Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Pomagając sobie pomagamy innym: "Azyl" Izabeli Sowy

Łukasz Gazur
Nigdy nie drepczę ścieżkami wydeptanymi przez turystów - mówi Izabela Sowa
Nigdy nie drepczę ścieżkami wydeptanymi przez turystów - mówi Izabela Sowa Przemek Świderski
Z Izabelą Sową o jej najnowszej książce "Azyl", poszukiwaniu odosobnienia i współczesnych heroskach, rozmawia Łukasz Gazur

- Każdy potrzebuje azylu?

- Chyba każdemu bywa potrzebny. Ja przynajmniej tak czuję. Wydaje mi się, że wielu z nas albo azylu szuka, albo nawet już w nim siedzi. Choć może przykładam po prostu do ludzi swoją miarę.

- Jedną z głównych bohaterek "Azylu" jest Sandra. Skąd wzięłaś jej postać?

- Poznałam taką Sandrę. Gdy byłam w Chorwacji, pomagałam w azylu i tam spotkałam się z jego założycielką, która mieszka ze swoimi zwierzakami w Žarkovicy. To są urokliwe wzgórza nad Dubrownikiem, które wkrótce mają zostać zamienione na pola golfowe. Od pierwszego spotkania we wrześniu 2011 wiedziałam, że chcę opisać ją na kartach książki. Gdy rok później trafiłam do Chorwacji wraz z grupą znajomych żeglarzy - bo to dość popularne miejsce ich wypraw - odłączyłam się, by znów spotkać Sandrę. Ma w sobie coś, co sprawia, że do jej azylu dla zwierzaków chce się wracać, mimo panującej tam biedy. Ale takie Sandry spotkałam wielokrotnie, także w Polsce, działające w skali mikro, a nie makro. Takimi Sandrami są ludzie z Przystani Ocalenie czy w Krakowie założycielka fundacji Czarna Owca Pana Kota.

- No właśnie. To historia współczesnych herosek, walczących o prawa zwierząt. Jedna z bohaterek książki, Wiktoria, mówi "Lara Croft dwadzieścia lat później". Ale zaciekawiło mnie, że początek książki niczego takiego nie zapowiada. Start jest - nie obraź się - bardzo zwyczajny: Wiktoria, kobieta zmęczona życiem, postanawia uciec od codzienności. W amerykańskiej komedii romantycznej pewnie jechałaby do Indii albo do Włoch. Ty wybrałaś swojej bohaterce Chorwację.

- Ten zabieg z odkryciem zdrady męża i ucieczką, tak bardzo ograny w literaturze i filmie, jest celowy. Chcę wciągnąć w lekturę także czytelniczki, które liczą po prostu na wielki romans, a chodziło mi o to, by zaprowadzić je w zupełnie inne rejony niż na ogół trafiają. Prosto skonstruowana historia na pierwszym planie, a w tle czai się coś poważniejszego. Chciałam zabrać je na wyprawę do tego konkretnego azylu, ale także uświadomić sytuację, w której - cytując jedno ze zdań książki - "dzieci płacą za wakacje dorosłych". Szczegółów nie chciałabym zdradzać, ale te kilka słów mówi bardzo wiele.

- No właśnie. Szybko schodzisz ze schodków literatury pop, z uczęszczanych szlaków turystycznych. To nie jest Chorwacja z folderów biur podróży.

- To prawda. Najwięcej Dubrownika jest na okładce i kilku pierwszych stronach. Choć jest to chyba najpiękniejsze miasto, jakie widziałam. O zmierzchu wprost powala na kolana. Ale o smaku miejsca decydują ludzie - ja trafiłam do środowiska osób walczących nie tylko o siebie, choćby ze względu na orientację seksualną - ale o prawa innych ludzi i zwierząt. Nie jestem Wiktorią, nie chcę być z nią utożsamiana, ale po prostu opisałam swoje wakacje. Dlatego nie ma tu oczywistych turystycznych ścieżek. Bo rzadko nimi drepczę.

- Ale jest jeszcze jedna ciekawa rzecz odnośnie Chorwacji - oglądamy ten kraj po wojnie, w którym Wiktoria z Sandrą o tej kwestii prawie nie rozmawiają. Dlaczego? Naturalne wydaje się, że takie pytanie w miarę budowania zażyłości między bohaterkami powinno paść.

