18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Marcin Świetlicki: myślę o przeprowadzce do Wrocławia

Maria Mazurek
Michał Sikora
- Zasiedziałem się w Krakowie trzydzieści parę lat, przyjechałem na studia i zostałem. Ale teraz myślę o przeprowadzce do Wrocławia - powiedział w rozmowie z Marią Mazurek Marcin Świetlicki.

Pan podobno nie lubi dziennikarzy, kobiet i ludzi młodych.
I ludzi w ogóle... Co też pani opowiada. Ja po prostu nie mam przyjaciół.

Zastanawia mnie więc, w jaki sposób Pan z ludźmi współpracuje, gra koncerty, a nawet pisze wspólnie książki.
To nie ma nic do rzeczy. Kilka pozycji napisałem wspólnie z kolegą z zespołu, Grzegorzem Dyduchem. Inną z Gają Grzegorzewską i Irkiem Grinem. Da się. Wygląda to tak na przykład: Dyduch dyktuje, ja spisuję. Jak podyktuje jakąś bzdurę, to ja protestuję i zamiast niej wpisuję swoją bzdurę.

Z tych "bzdur" da się wyżyć?
Od kilku lat nie mam stałej pracy, więc musi się dać, choć kokosów się na tym nie zbija. Ale ja też nie mam wielkich potrzeb. Jak paliwo na przykład. Bo auta nie posiadam. Ubezpieczenia, komórki, mieszkania też.

Ale gdzieś Pan mieszka?
Na Małym Rynku.

Jak Mistrz z Pana książki. To jednak pisze Pan o sobie?
Mistrz mieszka w innej kamienicy i na innym piętrze. Ale wiem, jaki ma widok z okna. Mistrzowi użyczyłem kilku swoich cech, faktycznie. Ale na tym polega literatura, przynajmniej moja literatura: na mieszaniu pewnych faktycznych miejsc, osób, cech tych osób z tym, co zupełnie wymyślone.

A taki Mango Głowacki, właściciel lokalu "Biuro" z Pana książek? Nie ma nic wspólnego z panem Kiwi, właścicielem "Pięknego Psa"?
Coś wspólnego ma, ale to też nie do końca on. Zresztą zarówno Kiwi, jak Maciek Prus, drugi właściciel "Psa", są przekonani, że to właśnie oni są Mangiem Głowackim. Ale mało tego - kilku restauratorów z innych miast Polski też tak uważa.

Z innych miast? Przecież Mistrz jest nasz, krakowski. Tak jak Pan.
Zasiedziałem się w Krakowie trzydzieści parę lat, przyjechałem na studia i zostałem. Ale teraz myślę o przeprowadzce do Wrocławia.

Tam podobno Panu się dobrze gra koncerty.
Tak, bo w Krakowie przychodzą na nie znajomi, ale nie po to, żeby posłuchać muzyki. Wódki chcą się napić i poszydzić ze mnie.

A przyjechał Pan tu z Lublina. Dlaczego?
Bo to za małe dla mnie miasto było, za ciasne, nie czułbym się dobrze.

Pan tam chodził do liceum z Beatą Kozidrak.
Tak, ona była klasę wyżej. Pamiętam ją głównie z tego, że śpiewała radzieckie piosenki na apelach. Albo jakieś inne patriotyczne.

Pan, jak się domyślam, na apelach nie śpiewał. Ani nie recytował.
Oczywiście, że nie. Słaby ze mnie uczeń był w ogóle. Piątka z plastyki, piątka z polskiego, a z całej reszty problemy. Na studiach - polonistyce na Uniwersytecie Jagiellońskim, gdzie dostałem się tylko dlatego, że byłem finalistą olimpiady z polskiego - było jeszcze gorzej. Nie chodziłem nawet na zajęcia.

I studiów Pan nie skończył, musiał Pan iść do wojska. To był dla Pana koszmar?
A dla kogo nie był? Tylko dla jakichś zboczeńców militarnych chyba.

Dlaczego Pan nie przyjął Paszportu Polityki?
Bo nie lubię Polityki. Poza tym trzeba było jechać na galę do Warszawy. Raz, że mi się nie chciało, a inna sprawa: to obciach. Ostrzegali mnie znajomi, że spotkam tam wielu ludzi, których spotkać nie chcę. I jeszcze do zdjęć będę musiał z nimi pozować. Ale ja, proszę pani, wielu rzeczy odmawiam.

To jakich jeszcze?
Przykłady z ostatniego tygodnia: udział w sesji wspomnieniowej dotyczącej profesora Błońskiego. Bo nie mam co wspominać. I udziału w Off Festiwalu u Rojka.

A to prawda, że Szymborska za Panem nie przepadała?
Skąd pani ma takie informacje?

Mówi się tak. Plotka jakaś?
Właśnie, plotka. Wręcz przeciwnie, jak pracowałem w Tygodniku Powszechnym, ona tam wpadała. I za każdym razem powiedziała mi jakieś miłe zdanie. Z noblistką wiąże się zresztą pewna smutna anegdota, ale opowiadałem już ją kilka razy i jakoś nigdy nie została wydrukowana. Ciekawe, czy tym razem będzie inaczej.

Zobaczymy. Słucham zatem.
Była impreza w Tygodniku, wszyscy świętowali, bo ktoś dostał jakiś medal. Jak już impreza dogasała, pewnej poetce, Szymborskiej właśnie, wcale nie chciało się kończyć. Więc zaproponowała: to ja zapraszam do siebie, tam będziemy bawić się dalej. Nikt nie skorzystał; każdy miał swoje sprawy, chciał do domu wracać, może innym razem. Dokładnie tydzień później poetka dostała Nagrodę Nobla. Wielokrotnie się zastanawiałem: jak postąpiliby ci wszyscy ludzie, gdyby wiedzieli, z kim mają do czynienia.

Mówi się, że Pan pisze również po to, żeby obśmiać kobiety, z którymi Pan był.
Obśmiać? Swoje kobiety? Nie... "obśmiać" to chyba nie jest dobre słowo. Naśmiewam się czasem w swoich utworach, ale to z ludzi, którzy na to zasługują.

Czym więc można sobie zasłużyć?
Wygadywaniem głupotek na przykład. Kiedyś warszawski dziennikarz radiowy powiedział do mnie: jeśli chce pan tak naprawdę wypocząć, powinien pan zwiedzić Muzeum Powstania Warszawskiego. Rzeczywiście, wykorzystałem to później w literaturze.

Ja jeszcze sobie na obśmianie nie zasłużyłam?
Jeszcze nie.

To może dopijmy i kończmy, żeby tego nie zepsuć.
Dobrze. Będę wracać do swojego psa.

Codziennie rano najświeższe informacje, zdjęcia i video z Krakowa. Zapisz się do newslettera!

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na krakow.naszemiasto.pl Nasze Miasto