Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Marcin Daniec na Nowy Rok o Wiśle Kraków [wywiad dziennikarza obywatelskiego]

Redakcja
O mistrzu Polski, Izraelczyku, który prawie rozbił zegar i ...
O mistrzu Polski, Izraelczyku, który prawie rozbił zegar i ... Łukasz Żołądź
O mistrzu Polski, Izraelczyku, który prawie rozbił zegar i pewnym kozaku z Wrocławia mówi Marcin Daniec, satyryk i kibic Wisły Kraków.

Liga Europy: Wisła Kraków zagra ze Standardem Liege


W jakich okolicznościach oglądał pan mecz z Twente?
Spotkanie śledziłem w telewizji. Po raz kolejny okazało się, że w sporcie, tak jak w życiu, trzeba wierzyć do końca. Pamiętam doskonale moment, w którym Mateusz Borek się żegnał i w jego głosie słychać było żal. Później jednak podał wiadomość, że Wisła jednak awansowała i wtedy pomyślałem: to, co się stało, to prezent na gwiazdkę dla drużyny i kibiców. Otrzymali fantastyczną nagrodę za to, że walczyli i że wygrali swój mecz. Twente to przecież nie byle jaka drużyna. Pamiętajmy, że Fulham w Londynie prowadziło już 2:0. W pewnym momencie wszystko było przeciwko nam. Gdyby Wisła odpadła, atmosfera w klubie stałaby się jeszcze gorsza. Na Reymonta zdarzył się jednak cud. Jakiś anioł zstąpił chyba z góry i dał nam awans.

Kibicuje pan Wiśle nie od dziś. Przypomina pan sobie równie niesamowity moment, w którym drużyna dokonała czegoś podobnego?
Przychodzi mi na myśl dwumecz z Realem Saragossa. W Hiszpanii przegraliśmy 4:1. Spotkanie w Krakowie zaczęło się fatalnie, od samobójczego gola Baszczyńskiego. Choć jestem jednym z największych, niepoprawnych optymistów, w tym momencie zwątpiłem. Później z wielką radością wszystko odszczekiwałem (śmiech). Takie niesamowite historie cały czas mają miejsce w futbolu. Zresztą w innych sportach także. Często np. podczas meczu tenisowego ktoś przegrywa 0:5, by potem zwyciężyć. To pokazuje, że zawsze trzeba mieć wiarę w zwycięstwo i walczyć do samego końca.

Przy Reymonta mówi się, że przez awans trener Moskal zapewnił sobie pozostanie na ławce trenerskiej. Zgadza się pan z tym?
Umówmy się, że nie podobałoby mi się, gdyby pan przyszedł na mój występ i co pięć minut mówił , że ktoś inny powinien zająć moje miejsce… Po przyjściu Moskala drużyna szybko się pozbierała. Nie tyle fizycznie, co psychicznie. Żeby jednak nie przewróciło mu się w głowie, trener przegrał dwa mecze, których przegrać nie powinien. My możemy dyskutować o trenerach i prowadzeniu drużyny, ale są ludzie, którzy naprawdę lepiej znają się na swoim fachu. Nie mam wątpliwości, że Moskal do nich należy. Powiem Panu coś jako niespełniony trener piłkarski. Według mnie, trener powinien w pełni odpowiadać za wyniki wyłącznie wtedy, gdy miał możliwość przygotowania zawodników do rozgrywek. Przejmowanie drużyny w trakcie sezonu to coś, czego nie życzyłbym największemu swojemu wrogowi.