- To celowy zabieg. Ja sama z Sandrą o wojnie rozmawiałam, bo gdy przyjechałam, oznajmiłam jej od razu, że będę chciała to wszystko zawrzeć w książce. I ona stwierdziła: "dobrze, pytaj o co chcesz". To specyficzna sytuacja. Sandra podczas wojny straciła słuch w jednym uchu, do tego komunikujemy się po angielsku. Trzeba być bardzo precyzyjnym w zadawaniu pytań i słuchaniu, i zwykle trzeba krzyczeć, także dlatego że dookoła głośno szczekają psy. Już takie sceny są symboliczne.

- I co opowiadała o wojnie?

- Zacznę od przykładu pozornie dalekiego. Moja babcia mówiła często, patrząc w niebo: "Ten samolot leci tak jak bombowce latały". Brzmi przerażająco, prawda? Ale tak właśnie chyba jest z wojną, po latach jest wspomnieniem codzienności, tylko trochę innej niż ta dzisiejsza. Sandra nie czuła ryzyka, chodziła na randki, spotykała się ze znajomymi. Nie biegała z karabinem na pierwszej linii frontu, ale wieczorami nosiła żołnierzom pocztę, nie zważając na snajperów. Dla niej to, co najstraszniejsze, zdarzyło się po wojnie. Kiedy wszyscy dookoła cieszyli się odzyskaną niepodległością.

- Przypomina to opowieści o safari, na które przyjeżdżali bogaci biznesmeni z Zachodu, by postrzelać do ludzi. Takie historie też znalazły się w książce.

- To był temat głośny nawet w polskich mediach, ale szybko ucichł. Potwierdziły mi tę historię dwie osoby. Ale każdy powtarza "nie wracajmy już do przeszłości". Wszelkie kryzysy mają to do siebie, że przekręty na małą skalę się wybacza, bo rozliczać trzeba te duże. Śmierć kilku osób zastrzelonych przez bogatych Niemców czy Francuzów to właśnie taki "mały" przekręt. Wielu ludzi wciąż nie zostało rozliczonych. Ale Wiktoria nie jest mną, ona nie drąży. Ona pojechała, by poukładać swoje sprawy w pięknym miejscu, które pamięta z dzieciństwa. Tu spędzała najszczęśliwsze wakacje swojego życia.

- Ale - że zacytuję zdanie z książki - "azyl jest dla zwierząt, nie dla ludzi".

- Padają takie słowa. Nie będę zdradzać w jakim momencie, lecz on jest tu istotny, bo jest argumentem rozstrzygającym. Natomiast trzeba też powiedzieć, że wiele osób tworząc azyl dla zwierząt znajduje go dla siebie, odnajduje się w opiece i trosce o słabszych. Dla mnie problemy zwierząt czasem są ważniejsze niż moje własne. Stąd też wzięła się ta książka. Sporo czasu spędzałam kiedyś nocami przeglądając internet i oglądając zdjęcia dokumentujące, jak ludzie mogą być okrutni dla innych. Budziło to gniew, odrazę, wściekłość. Gdy przeczytałam "Czarną księgę kobiet", mój świat po prostu na dwa tygodnie się rozpadł. Aż zdałam sobie sprawę, że czytanie takich historii nie prowadzi do niczego poza niszczeniem siebie. Wtedy postanowiłam, że nie chcę już czytać o złych ludziach. Chciałam opisywać tych, którzy walczą o poprawę sytuacji. Bo - to najciekawsze - pomagając innym pomagają sobie. Ja ganiając z psami po wzgórzach wiele rzeczy sobie uświadomiłam i poukładałam.

- Jakich?

Różnych, czasem istotnych po prostu dla mnie. Choćby fakt, że często mylimy cel z drogą do celu.

- Zabrzmiało filozoficznie.

Chodziło w tym przypadku akurat o jogę. Wielu ludzi chodzi na ćwiczenia tylko ze względów estetycznych. Ja uświadomiłam sobie, że kocham jogę, ale uprawiam ją, by moje ciało było sprawniejsze, by dzięki temu móc pielęgnować także inne pasje.

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na krakow.naszemiasto.pl Nasze Miasto