Czytaj też: Katastrofa pociągu relacji Warszawa-Kraków [PEŁNY SERWIS]
Maciej Śmiełowski, żołnierz z Krakowa:
Jechałem na służbę w 17. Wielkopolskiej Brygadzie Zmechanizowanej. Miejscówkę miałem wykupioną w pierwszym wagonie, w przedziale byłem sam. Nagle dało się odczuć jeden wielki huk, wstrząs, wszystko się zakotłowało, latałem po przedziale jak kukła. Słychać było szczęk giętych blach. Wszędzie zapadła ciemność.
Potem słyszałem głosy. Ludzie wzywali pomocy, ratunku, ale nie mogłem się w żaden sposób ruszyć. Przygniotła mnie boczna ściana pociągu, ta z oknami. To wszystko było straszne. Potem było tylko gorzej. Ktoś trzymał mnie za kolano, wzywał pomocy. Potem ten głos osłabł. Zapadła cisza. Widziałem gdzieś urwaną nogę. Nie da się tego opisać słowami, nie życzę nikomu, by znalazł się w takiej sytuacji.
Czekałem na pomoc około dwóch godzin, może trochę więcej. Muszę jednak przyznać, że akcja ratunkowa przebiegała sprawnie. Z tego co wiem, służby bardzo szybko zjawiły się na miejscu zdarzenia. Strażakom, policjantom i ratownikom dość szybko udało się opanować chaos, który zapanował na miejscu. Pomoc przyszła w porę, dzięki czemu żyję.
Przewieziono mnie do szpitala w Sosnowcu. Jestem poobijany, boli mnie cały prawy bok, lewa noga jest zdrętwiała. Jest trochę otarć, ale na szczęście uniknąłem większych problemów. Czuję się w miarę dobrze. Jestem pod dobrą opieką.
Justyna Danczowska, krakowska skrzypaczka, wracała do Krakowa z mamą, prof. Kają Danczowską:
Siedziałyśmy w ostatnim wagonie. To nas zapewne uratowało. Nagle poczułyśmy ogromne hamowanie, silne szarpnięcie, potem huk. Plecak i inne rzeczy spadły ze stelaża, prosto na mnie, na głowę. Siła hamowania była ogromna, mama poleciała na mnie.
A potem była cisza i ciemność, ogromne zdenerwowanie. Nie wiedziałyśmy co się stało. Poproszono nas, abyśmy opuściły wagon. Ale zejść z wagonu na nasyp kolejowy nie jest łatwo. Stopień jest bardzo wysoko. Pomagał nam chłopak z przedziału. Bez niego nie dałybyśmy rady.
Wyprowadzono nas. Tych, którzy ocaleli, ratownicy zgromadzili na polanie przy torach. Tam spotkałyśmy znajomych, na przykład dyrygenta, pana Warcisława Kunca. Powiedział, że jechał z Krakowa do Warszawy. Wtedy zrozumiałyśmy, że musiało dojść do zderzenia dwóch pociągów.
Mama ciężko to przeżyła. Po powrocie do domu wyłączyła telefon, poszła spać. Mówiła, że coś się ponaciągała. Nie wiem, co będzie. We wtorek mamy grać koncert w Kielcach. Ale nie wiem, w jakiej mama będzie formie. Czy już w poniedziałek będziemy mogły znowu wejść do pociągu.
Codziennie rano najświeższe informacje, zdjęcia i video z Krakowa. Zapisz się do newslettera!
Policyjne drony na Podkarpaciu w akcji
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?