Przewoźnicy zawyżają cenę za kurs. Przekręt trudno wykryć, bo na pierwszy rzut oka na paragonie wszystko się zgadza. Okazuje się, że kierowcy, gdy nie widzimy, zmieniają taryfę na droższą lub używają elektronicznego urządzenia przy taksometrze, które podbija opłatę. Proceder uprawiają głównie taksówkarze niezrzeszeni w żadnej z korporacji. Wszystkie sprawy zgłoszone w ub.r. przez urząd do sądu dotyczą właśnie takich kierowców.
Ostatni oszukany klient, który przyszedł ze skargą do urzędu, jechał taksówką z ul. Pawiej na ul. Pamiętną. Kierowca zażyczył sobie 43 zł 40 gr, a tymczasem przejechał zaledwie 6,4 km. Zdziwiony pasażer zażądał paragonu. Po kłótni udało mu się go uzyskać. Powinien jechać na taryfie pierwszej, gdzie maksymalna stawka za 1 km wynosi 2,80 zł. Wraz z maksymalną opłatą początkową 7 zł przejazd powinien kosztować go najwyżej 25 zł. Nadpłacił zatem ponad 18 zł.
Skąd taka suma na paragonie, skoro widać na nim, że jechano na najniższej taryfie? - Kierowcy zmieniają taryfę na wyższą, kiedy pasażer nie patrzy. Wiedzą, kiedy z powrotem włączyć niższą, aby nie zostało to zarejestrowane przez taksometr na paragonie - tłumaczy Wiesław Szanduła z Wydziału Ewidencji Pojazdów i Kierowców Urzędu Miasta. Innym sposobem jest używanie urządzenia, które przyspiesza w taksometrze naliczanie tzw. jednostek taryfowych, według których wylicza się opłatę. W jej skład, poza przejechanymi kilometrami, wchodzi opłata za jazdę poniżej 16 km/h (stanie w korku) lub za postój (do 38 zł za godzinę). Jeszcze inny sposób to przejazd bez włączonego taksometru. Kierowcy wymyślają wtedy należność z sufitu. Jeli poprosimy o paragon, wystawią nam rachunek, na którym wypisana jest tylko trasa i kwota. Tłumaczą się brakiem bloczków lub awarią.
- Niezrzeszonych nikt nie kontroluje. Liczą, że oszukani nie pójdą do korporacji czy Urzędu Miasta ze skargą. A u nas za takie przekręty wyrzucamy - mówi Andrzej Babusia, prezes sieci Barbakan.
Kierowcy spoza korporacji nie dostają wezwań na telefon. Stoją więc głównie w miejscach, gdzie najwięcej jest niewiadomych turystów i przyjezdnych. Przy Pawiej polują na klientów wychodzących z Dworca Głównego, pod Bagatelą i na ulicach wokół Rynku na imprezowiczów.
Głono w mediach o oszukiwaniu klientów w taki sposób po raz pierwszy zrobiło się w 2007 r. Urzędnicy oskarżyli wtedy jednego taksówkarza, ale ten się wywinął. Samo nagłośnienie sprawy dało jednak efekt na jaki czas.
- Teraz proceder się nasila - mówi Szanduła. W ub.r. wyroki skazujące zapadły w 14 sprawach z 18 wniesionych przez urząd po skargach mieszkańców i kontrolach. Nieuczciwi taksówkarze dostali grzywny. Po drugim wyroku tracą licencję. Spotkało to trzy osoby.
Sąd nie miał wątpliwośćci, w sytuacjach gdy taksówkarze zamiast paragonu wystawili rachunki, gdzie nie ma dokładnych wyliczeń. Sprawy przegrane przez urząd dotyczyły części kursów, po których kierowca wydrukował paragon - mimo że urzędnicy dowodzili, że tak wysokie kwoty nie mogły być naliczone legalnie, i przedstawiali ekspertyzy potwierdzające możliwość manipulowania taksometrem. Mimo to w czterech przypadkach sąd oddalił zarzuty uznając, że oszusta trzeba złapać na gorącym uczynku. Zawyżyć kwotę mogła teoretycznie usterka taksometru.
Szanduła przypomina jednak, że taksówkarze w ogóle nie powinni wozić klientów, jeli urządzenie jest niesprawne.
Od redakcji: we wcześniejszej wersji artykułu, umieściliśmy zdjęcia ilustracyjne, na których widać było taksówkarzy i ich samochody. Nie były to jednak osoby, o których traktuje artykuł. Przepraszamy.
Codziennie rano najświeższe informacje, zdjęcia i video z regionu. Zapisz się do newslettera!
Policja podsumowała majówkę na polskich drogach
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?