Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Rower - mój środek transportu [Cz. 4]

laku82
laku82
Czwarta odsłona popularnego cyklu, w którym publikujemy wyznania miejskich rowerzystów i obalamy mity.

Zobacz też: Serwis rowerowy MM Kraków


Bartosz Klimek

Choć od dzieciństwa lubię jazdę na rowerze, przede wszystkim szosową, to o takim sposobie dojazdu do pracy (w Krakowie) przez długi czas nie myślałem. Pierwszy powód: mieszkam poza Krakowem, na rowerze byłoby za długo. Drugi: trasa, którą miałbym dojeżdżać w obrębie Krakowa wydawała mi się ekstremalnie nieprzyjazna dla rowerzysty. Dlatego dojeżdżałem autem; komunikacja miejska, nawet w systemie P&R, nie wchodziła w rachubę, bo mimo korków autem było szybciej. Niemniej jednak z sympatią i zazdrością spoglądałem na ludzi dojeżdżających rowerem.

W końcu przyszedł czerwiec 2010 r. i okres, kiedy na dobre rozpoczęły się w Krakowie dwie wielkie inwestycje drogowe. Korki osiągnęły rozmiary, jakich nie pamiętam. W którymś momencie doszedłem do wniosku, że dłużej tak nie dam rady. Spojrzałem w google maps, wyznaczyłem najkrótszą trasę pieszą od miejsca, gdzie zaczyna się korek, do pracy, i wyszło mi, że trasa nie jest wcale bardzo długa, a odcinek, który wydawał mi się nieprzyjazny, jest dość krótki. Eksperyment to potwierdził: w ok. 26 min jestem w stanie przebyć trasę, którą autem pokonuję 30-45 min albo więcej, a komunikacją - 40-50 min. Zacząłem więc rower przywozić na aucie, które porzucam na parkingu obok supermarketu i dalej jadę na rowerze.

Po trzech miesiącach jestem bardzo zadowolony. Lepiej się czuję fizycznie oraz psychicznie. Czas dojazdu jest atrakcyjny i przewidywalny co do kilku minut. Minusem jest więcej ubrań do prania (śmiech). Większość trasy pokonuję ścieżką rowerową, choć nie stronię od jazdy w ruchu ulicznym tam, gdzie ścieżki nie ma.

Dodam jeszcze, że w przeciwieństwie do autorów niektórych wypowiedzi w tym artykule, uważam, że rowerzysta powinien w miarę możliwości unikać jazdy ulicami o dużym natężeniu ruchu, gdyż rower poważnie zaburza płynność ruchu w takich miejscach.

Łukasz Kulczyk student z Wrocławia.

Rowerem jeżdżę dużo, zarówno na uczelnię, jak i po mieście, czy wreszcie podczas rekreacyjnych wycieczek i na dłuższych wyprawach (w tym roku przez Toruń na Hel, ponad 700 km, z namiotem na bagażniku).

Jeżdżę wiosną, latem i jesienią. W zasadzie problemem nie jest temperatura ani deszcz, bo to mnie nie przeraża. No chyba, że jest szaro-buro i pada przez cały tydzień, to wtedy samochód lub mpk wygrywa.

Zauważam zupełnie inny problem - błoto. Mieszkam tuż za granicami miasta i pierwszy kilometr dla mnie oznacza ziemne pobocze. Kiedy jest ono rozmoknięte, żadne błotniki nie pomogą, a codziennie prać spodni nie mogę. Wtedy zazwyczaj odpuszczam.

We Wrocławiu, który też próbuje sprawiać wrażenie przyjaznego dla rowerzystów, wielkim problemem jest brak ścieżek w samym centrum. Jadąc z północy na południe przez 6 km mamy ścieżkę, a potem 2-3 km przeciskania się miedzy samochodami lub pieszymi, i dopiero potem znowu ścieżka. Jeżdżę jednak od lat i wiem, jak zorganizowany jest ruch w centrum, dzięki czemu mam swoje ulubione "drogi".

Oczywiście, jazda rowerem przez główne skrzyżowania, gdzie w ogóle brak ścieżek, jest bardzo niebezpieczna. Ale jakoś przeszedłem nad tym do porządku dziennego.

