Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

"Dzisiaj narysujemy śmierć" Wojciecha Tochmana [recenzja]

Redakcja
Myślałam, że jestem twarda, że nic mnie nie złamie, nie załamie, nie przygnębi... a Tochmanowi się udało. "Dzisiaj narysujemy śmierć" to książka, która zostawia wielką bliznę w psychice.

Przeczytaj inne recenzje

Książka jest tak mocna - tematem i słowem - że ciężko się pozbierać. Bierzesz do ręki i myślisz: "150 stron, co to jest?! Jeden weekend i przeczytane". A potem czytasz stronę, dwie i więcej nie dajesz rady, bo opisy, relacje mordów, oprawców, ofiar i świadków są krwiste, bez ceregieli metaforycznych.

Tochman od początku "atakuje" nas naturalizmem, drastycznymi opisami, dosłownością. Ale o ludobójstwie w Rwandzie nie da się pisać inaczej. Reporter genialnie buduje zdania, stopniuje napięcie, by na koniec - bach! - wbić nam te maczety prosto w serce, oko, mózg. Czuję, przeżywam, widzę to, co działo się w Rwandzie w 1994 r. Jestem jedną z tych kobiet, jednym z tych ocalonych chłopców, jestem księdzem, który unika odpowiedzi na trudne pytania o odpowiedzialność, jestem bojówkarzem Interhamwe (policji Hutu), który z zimna krwią wymachiwał maczetą na prawo i lewo...

"Dzisiaj narysujemy śmierć" jest efektem dwuletniej pracy dziennikarza nad tematem, który kiedyś poruszał Ryszard Kapuściński w książce "Heban", ale Tochman widzi go inaczej, po swojemu. Od 2008 do 2010 roku podróżował po Rwandzie i krajach, gdzie dziś mieszkają świadkowie afrykańskiej masakry. Chodził od drzwi do drzwi, dzwownił, namawiał, nakłaniał do rozmowy ówczesnych generałów, księży, katów i cudownie ocalałych potomków ofiar ludobójstwa. Odwiedzał miejsca, gdzie nadal widoczne są ślady mordu - krew na ścianach, fragmenty ubrań, spalone szkielety budynków. Wdychał do dziś unoszący się odór rozkładającego się ciała, palonych kończyn, odrąbywanych jednym cięciem głów.

Reportaż otwiera wstrząsająca relacja z wizyty Tochmana w muzeum, gdzie wiszą zdjęcia zamordowanych dzieci. Reporter patrzy na te fotografie, opisuje, co na nich widzi, a potem kończy krótką, jak cięcie maczety, informacją o powodzie śmierci: "Thierry Ishimwe, dziewięć miesięcy. Na zdjęciu leży na kwiecistym prześcieradle. Ścięta maczetą w ramionach matki. David Mugiraneza, dziesięć lat, na zdjęciu w białej koszuli z kołnierzykiem. Podpiera ręką brodę, typ intelektualisty. Mówił, że zostanie lekarzem. Zamęczony na śmierć. Filette Uwase, dwa lata. Rozbita o ścianę". I ciągnie się ta lista, jak litania, jak wywoływanie ducha po duchu.

Obok tej książki nie da się przejść obojętnie. Nie da się jej po prostu przeczytać i sięgnąć po następną. Nikt do tej pory nie opisywał ludobójstwa tak, jak Tochman. Pada w książce sformułowanie, że to było "ciałobójstwo", bo w tym czasie ciało człowika zostało zbeszczeszczone za życia i po śmierci. Kobiety gwałcono wielokrotnie, brutalnie, wszelkimi narzędziami i przedmiotami, jakie wpadły w ręce Hutu: butelkami, trzonkami noży, drewnianymi palami. Ale Tochman zwraca też uwagę na ciało oprawcy: "Jaki stosunek do swojego ciała ma ten, który dziesiątki kobiet brał siłą, a nie własnym urokiem? Był zredukowany do drobnego trybu ludobójczej machiny. Używał ich ciał wspólnie z innymi mężczyznami. Często patrzyła na to jego żona i inne kobiety Hutu. Wściekłe z nienawiści, pchały swych mężów w coraz większe zbrodnie."

