Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

24. edycja Festiwalu Filmu Niemego w Kinie Pod Baranami. "Magia tego festiwalu polega na tym, że to jednorazowe i ulotne przeżycie"

Paweł Gzyl
Paweł Gzyl
"Banici"
"Banici" Svenska Filminstitutet
Od 7 do 10 grudnia potrwa tegoroczna edycja Festiwalu Filmu Niemego w Kinie Pod Baranami. Tym razem zobaczymy skandynawskie arcydzieła pod hasłem „Z dalekiej północy”. Co się za nim dokładnie kryje – opowiadam nam szefowa krakowskiego kina – Marynia Gierat.

- W tym roku na festiwalu zobaczymy skandynawskie filmy nieme. Co sprawiło, że postanowiliście państwo tym razem przyjrzeć się bliżej klasykom z tamtego regionu? 
- W programie poprzednich edycji festiwalu pojawiały się już filmy skandynawskich twórców, bo nieme filmy ze Szwecji czy Danii to wybitne dzieła. Tym razem postanowiliśmy skumulować je w jednym wydarzeniu, bo zadziwiło nas to, że z tej Północy ci znakomici twórcy tak się rozprzestrzenili. Coś, co rodziło się w Skandynawii, poszło w świat. Północ stała się zarzewiem, źródłem talentów, fantastycznych osobistości filmu, którzy jechali w świat, przenosząc tam swoją twórczość i swój talent. Ze Szwecji Mauritz Stiller i Victor Sjöström pojechali robić filmy do USA (ten ostatni wcześniej zahaczył nawet o Polskę, kręcąc tu „Klasztor w Sandomierzu”, którego nie udało się pozyskać na festiwal), z Danii Carl Theodor Dreyer - pojechał najpierw do Niemiec, potem do Francji. Z Danii wywodzi się też Asta Nielsen, aktorka, która założyła firmę produkcyjną, by w Niemczech nakręcić zaskakującą adaptację „Hamleta”, obsadzając siebie w tytułowej roli. Ze Szwecji w końcu pochodzi jedna z najjaśniejszych gwiazd w historii kina, Greta Garbo, która zrobiła karierę w Hollywood (również w kinie dźwiękowym). Północ więc była jak źródło światła, które przenosi się i trafia daleko. Jak emanująca z festiwalowej identyfikacji zorza, którą można dostrzec nie tylko na Północy, ale ostatnio nawet w Polsce. 

- Z programu festiwalu widać, że kino nieme prężnie się rozwijało. Jakie były najważniejsze cechy skandynawskiej kinematografii w tamtym czasie? 
- Twórcy nurtu w kinie niemym, zwanego dziś szwedzką szkołą filmową, tworzyli oparte często na wielkich dziełach literatury dramaty, w których ważną rolę odgrywała natura. Na naszym festiwalu pokażemy dwie adaptacje prozy Selmy Lagerlöf, obie ze znakomitymi zdjęciami Juliusa Jaenzona - czołowego operatora szkoły szwedzkiej. „Furman śmierci” (jedyny pokaz z zarejestrowaną muzyką) to nowatorski film, w którym obrazy paranormalnych bytów przenikających przez ściany i drzwi osiągnięto za pomocą nowatorskiej metody nakładania na sobie dwóch taśm. „Skarb rodu Arne” Mauritza Stillera idealnie oddaje mistyczną aurę powieści Lagerlöf, a zamarznięty świat pokryty lodem i śniegiem dodaje opowieści niepokoju i zapowiada tragiczny finał. Fascynujące są właśnie te skandynawskie nawiązania do natury, oddanie jej pola, podczas gdy w tym czasie na przykład Niemcy kręcili filmy w ekspresjonistycznych dekoracjach, wykrzywiając rzeczywistość.