Zawsze biorę ze sobą plecak. Zakupy nie są problemem (oczywiście do granic pojemności plecaka), ale zapach już może nim być. Na uczelnię jadę po prostu wolniej, żeby się nie spocić. Za to jaką frajdą jest pruć 30 kilometrów na godzinę, wracając po południu do domu, i mijać stojące w korku auta...

Porównanie dojazdu do centrum (bez szukania miejsca do parkowania), spokojnym tempem:
Godziny szczytu: Szybciej niż autobusy/tramwaje, czasem szybciej niż samochód;
Poza szczytem: porównywalnie do komunikacji miejskiej, samochód szybszy.

Uwielbiam jazdę rowerem, odpręża mnie to. Czasem, gdy zastanawiam się, czy wsiąść w samochód, sama myśl o potencjalnych korkach i zabawie w szukanie wolnego miejsca do parkowania zawsze przemówi za rowerem.

"Zakatarzona"

Jestem studentką, rowerem dojeżdżam w różne miejsca, także na zajęcia, do biblioteki itp. Mieszkam w centrum Krakowa, niedaleko Błoń, a zajęcia mam na Kazimierzu, więc niedaleko. Mimo to dojazd na zajęcia za pomocą MPK (nie wspominając o aucie) zajmuje mi średnio 2 razy dłużej niż rowerem. Mam także samochód, ale staram się rzadko z niego korzystać, by nie generować korków w mieście i w nich nie stać. Problemem dla mnie jest to, że często bywa, iż ścieżka rowerowa nagle się urywa. Ponadto piesi chodzą po nich, samochody tam parkują i generalnie można stwierdzić, że niestety my, rowerzyści, jesteśmy często lekceważeni. Już wcześniej wielokrotnie jeździłam rowerem w Belgii, gdzie przez jakiś czas mieszkałam, w związku z czym wiem, że można przy odrobinie chęci i dobrej woli sprawić, by zarówno piesi, kierowcy, jak i rowerzyści czuli się bezpiecznie i komfortowo w ruchu drogowym, co u nas niestety niezupełnie się udaje.

Rowerem jeżdżę przez cały rok. Deszcz, śnieg i wichury nie stanowią dla mnie problemów nie do pokonania. Wystarczy zaopatrzyć się w rękawiczki, ciepły sweter i kurtkę nieprzemakalną. Większym problemem niż warunki pogodowe jest właśnie niezdyscyplinowanie (czy niedoinformowanie?) osób, które wchodzą/wjeżdżają na ścieżkę rowerową nie posługując się bicyklem, lekceważą nas na drogach i obwiniają o całe zło tego świata (trąbią, krzyczą, wygrażają).

Krzysztof

Mam komfortowe auto, ale korzystam z niego rzadko. Na co dzień jeżdżę miejskim holendrem. Do kancelarii mam kilka kilometrów, jadę 15-20 minut. Jeżdżę wolno, a i tak jestem szybciej niż gdybym jechał samochodem. Jeżeli jest ciepło, do torby rowerowej, którą zaczepiam o bagażnik, wkładam zawsze świeżą koszulę na przebranie. Marynarka i buty czekają na mnie w biurze. Czasem po przyjeździe biorę prysznic, ale najczęściej wystarczy odświeżenie się przy umywalce. Rower zostawiam na zaprzyjaźnionym parkingu samochodowym. Wracając robię zakupy, które przewożę we wspomnianej torbie. Rowerem jeżdżę także do kina, wówczas zostawiam go na parkingu buforowym w pobliżu. Jazda rowerem jest moją codzienną przyjemnością. Nie wyobrażam sobie życia bez tego.

Jan Marczyński

Roweru używam głównie do jazdy do pracy. Poza tym niewiele, bo jeśli gdzieś jadę, to zazwyczaj na piwo, a wtedy roweru lepiej nie zabierać.