Wisła i Legia grają dalej. Patrząc przez pryzmat występów tych dwóch ekip w Lidze Europy można pokusić się o stwierdzenie, że z polską piłką klubową nie jest tak źle. Zgodzi się pan z tym? Zostawiliśmy w tyle Fulham, czy Spartak...
Uśmiecham się pod nosem, bo zadając to pytanie już w pewnym sensie wybronił pan nasze kluby. Pewnie, że cały czas narzekamy na poziom. Sam się wkurzam, kiedy czytam statystyki, które nie kłamią, a z nich wynika, że w meczu ekstraklasowym, przy kilkutysięcznej publiczności, drużyny często oddają jeden celny strzał na bramkę. Gdybym opowiedział na występie jeden żart, to publiczność słusznie zażądałaby zwrotu pieniędzy. My jednak to wszystko wybaczamy. Sam co tydzień wychodzę na mecz, a żona puka mi po głowie i pyta: znowu idziesz?! Odpowiadam, że idę, bo po kilku dniach przerwy brakuje mi futbolu. Wracając do pytania; teraz Fulham chętnie zamieniłoby się z Wisłą, a tuż po losowaniu to właśnie krakowianie byli skazywani na pożarcie. Poza tym ostatni raz polskie drużyny mogły myśleć na wiosnę o rozgrywkach pucharowych czterdzieści lat temu, za czasów gry moich wielkich idoli - Włodka Lubańskiego i Kazimierza Deyny. Mało tego, uważam, że Wisła nie jest na straconej pozycji i może zajść jeszcze dalej.

No właśnie, jak ocenia pan losowanie? Miałem przyjemność rozmawiać z kilkoma piłkarzami po meczu. Wszyscy mówili, że marzy im się Manchester. Wylosowaliśmy Standard, więc nie mamy chyba na co narzekać?
Jeśli klub chce grać z Manchesterem to znaczy, że marzy mu się pełny stadion i wielkie wydarzenie. Z drugiej strony, przecież nawet małe dziecko może powiedzieć, że lepiej, by Wisła grała z belgijską drużyną, niż z Manchesterem United. Mój sąsiad powtarza: "Panie Marcinku, poczekajmy! Na United jeszcze przyjdzie czas". Póki co, dziękujmy Matce Bożej Częstochowskiej i Ostrobramskiej, bo chyba maczały palce w losowaniu…

Jak ocenia pan tę rundę? Można powiedzieć, że pierwszym kluczowym momentem była pamiętna klęska z Apoelem...
Jeśli chodzi o mecz z Apoelem w Krakowie, byłem wtedy na trybunach. Pamiętam, jak kibice zatrzymywali mnie przy stoisku z parówkami i krzyczeli: Panie Marcinku, to co, 4:0 dzisiaj? Próbowałem im tłumaczyć, że to przecież ostatnia faza eliminacyjna Ligi Mistrzów i o taki wynik naprawdę trudno. Wtórował mi Jurek Kowalik, świetny niegdyś piłkarz Wisły. Tak się złożyło, że na stadionie mamy miejsca obok siebie. Jurek strasznie się denerwował, gdy mówiono, że "Biała Gwiazda" rozgromi rywala, "bo to przecież Cypr". Kowalik krzyknął: "Panowie, teraz to tam jest jeden Cypryjczyk. Poza tym gramy z ekipą, która dwa lata temu występowała w fazie grupowej". Mało tego, gdyby Apoel w Lidze Mistrzów odpadł z jednym punktem na koncie i bilansem bramkowym 2:14, mielibyśmy kaca. Apoel awansował natomiast z pierwszego miejsca w grupie. Na pewno został jakiś żal…

Po tym meczu jedni twierdzili, że Wisłę dzieliła od Ligi Mistrzów przepaść. Inni powtarzali: zabrakło tylko trzech minut. Która wersja jest panu bliższa?
Co tu dużo mówić, zostało wtedy kilka minut. Przepaść? Patrząc z takiej perspektywy Anglicy mogliby nam do dzisiaj wypominać pamiętny mecz na Wembley, w którym my mieliśmy dwie okazje, a oni kilkanaście. Nie trzeba jednak szukać tak daleko. Wiśle też przecież zabrakło kilkudziesięciu sekund w Atenach. Rasowym drużynom zawsze się udaje w takich sytuacjach zwyciężyć. Pamiętajmy, że trzeba mieć też trochę szczęścia.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

MECZ Z PERSPEKTYWY PSA. Wizyta psów z Fundacji Labrador

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na krakow.naszemiasto.pl Nasze Miasto