje się muzyką dalekiego wschodu, dlatego jesteśmy otwarci na takie doświadczenia. Planujemy także śpiewać w językach orientalnych. Pomysłów jest wiele.

Spotykamy się przy okazji pierwszej płyty?
Tobiasz: Nie do końca. Mamy już za sobą pierwsze nagrania i dema.

Albin: Choć generalnie traktujemy tę płytę jak debiut. To są trzy lata ciężkiej pracy, które skumulowały się w dwunastu utworach. Obecnie płyta wchodzi do sklepów.

Tobiasz: Nadszedł chyba moment, w którym nazbieraliśmy wokół siebie tylu przyjaźnie nastawionych ludzi, że wydanie płyty było samą przyjemnością.

A na jakie zainteresowanie natrafiacie?
Tobiasz: Jest bardzo mobilizująco. Spotykamy się z pozytywnymi recenzjami. To wszystko wynik specyficznego klimatu wśród muzyków.

Albin: Zawsze jest problem, by dopasować ze sobą pięć różnych osób, które mają stworzyć coś wspólnego. Nam się to w końcu udało.

Tobiasz: I to z bardzo dobrym rezultatem. Każdy wniósł w ten projekt siebie i dzięki temu jesteśmy różnorodni i nie nudni. Inspiracji jest wiele.

Utożsamiacie się ze sceną krakowską? Tobiasz: Tak. Gramy z tutejszymi zespołami i mamy wielu znajomych. Nie da się jednak ukryć, że jak na każdej scenie, są różne podziały i zgrzyty. Na pewno są w Krakowie tacy artyści, którzy nas inspirują, których podziwiamy, i koło których chcielibyśmy kiedyś stanąć. Ja myślę w tej chwili o Tomaszu Stańko.

Macie zamiar wybić się ponad ten krąg?
Tobiasz: Na pewno spróbujemy. Mamy duże ambicje.

Albin: Głównie myślimy o Ameryce, gdzie realia rynku muzycznego są inne. Płytę, o której tu mówimy, rozesłaliśmy już do różnych wytwórni zagranicznych na całym świecie. Zamierzamy też rozesłać ją po Azji.

Kierujecie się w tworzeniu panującymi trendami zagranicznymi?
Tobiasz: Nie. To jest muzyką, jakiej sami chcielibyśmy słuchać.

Albin: Wcześniej graliśmy dość brutalną muzykę. Obecnie zmieniliśmy wiele.

Tobiasz: W tym miejscu pozdrowienia dla naszych fanów, którzy mogli się od nas odwrócić, a tymczasem kibicują nam wytrwale. Przede wszystkim jednak robimy swoje.

Jak rozumiecie pojęcie niezależność?
Tobiasz: Możliwość robienia tego, na co ma się ochotę.

Albin: Przede wszystkim chcemy uniknąć sytuacji, w której ktoś nami będzie dyrygował. Do tej pory sami tworzymy aranże i nie mamy zamiaru zmieniać tego przyzwyczajenia.

Tobiasz: To my decydujemy o długości utworu, o wyborze singla, wyglądzie okładki. Nawet wybieramy media, w których chcemy się promować.

A jak wygląda sprawa w wytwórniach niezależnych. Tam rzeczywiście nie narzucają warunków?

Tobiasz: Oczywiście jest różnie. Choć naprawdę istnieje wiele miejsc, gdzie liczy się muzyka, a nie pieniądze. Jest o wiele lepiej niż kilkanaście lat temu. Młode zespoły zaczynają przejmować rynek. Według mnie szykuje się rewolucja.

Albin: W wytwórniach niezależnych chodzi o muzykę, a w wytwórniach komercyjnych chodzi o pieniądze. Taka jest różnica.

Tobiasz: Polska to dziwny kraj, bo nasze kapele, które są znane na świecie, u nas są zepchnięte do niszy. Cracow Klezmer Band na przykład, albo Kapela Ze Wsi Warszawa...

Albin: No tak, a z drugiej strony karierę zrobiła grupa Łzy, która jest w bardzo małej wytwórni. Czasem nie ma reguły.

Na ile w takim razie potrzeba szczęścia?
Tobiasz: Najważniejsza jest praca. Pieniądze są konieczne, ale bez pracy niczego nie osiągniesz. A szczęście? Przydałoby się (śmiech)

Jest ktoś w tej stolicy polskiej kultury, kto pomaga młodym twórcom w tej pracy?

Tobiasz: Niestety, nie ma. W naszym kraju pomaga się ludziom, którzy już robią karierę i świetnie dają sobie radę. Młodzi i nieznani nie są interesującym towarem.






od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na krakow.naszemiasto.pl Nasze Miasto