Jeżdżę też do dziewczyny. Mieszkamy niedaleko od siebie, ale z mojego domu prowadzi do niej ulica Meissnera, którą przyjemnie jedzie się rowerem, gdyż są na niej ścieżki (chociaż pełne pułapek), a trochę mniej przyjemnie samochodem (straszne dziury). Z oferty MPK kursuje tam tylko jeden autobus, który jeździ raz na nie wiadomo ile. Rowerem jedzie się więc jakieś 20 minut, a tyle samo niekiedy trzeba czekać na autobus.

Z gorszą pogodą niestety sobie nie radzę. Odstawiłem rower, bo parę przejazdów w deszczu i wietrze skończyło się przeziębieniem. Muszę wcześniej zahartować organizm.

Z zawodu jestem prawnikiem. Mam samochód, ale nie używam go prawie. Nie lubię prowadzić i nie czuję w ogóle parcia na szybką jazdę, zaś podniecanie się samochodem jest dla mnie w ogóle niezrozumiałe.

Ojciec dał mi auto i czasem się przydaje. Np. gdy trzeba niesprawny rower przewieźć z domu na wsi. Antyramy, fotela czy hantli też rowerem nie przewiozę, a MPK w weekendy jeździ rzadko. Jestem więc typowym niedzielnym kierowcą, który raz na dłuższy czas jedzie autem do supermarketu.

Inna sprawa, że wychowałem się na Kazimierzu, stąd zarówno brak przyzwyczajenia do odwiedzania takich sklepów, jak i korzystania z samochodu - zawsze wszędzie miałem w miarę blisko, a do tego znalezienie miejsca do parkowania oznaczało jakieś 20 minut krążenia po uliczkach.

Do pracy mam rowerem jakieś trzy kilometry. Rowerem, bo autem jest dalej. Samochód w ogóle odpada, gdyż pracuję przy rondzie Grzegórzeckim - a tam brak miejsc do parkowania i korki na ulicach dojazdowych.

Dojazd MPK mam bardzo dobry i obecnie z niego korzystam, ale do tramwaju kawałek muszę dojść, więc czasem na jeździe rowerem oszczędzam dobre parę minut.

Akurat trasa, którą pokonuję, jest całkiem fajna. Mogilska jest ciężka, bo auta stoją blisko murów na chodniku, a po jezdni zasuwają, ale od ronda Mogilskiego do Grzegórzeckiego to już jedzie się idealnie.

Ogólnie w mojej okolicy znajduje się sporo ścieżek i nie narzekam.

Czasem kawałek mogilskiej omijam, jadąc bocznymi uliczkami, ale zazwyczaj łamię prawo i poruszam się chodnikiem. Kiedy czasem jadę Grzegórzecką, również wybieram chodnik, bo alternatywą jest tworzenie za sobą sznura samochodów, gdy któryś kierowca boi się wyprzedzić na dość wąskiej jezdni (mimo że jadę zawsze właściwie rynsztokiem). Mogilska jest złym stanie i jazda jej prawym brzegiem jest zwyczajnie niebezpieczna.

Ścieżki na Meissnera miewają takie dziury, że raz jak w jedną wjechałem z dużą szybkością, to przeleciałem przez kierownicę. Ale ogólnie nie narzekam.

W pracy mam problem tylko ze znalezieniem miejsca na podpięcie roweru. Biuro mamy w kamienicy, więc czasem korzystam z podwórka wewnątrz budynku. Kiedy indziej podpinam się też pod Błękitkiem.

Co do samopoczucia - zdecydowanie mi lepiej, od kiedy wróciłem do roweru. Zrzuciłem jakieś 5 kilo i poprawiła mi się kondycja. Oczywiście zaczynałem od zakwasów i zmęczenia, ale się opłaciło.

Nie łączę roweru z innymi środkami komunikacji. W tramwajach jest taki tłok, że wpychanie tam roweru byłoby dosyć trudne, więc zazwyczaj decyduję się albo na jedno, albo na drugie.

Wojtek Durski

Roweru używam w celach rekreacyjnych, jak i na dojazdy do pracy. Jeżdżę na tzw. ostrym kole oraz na rowerze do skoków/zjazdów itp. Jeżdżę cały rok: nie ma złych warunków pogodowych, są za to źle ubrani rowerzyści. Sam mam nieprzemakalne spodnie, dobrą kurtkę itp.

