Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Lisowscy wrócili do Polski. Ale nie do domu - ten się spalił

Joanna Dolna
09.04.2008. krakow ..elzbieta i andrzel lisowscy podroznicy dziennikarze podroz swiat podroze ..gazeta krakowska fot. katarzyna prokuska / polskapresse
09.04.2008. krakow ..elzbieta i andrzel lisowscy podroznicy dziennikarze podroz swiat podroze ..gazeta krakowska fot. katarzyna prokuska / polskapresse brak
Krakowscy podróżnicy dotarli do Polski. Jutro będą w Krakowie. Zamieszkają na Grzegórzkach. Ich dotychczasowe mieszkanie spłonęło.

- Na lotnisku w Warszawie zastaliśmy kilkanaście osób, ludzi „z branży”, podróżników, dziennikarzy. Ściskali nas, śpiewali. Prawdziwy komitet powitalny - relacjonował wzruszony Andrzej Lisowski, z którym rozmawialiśmy wczoraj niedługo po przylocie.

Podróż z Kambodży do Polski trwała 29 godzin. Najpierw Elżbieta i Andrzej Lisowscy lecieli z Phnom Penh do tajskiego Bangkoku, gdzie ponad pół dnia czekali na przesiadkę. Potem był lot do Dubaju i po prawie ośmiogodzinnym postoju w końcu samolot do Warszawy. Na Okęciu wylądowali wczoraj po godz. 12.- Odliczaliśmy minuty do powrotu, ale jednocześnie bardzo baliśmy się wracać - wyznaje Andrzej Lisowski.

Przypomnijmy. 7 sierpnia doszczętnie spłonęło mieszkanie podróżników na krakowskim Kazimierzu. Stracili dorobek życia, m.in. gromadzone od ponad 40 lat archiwum zdjęć, nagrań i pamiątek z podróży po świecie. Przyczyny pożaru nie są znane, nieoficjalnie mówi się o zwarciu instalacji elektrycznej. Tego samego zdania jest Andrzej Lisowski. Jest pewny, że nikt nie zaprószył ognia. Mieszkanie było ubezpieczone, ale wartości niektórych pamiątek nie sposób oszacować. Były bezcenne.

- Pierwszą reakcją po wiadomości o pożarze był szok i paraliżujący strach. Baliśmy się włączać komputer i czytać wiadomości. Potem płakaliśmy z powodu naszych kotów, które zginęły w ogniu. Były członkami rodziny - mówi podróżnik.

Dwa dni po zdarzeniu, dzięki współpracy przyjaciół z Fundacją Równi Wobec Życia, ruszyła akcja pomocy - finansowej i rzeczowej.

Ale wcześniej, w tym samym dniu, w którym Lisowscy dowiedzieli się o pożarze, okradziono ich w Kambodży. Podróżują od 36 lat, a zdarzyło im się to po raz pierwszy. Pana Andrzeja potrącił na ulicy chłopak na motocyklu i wyrwał mu podręczny plecak. Były w nim dokumenty, m.in. paszporty, karty kredytowe, trochę gotówki i jeden z aparatów fotograficznych. Sam Lisowski mocno się potłukł. Wyrabianie nowych dokumentów opóźniło powrót o 10 dni. Lisowscy poza krajem byli w sumie prawie półtora miesiąca.

- W Kambodży największym problemem są skorumpowani urzędnicy. Wręczanie łapówek jest na porządku dziennym. Wszystkie procedury trwają w nieskończoność- opowiada pan Andrzej. Bardzo pomocna okazała się Ambasada Francuska w Phnom Penh. Jako obywatele Unii Europejskiej krakowscy podróżnicy mogli się do niej zwrócić, ponieważ najbliższa polska placówka dyplomatyczna jest w Tajlandii.

Co teraz? Na razie podróżnicy zamieszkają na Grzegórzkach, w mieszkaniu znajomej, która pracuje w Warszawie. Lokum proponowali też obcy ludzie. - To, co się wydarzyło, ten ogrom ludzkiej dobroci i serca pozwala nam uwierzyć w lepszy świat. Chce się nam żyć i dalej działać - wyznaje Andrzej Lisowski. Kiedy usłyszał o wsparciu organizowanym dla nich w Polsce, płakał. - Nie wstydzę się tych łez. Nie wiemy, jak dziękować, to wzruszjące i trudne - dodaje.

Podróżnicy chcą wydać nową książkę, być może kontynuację „Południków szczęścia”. Będzie w niej mowa również o ludziach, którzy po pożarze okazali im serce.

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na krakow.naszemiasto.pl Nasze Miasto