- Od 1995 roku to składowisko złomu nie powinno istnieć - mówi Tomasz Sądag, zastępca dyrektora Regionalnego Zarządu Gospodarki Wodnej w Krakowie. - Zdecydował o tym wyrok sądu administracyjnego. Właściciel pisze jednak protesty, odwołania, zaskarża decyzje i twierdzi, że działa legalnie - dodaje dyrektor.
Stanisław Kracik, wojewoda małopolski też traci cierpliwość. Skierował do Prokuratora Generalnego pismo, aby zajął się działalnością Artura K. - W trybie prawa budowlanego temu panu nic nie można zrobić. Ten człowiek lekceważy prawo i robi, co mu się żywnie podoba - irytuje się wojewoda. - W piśmie do Prokuratora Generalnego pokazuję, jak Artur K. potrafi omijać przepisy - dodaje.
Wielokrotnie usiłowaliśmy skontaktować się z panem K. Kilka razy nawet odebrał telefon. Rozmawiać jednak nie chciał. Twierdził, że jest w drodze do Oświęcimia, traci zasięg, będzie dostępny za kilka dni. W wyznaczonym terminie jednak nie odbierał telefonu.
Takie zachowanie nie dziwi osób, które miały z nim do czynienia. Między innymi mieszkańców Broszkowic w powiecie oświęcimskim. Przez cztery lata walczyli oni o likwidację żwirowni, którą Żegluga Krakowska uruchomiła w ich wsi. Żwir wybierany był tuż przy wale wiślanym. Gdyby wał puścił, Broszkowice zostałyby zalane.
- Ile razy ja sam i mieszkańcy Broszkowic chcieliśmy się z tym panem spotkać - macha ręką Marian Gołąb, sołtys Broszkowic. - Nic z tego. Ja przed krzyżem mogę przysiąc, że widziałem go raz i to z daleka, tuż przed majową powodzią. O tym, jaki to jest człowiek niech świadczy fakt, że mimo sądowego wyroku, nadal nie doprowadził do stanu pierwotnego gruntu, na którym wybudował żwirownię - podkreśla sołtys Broszkowic.
Dziennikarze, którzy opisywali walkę o usunięcie żwirowni także potwierdzają, że kontakt z Arturem K. był utrudniony. Nie odbierał telefonów, albo udawał, że to pomyłka. - Urzędnicy wyraźnie nie mogli sobie z nim poradzić. Starostwo i policja przez lata były bezsilne - opowiada Paweł Wodniak, dziennikarz z Oświęcimia.
Na szczęście w lipcu prokuratura nakazała natychmiastową likwidację żwirowni. Artur K. jednak płacić za to nie chciał. Koszty w wysokości 360 tys. zł w końcu musiał pokryć Skarb Państwa. Przedwczoraj urzędnikom z RZGW udało się uzyskać deklaracje od Artura K., że pokryje koszt usunięcia barek ze stopnia wodnego Dąbie. Deklaracje jednak mogą okazać się bez pokrycia, gdyż takie przedsięwzięcia bywają bardzo drogie.
- Jedna z barek złamała się, a druga została podtopiona - mówi dyrektor Sądag. - Mogły też zostać mocno zasypane mułem. Wtedy trzeba je będzie pociąć pod wodą. Takie zadania to robota specjalistyczna dla nurków i trzeba za nią zapłacić nawet kilkaset tysięcy złotych. Ile konkretnie, dowiemy się, gdy nurkowie zejdą pod wodę i ocenią sytuację.
CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?