Pracuję w agencji reklamowej. Mam auto i prawo jazdy od 3 lat. Na co dzień w firmie jeżdżę służbowym "dostawczakiem" i załatwiam różne rzeczy, często w korkach spotykając się z chamstwem kierowców. Sam przepuszczam inne auta i przede wszystkim motory oraz rowery.

Do pracy autem jadę 20-30 minut, rowerem ok. 10-15. Tramwajem zajmuje to ok. 30 min plus dojście z przystanku. Na mojej trasie mam ok 500 metrów ścieżki rowerowej, na którą nie mam jak wjechać z ulicy, bo musiałbym jechać chodnikiem.

Zakupy różnie. Nieraz autem, gdy wiozę coś więcej, a często też jadę na ostrym, zapinam rower i biorę tyle, ile zmieści mi się do torby.

W pracy nie jest źle. Szef i dwie inne osoby też jeżdżą na rowerach, choć tylko w sezonie. Jadąc do firmy, nie mogę się spocić. Gdy jest kiepska pogoda, do torby wsadzam zapasowe ciuchy. Grunt to rano wziąć prysznic - moja dziewczyna też jeździ, więc nie ma problemu (śmiech).

Kondycja bardzo dobra, jak i odporność na przeziębienia itp.

Nie korzystam z tramwajów ani autobusów, bo kierowcy wyrzucają bądź szantażują pasażerów: "Jeśli ten z rowerem nie wyjdzie, to nie pojadę". Wiadomo, co się wtedy dzieje... Z PKP korzystam tylko wtedy, gdy jadę w góry na zjazdy, chodź szybciej wychodzi autem.

Czemu rower?

To proste. Ruszasz się, nie dziadziejesz, wyrabiasz kondycję.

Poza tym zakochałem się w tym w 1995 roku i tak zostało. Musi być adrenalina, lubię skakać zjeżdżać z dużą prędkością, a w mieście szaleć na skate parkach ( mało ich) w terenie. Na ulicy na ostrym kole śmigać miedzy samochodami i pokazuje czym jest szybciej i lepiej, oczywiście póki któryś z kierowców nie zajedzie ci drogi, nie otworzy drzwi itp.

Michał Rejczak

Jestem studentem na Politechnice Radomskiej i korzystam z roweru w codziennych dojazdach na uczelnię. Nie ma dla mnie pojęcia jak pogoda na rower. Jeżdżę w każdych warunkach, no chyba, że jest nawałnica albo zbyt silny wiatr - wtedy przesiadam się do autobusu. Posiadam prawo jazdy ale używam samochodu sporadycznie i głównie poza miastem. Dystans jaki średnio pokonuję to ok. 4km w jedną stronę i zajmuje mi to 15 minut, jadąc spokojnym tempem. Alternatywą jest autobus lecz nie jest to korzystne przy aktualnej organizacji ich tras i przy rozkopanym centrum miasta. Na 1/4 mojej trasy poruszam się wydzieloną drogą rowerową, reszta w ruchu ogólnym i korzystając ze skrótów dostępnych jedynie dla rowerzystów. Czuję się bezpiecznie ale może to wynika z tego, że jeżdżę już parę lat ;)

Jazda w mieście nie jest jakimś sportem ekstremalnym i przy ubiorze odpowiednim do pogody oraz spokojnej jeździe nie ma problemów ze spoceniem się bardziej niż stresowanie się w samochodzie:)

Obecnie przy zakupach korzystam z plecaka ale myślę nad zakupem sakw. Chociaż preferuję robić zakupy w małych osiedlowych sklepach blisko domu.

Generalnie wybrałem rower, bo mogę szybko i tanio dojechać praktycznie w każde miejsce miasta. Poza tym dostarcza mi codzienną dawkę ruchu a z rana orzeźwia lepiej niż kawa przed wykładami ;)

Maciej Płoński

Rowerem jeżdżę na co dzień po mieście, weekendami w miarę posiadanego czasu rekreacyjnie (wycieczki 200-300km)

Jadę niezależnie od pogody, kluczem zawsze jest odpowiednie ubranie i dobrze przygotowany rower. Jestem uczniem. Uczę się w szkole, która jako stojaki zamontowała wyrwikółka i każe się z tego cieszyć. Próby namówienia do kupna lepszych stojaków nic nie dały, dyrektor to jeżdżący samochodem beton.

