Ogród odgrywa w moim życiu niezwykle ważną rolę. Po ciężkiej pracy jest jedynym miejscem, w którym mogę się wyciszyć, odpocząć i nabrać energii. O szóstej nad ranem, kiedy mam czas tylko dla siebie, wychodzę do ogrodu i urządzam sobie spacer na bosaka. Robię to nawet w zimie, kiedy na ziemi leży jeszcze śnieg. Czekają na mnie w końcu sami znajomi.
Do mojego ogrodu przylatują ptaki, przyłażą także koty, które wysyłają do siebie SMS-y o treści: "U Dymnej zawsze dobra miska". Często odwiedza mnie Hamlet, który po raz pierwszy przyszedł do ogrodu skatowany przez poprzedniego właściciela. Udało mi się go uratować i teraz, gdy tylko huknę okiennicą - on już jest. Nazywa się Hamlet, bo wygłasza piękne monologi "Być albo nie być".
W swoim ogrodzie czuję się po prostu szczęśliwa. Mam widok na cały Kraków: Wawel, kopiec Kościuszki, kopiec Piłsudskiego. Czuję, że to magiczne miejsce, gdzie wiosna zadomowiła się już miesiąc temu. Dała o sobie znać, kiedy w ogrodzie zakwitło na fioletowo wilcze łyko. Od razu przyleciały trzmiele i inne bzykacze. Zaczęły zakwitać bratki, kolorowe krokusy i irysy zimowe.
Patrzę codziennie na mój ogród i obserwuję, jak rodzi się życie. Przyjaźń z moimi roślinami jest tak zażyła, że we mnie również budzi się życie. Ogród pomaga nabierać mi sił, mimo że nie uprawiam w nim nic, co mogłabym później zjeść. Z małym wyjątkiem... Mam swoje poziomeczki i krzewy pigwy, które już wypuszczają owoce, a ja robię z nich nalewkę. Mam także jedną morelę, z której można zrobić świetną morelówkę.
Gdybym mogła, spędzałabym w moim ogrodzie dziesięć godzin dziennie. Niestety nie mogę sobie na to pozwoli. Musi mi wystarczyć godzina. Przycinam, grabię liście - to daje mi spełnienie i mnóstwo energii.
Patrzę na ogród i myślę o przemijającym czasie. Pamiętam, jak niedawno wsadzałam do ziemi świerk, który miał 30 centymetrów, a dziś ma siedem metrów. Podobnie było z klonem. Wyhodowałam go ze zgniłego listka, który przywędrował do mnie prosto z Montrealu.
Ogród jest dla mnie namiastką raju, w którym czuć powiew wolności. Doskonale wiedzą o tym moje koty - Czacza i Haszysz. Obserwuję je, kiedy biegają po ogrodzie, prężą się na słońcu i widzę, że są szczęśliwe.
Ogród traktuję jak kolejną, ważną osobę w mojej rodzinie. Pomaga mi żyć, daje radość. Zna metody, które wprawiają mnie w dobry nastrój. A ja troszczę się o niego, jak tylko potrafię. Ostatnio drżałam ze strachu, bo z okazji 60. urodzin dostałam 60 krzewów lawendy. Wkopałam je do ziemi w ogrodzie i tylko martwiłam się, czy nie wymarzną w zimie. Całe szczęście nic takiego się nie zdarzyło. Już wyobrażam sobie, co będzie się działo w moim ogrodzie, kiedy każdy z krzewów zakwitnie! Lawenda przyciąga bowiem trzmiele. Uwielbiam te bzykacze! Kiedy przysiadają na roślinach w moim ogrodzie, głaszczę je małym palcem. To prawdziwe pieszczochy, mają miłe futerka i wcale nie żądlą. Mam wtedy poczucie, że spotyka mnie coś dobrego.
Dlatego tak bardzo lubię Wielkanoc. Bo na wiosnę wszystko budzi się do życia, jest pięknie i radośnie.
Not. Urszula Wolak
Codziennie rano najświeższe informacje, zdjęcia i video z Krakowa. Zapisz się do newslettera!
Strefa Biznesu: Plantatorzy ostrzegają - owoce w tym roku będą droższe
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?