Tochman próbuje uzyskać odpowiedzi na niezręczne pytania od polskiego księdza, który prowadził kościół na Gikondo. Tu schowali się Tutsi, przed rozwścieczonym tłumem Hutu. Niestety, doszło do olbrzymiej masakry, bo drzwi do budynku nie były zamknięte. Przerażająca i dająca wiele do myślenia jest wypowiedź, jakiej udzielił reporterowi ksiądz Stanisław Filipek: "W kościele był wystawiony Najświętszy Sakrament, więc ludzi wyprowadzono na zewnątrz." Tochman snuje dalej: "Więc chodziło o to, by zabijać nie przed Najświętszym Sakramentem, ale po drugiej stronie drzwi? Tego tam Chrystus nie widział?".

Takich dylematów moralnych jest w książce więcej i każdy czytający staje przed trudnym osądem dobra i zła, słuszności oraz skandalicznych błędów. "Przez sto dni zabijano dziesięć tysięcy ludzi dziennie, czterystu w ciągu godziny, siedmiu w ciągu minuty" - ta kalkulacja mówi sama za siebie.

Z reportażu dowiadujemy się, kim tak naprawdę są Tutsi i Hutu, czy to rzeczywiście dwie grupy etniczne, a może po prostu dwie warstwy klasowe? Kto częściowo ponosi odpowiedzialność za wzajemną wrogość tych grup? Jak sobie radzą dziś ci, którzy przetrwali, bo udało im się schować w krzakach, w błocie, albo leżąc nieruchomo pod stertami trupów swojej rodziny? Co robią, jak żyją? Jak ta tragedia wpłynęła na ich psychikę? Z drugiej strony poznajemy też punkt widzenia Hutu, którzy albo nadal tkwią w nieludzkich warunkach więziennych, albo dawno wyszli na wolność i żyją ramie w ramię, płot w płot z ocalałymi potomkami swoich ofiar. To wstrząsający obraz dzisiejszej Rwandy. Kraju zniszczonego od wewnątrz, bo od każdej jednostki ludzkiej, każdego istnienia.

"Dlaczego chcę o tym opowiadać? Komu i po co? Czy ten, który mi powie: epatujesz dziecięcym cierpieniem, będzie mówił prawdę? Czy raczej o sobie: tego, co opowiadasz, nie potrafię przyjąć, nie ma we mnie na to miejsca, brzuch mnie boli, podbrzusze. Ale czy jest powód, bym zamilkł?". Te pytania Tochman zadaje w książce sam sobie, ale czy rzeczywiście sobie? Dobrze, że nie zamilkł i dobrze, że ta książka ujrzała światło dzienne. To niewątpliwie bardzo ważny głos w sprawie olbrzymiej tragedii współczesnego świata. To krzyk, który niesie się przez wszystkie kartki, wdziera w głąb psychiki, odbija się echem i tam zostaje.

Wojciech Tochman (ur. w 1969 roku w Krakowie) jest reporterem. Od 1990 roku związany z "Gazetą Wyborczą". Dotychczas wydał trzy tomy reportaży:  "Schodów się nie pali", "Wściekły pies", "Bóg zapłać". Także dwie opowieści reporterskie: "Jakbyś kamień jadła" oraz "Córeńka". Jego książki przełożono  m.in. na język angielski, francuski, włoski, niderlandzki, fiński, ukraiński i  bośniacki. Jest współzałożycielem Instytutu Reportażu, gdzie wykłada w  Polskiej Szkole Reportażu.

od 7 lat
Wideo

Jak czytać kolory szlaków turystycznych?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na krakow.naszemiasto.pl Nasze Miasto