Jeżdżę od kilku km (do szkoły, ale więcej czasu zajmuje przygotowanie się do jazdy niż sama jazda) do około 15km - wychodzi coś koło 30-35min. Jadę zazwyczaj pasem dla rowerów w jezdni lub jezdnią, wolę jechać jezdnią razem z autami niż koszmarną DDR z kostki, z pieszymi i zawijasami.

Sam nie prowadziłem nigdy auta, ale nie raz nim jechałem - po wielokrotnej jeździe

100m przez 30min odechciało mi się definitywnie.

Zazwyczaj jadę do sklepu na zakupy oczywiście rowerem, chyba, że bagaż jest bardzo duży (typu drzwi lub szafa).

Nie pocę się, ew zakładam koszulkę przeciwpotną i bluzę rowerową, a w szkole się przebieram w czystą koszulę.

Jak ja to mówię, uprawiam amatorskie kolarstwo. Ostatniego lata zrobiłem na luzie 300km w jeden dzień ze średnią 25km/h. Poza tym po mieście często przekraczam 40km/h ;-)

Czemu akurat rower? Bo jest szybko, ekologicznie, tanio, wygodnie, sprawia to frajdę, dojeżdżam pod drzwi celu podróży. to chyba wszystko.

Zosia Soltys (Warszawa)

Uczę w szkole. Jeżdżę zawsze - co dzień do pracy (tylko 3 km i wstyd mi pokonywać ten dystans inaczej), co dzień po mieście( nie znoszę myśli, ile beznadziejnej straty przynosi powolne ślimaczenie się w korkach) Dość często jeżdżę na treningi na normalnym (nie miejskim) rowerze, po trasach szutrowych i gruntowych oraz (niestety) po asfalcie. Jeżdżę z reguły na dystansie ok. 20 km po mieście. Czasem (naprawdę rzadko) wchodzę z rowerem do komunikacji miejskiej (metro). W mieście nie jeżdżę intensywnie, mam oddychające ubranie.

Gorsza pogoda wymaga odpowiedniego ubrania i dobrych umiejętności technicznych

DESZCZ - mam pelerynę i nieprzemakalne buty, błotniki na rowerze, sakwy na rzeczy, szmatkę do wycierania siodełka z wody, okulary

ZIMNO - jeżdżę w okularach, bo zimno mi w oczy (!)

jeśli jest lód - utrzymuję idealny pion, wolno biorę zakręty, wybieram drogę

ŚNIEG - technika podobna do jazdy po piachu - odciążona kierownica, miękkie przełożenia; ogólnie niezła zabawa. Na ulicy w śniegowych warunkach dbam o nietypowe ubranie (z reguły spódnica, wysokie botki, odblaskowa kamizela;) , w efekcie kierowcy omijają mnie w większej odległości i jestem bezpieczniejsza. Po prostu daję im znać, że jestem częściowo niepoczytalna wyjeżdżając w taką pogodę na ulicę i oni trafnie ten sygnał odczytują.

Korzystam z samochodu, ale nie przepadam za nim. Wolę rower :-)

Brak ścieżek to prawdziwe zagrożenie dla rowerzysty, marzę o tym, by było ich jak najwięcej.

Zakupy? Mam dwie sakwy przy bagażniku; wchodzi prawie cały wózek w supermarkecie.

Moje najbardziej ekscentryczne wystąpienie? Dojazd rowerem do opery (czarna w miarę krótka spódnica i czarne pantofle); nie miałam gdzie zaparkować roweru przy operze, nie przewidziano tak ekscentrycznych zachowań...

Dzieci i rower? Proszę bardzo:

- dziecko na bagażniku w krzesełku, gdy jest małe,

- gdy jest większe dowożę je do 2-giej klasy na poduszce na bagażniku (mamy naprawdę niedaleko),

- gdy jest starsze - on i ja jedziemy rowerem do szkoły

Mąż tez jeździ; spędzamy rowerowe urlopy i weekendy.