- Na pewno niełatwo zdobyć filmy z okresu kina niemego. Jak wyglądało w tym roku kompletowanie programu festiwalu? 
- Skandynawowie dbają o swoje dziedzictwo, filmy szwedzkie są odrestaurowane i zdigitalizowane. Takie też będą kopie „Hamleta” z Astą Nielsen, czy filmu „Michael“, jaki w Niemczech nakręcił Carl Theodor Dreyer. Zaskakująco trudno zdobyć filmy, które skandynawscy twórcy kręcili w Hollywood. Okazuje się, że np. pierwsze amerykańskie filmy z Gretą Garbo – a to prawdziwie żelazna klasyka - czy nakręcony w USA „Wicher“ Sjöströma nie są zdigitalizowane. A bardzo trudno jest pozyskać i przetransportować kopie 35 mm zza oceanu. Na szczęście, trzy taśmy 35 mm (wspomniany „Wicher” i dwa filmy z Garbo) udostępniła nam Filmoteka Narodowa - Instytut Audiowizualny z Warszawy. Chcieliśmy pokazać więcej filmów z Garbo, trudność w ich pozyskaniu na grudzień jeszcze bardziej zachęca nas do tego, by podjąć to wyzwanie w przyszłości i sprowadzić te filmy do Krakowa. To więc nie jest jeszcze nasze ostatnie słowo w tym temacie.

- Który z filmów będzie najważniejszym punktem tegorocznej edycji festiwalu? 
- Niechaj każdy sobie wybierze ten swój najważniejszy. Gorąco do tego zachęcam! Dla kogoś to będzie właśnie jeden z filmów z Gretą Garbo, dla kogoś seans z muzyką Dobrawy Czocher, ktoś wybierze odrobinę humoru i „Wdowę po pastorze” Dreyera, a ktoś niesamowite obrazy surowej skandynawskiej natury w „Banitach” Sjöströma, który francuski reżyser Louis Delluc nazwał najpiękniejszym filmem na świecie. 

- Jak dobieraliście państwo artystów, którzy stworzą muzykę do konkretnych filmów?
- Wybieramy muzyków według nastroju danej edycji. W tym roku szukaliśmy jakiegoś skandynawskiego ducha, może większego skupienia. Będzie przecież i magiczna wiolonczela Dobrawy Czocher, melancholijny duet Adriana Konarskiego i trochę mroczni Kirszenbaum. Będą etniczne instrumenty Magicznych Karpat, Maćka Trifonidisa i Uli Stosio, ale też jazzowe składy Stanisława Słowińskiego i Pawła Kaczmarczyka, a nawet techno duetu SARAPATA. Ale kto wie, może niektórzy nas zaskoczą i kontrapunktem potraktują północny obraz na ekranie - tak też się zdarza!

- Gwiazdą tegorocznej edycji festiwalu będzie bez wątpienia Dobrawa Czocher. Dlaczego akurat powierzyliście jej Państwo stworzenie soundtracku do filmu "Wicher"? 
- Muzyka Dobrawy Czocher skojarzyła się nam z tematem Północy dość szybko. Jej twórczość - szczególnie ostatnia płyta „Dreamscapes” - ma taki magiczny, hipnotyzujący klimat. Później przyszło dopasowanie do tego filmu właśnie. „Wicher“ to film z amerykańskiego okresu Sjöströma, ale reżyser przeniósł w nim do USA ten obraz mocnej, siejącej zniszczenie, odzwierciedlającej emocje bohaterów natury. Wiolonczela Dobrawy jest trochę jak ten filmowy wiatr - bywa cicha i delikatna, by za chwilę przynieść przeszywające i intensywne nuty. To właśnie jej utwór brzmi też w festiwalowych spotach.

- Co dzieje się z powstałymi na potrzeby festiwalu soundtrackami? Czy można je gdzieś potem jeszcze usłyszeć na żywo czy może ukazują się na płytach? 
- Oczywiście, bywają projekty, które idą w świat. Zdarza się, że muzycy w innych miejscach ponownie wykonują muzykę do danego filmu, zawsze przy tym mówiąc, że zestaw narodził się u nas. Ale cała magia festiwalu polega na tym, że w dużej mierze to jednorazowe, ulotne przeżycie. Trzeba być i tego doświadczyć tu i teraz.

Za co można dostać mandat w zimie?

od 7 lat

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Materiał oryginalny: 24. edycja Festiwalu Filmu Niemego w Kinie Pod Baranami. "Magia tego festiwalu polega na tym, że to jednorazowe i ulotne przeżycie" - Gazeta Krakowska

Wróć na krakow.naszemiasto.pl Nasze Miasto