Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Kraków: przeżył, bo błyskawicznie trafił do Centrum Oparzeń

Anna Górska
Pan Jan dwa miesiące walczył o życie. Jego stan cały czas był krytyczny
Pan Jan dwa miesiące walczył o życie. Jego stan cały czas był krytyczny Joanna Urbaniec
Pacjent z oparzeniami zajmującymi ponad 70 proc. powierzchni ciała i zniszczonymi drogami oddechowymi ma znikome szanse na przeżycie. Musi w ciągu godziny, maksymalnie dwóch, trafić na oddział specjalizujący się w leczeniu oparzeń. Jan Pyrdoł (49 l.) ze Starego Sącza wykorzystał tę szansę, bo miesiąc przed jego wypadkiem, w Krakowie, w Szpitalu im. L. Rydygiera zaczęło działać Małopolskie Centrum Oparzeń (MCO). Po 120 dniach walki o życie, dwóch przeszczepach skóry i wycięciu woreczka żółciowego, pacjenta wypisano w piątek do domu.

Pan Jan wyszedł z oddziału o własnych siłach. W styczniu, gdy trafił do szpitala, nikt nie wierzył, że będzie to możliwe.

- Cud czy nie cud - to niezbyt istotne. Najważniejsze, że pacjenta wyciągnęliśmy z tamtego świata - cieszą się chirurdzy z Małopolskiego Centrum Oparzeń. Roman Wach, szef zespołu anestezjologów w MCO, podkreśla, że gdyby pan Jan trafił do nich tylko o godzinę później, to szanse na przeżycie byłyby nikłe. Do niedawna w Małopolsce nie było żadnej kliniki, gdzie leczono rozległe oparzenia. Pacjenci byli wożeni na Śląsk.

Pan Jan już miał po świętach i sylwestrze wyjeżdżać z domu w Starym Sączu do Belgii, gdzie pracował. Ostatniego wieczoru sąsiad poprosił o pomoc. - Jest mechanikiem samochodowym. Chciał wyciągnąć zbiornik gazowy, ale nie dał sobie rady. Zawołał mnie. Jakbym mógł sąsiadowi odmówić? - opowiada pan Janek. - Ciężki był ten zbiornik, wyciągaliśmy na "raz-dwa". Sprawdziłem zawory, wszystkie były zakręcone, ale ktoś jednak zostawił zapłon włączony. Jak pociągnęliśmy mocniej za zbiornik, to tylko iskrę widziałem. Gaz buchnął, auto się zapaliło.

Nie czuł, że ponad połowę ciała ma spaloną. Chwycił za gaśnicę, zaczął ratować samochód. Potem doszedł do domu i dopiero wtedy wezwano pomoc. Zanim wylądował śmigłowiec, zaopiekowali się panem Jankiem strażacy. O godz. 18 gaz wybuchł mu prosto w twarz, o godz. 20 lekarze z "Rydygiera" już podawali mu leki.

To był podręcznikowy pacjent: oparzone 70 proc. powierzchni ciała: głowa, ręce, szyja, plecy; oparzone drogi oddechowe i całkiem zniszczone płuca. - Tacy pacjenci potrzebują szybkiego wdrożenia prawidłowej płynoterapii. W ciągu ośmiu godzin podaliśmy panu Jankowi 10 litrów płynów - mówi dr Roman Wach.

Płynoterapia w przypadku ciężkich oparzeń jest jedyną metodą leczenia w pierwszych dniach. Ważne jest prawidłowe nawodnienie pacjenta. Po oparzeniu płyny uciekają z naczyń krwionośnych, krew zaczyna gęstnieć, w efekcie nie dociera do narządów. Dochodzi do niewydolności nerek, wątroby, serca. Człowiek umiera.

Żeby tak się nie stało, w pana Janka lekarze "wlewali" dożylnie na dobę po dwa wiadra płynów. Mężczyzna był cały czas w farmakologicznej śpiączce, oddychał przy pomocy respiratora. - Lekarze, gdy widzieli jego osmolone płuca, chwytali się za głowę - wspomina Jolanta Pyrdoł, szwagierka pacjenta. - Były krytyczne noce, gdy mówili nam: przygotujcie się na najgorsze.

Jednak sądeczanin nie poddawał się. Nawet wtedy gdy chirurdzy zaczęli mu przeszczepiać skórę. To było ryzykowne, bo pacjent był jeszcze słaby, a jego stan niestabilny. - Ale aby zwiększyć szanse na przeżycie, niezbędne jest podjęcie szybkich kroków - zaznacza dr Anna Chrapusta, szefowa MCO w Szpitalu im. L. Rydygiera. - Usunęliśmy martwicze obszary i zamknęliśmy rany przy pomocy zachowanej zdrowej skóry, przeszczepów. - Pobrano skórę z ud i przeszczepiono mi ją na ręce. Widzi pani, całkiem odnowiona, a po oparzeniu jej w ogóle tu nie było - cieszy się pan Jan.

Chirurdzy musieli też natychmiast usuwać mu woreczek żółciowy. Zapalenie otrzewnej dla oparzonego mężczyzny było śmiertelnym zagrożeniem. Krakowscy lekarze poradzili sobie i z tym problemem.



Codziennie rano najświeższe informacje, zdjęcia i video z regionu. Zapisz się do newslettera!

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na krakow.naszemiasto.pl Nasze Miasto