Mam dobrą kondycje, aktualnie mam 51 lat, w Mazovii staruję z 3. sektora :-)

Łącze rower z komunikacją miejską: czasem parkuję przy billboardzie koło przystanku tramwajowego, czasem biorę rower do tramwaju, w pociągu wsiadam do ostatniego wagonu, jeśli nie ma rowerowego.

- Być rowerzystką jest fajnie! Zadzieram kiecę i lecę...

- Czemu akurat rower? Nie wiem, jak zaczęła się moja pasja - chyba brat mnie zaraził.

- Jeżdżę od 30 lat non-stop, matka 4 dzieci.

Łącze rower z turystyką:

- jechaliśmy dwa razy rowerem nad morze (6 dni z warszawy)

- raz rowerem na Śląsk

- rowerem z Komańczy do Wisły Głębce (po górach)

- rowerem po Ścianie Wschodniej (po szlakach)

- rowerem z Gliwic do Jeleniej (po górach)

- rowerem po Camino de Santiago (z Tuluzy przez Drogę Francuską)

- rowerem po Dalmacji

- rowerem z Budapesztu do Zakopanego

- rowerem po szlakach krzyżackich zamków

- rowerem po alpejskich szlakach Transalpu (z Garmisch-Patrenkirchen do Ga-Pa w tydzień)

..... i tak dalej....

W jeździe odnajduję autentyzm podróżowania, smak powietrza i trudu, zapach okolicy, po której wędruję, spotykam autentycznych ludzi. Rower to dla mnie dotykalna i realna rzeczywistość, a poza tym - lubię się męczyć - jak to ujęły moje dzieci.

Pozdrawiam wszystkich, którzy czuja podobnie :-)

Krzysztof Dyga

Roweru używam głównie w celach samo-transportowych, ale jednocześnie -siłą rzeczy- dla rekreacji. W dni powszednie jeżdżę nim na uczelnię (studiuję psychologię na alejach); kiedy jeszcze studiowałem 2 kierunki rower jeszcze bardziej się przydawał.

Nie wyobrażam sobie (nie widzę sensu) jazdy jakimkolwiek innym środkiem transportu, no chyba, że w okresie skrajnie zimowym - choć i nad tym pracuję.

Sama trasa (z okolic Kapelanki) nie jest najgorsza. Aż do przystanku na Szwedzkiej jest prawie idealnie. Prawie, bo droga dla rowerów z reguły nie ma specjalnego oznaczenia, niemniej jednak wszyscy (rowerzyści i przechodnie) się mieszczą i w drogę sobie nie wchodzą/nie wjeżdżają. Dyskomfort zaczyna się od Mostu Dębnickiego i trwa aż do końca trasy (okolice przystanku Cracovia), z czego najbardziej newralgicznym punktem jest niewątpliwie przystanek przy Jubilacie. Zagęszczenie ludności w tym miejscu czyni z reguły niemożliwym spokojne przejechanie. Inna sprawa to -nie tak znowu rzadkie- wycieczki, czyli tłumy skutecznie blokujące dalszą drogę. W takich wypadkach lepiej już dołączyć do samochodów.

Ponadto rowerem jeżdżę na zakupy do wszelkich hipermarketów w okolicy. Czasem do znajomych.

Dlaczego rower? Bo szybciej (sic!), taniej, pożyteczniej i -last but not least- 'niezależniej' :)

Od autora:

Ja ze swojej strony dodam, że czekam na kolejne Wasze opinie.

Wysyłajcie je na adres [email protected] lub wpisujcie w komentarzu do tekstu.

Poprzednie części cyklu:

1 cz. Nowa akcja społeczna: Rower - mój środek transportu

2 cz. Rower – mój środek transportu

3 cz. Rower - mój środek transportu



Informator MM:Teatry | Policja | Noclegi | Kościoły | Rozkład MPK | Wyniki Lotto |
Baseny i kąpieliska | Hot spoty | Plan miasta
| Kina w Krakowie | Pogoda w Krakowie
emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Bydgoska policja pokazała filmy z wypadków z tramwajami i autobusami

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na krakow.naszemiasto.pl Nasze Miasto