Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Dobry lans nie jest zły [wywiad]

Mickey Mousoleum
Mickey Mousoleum
Podświadomie ukształtowany podkładami muzycznymi do japońskich gier komputerowych. Dostaje teksty od fanów, które nigdy dotąd nie wyszły z szuflady, a można by zrobić z nich coś fajnego...

Jak to jest po raz kolejny grać w Alchemii?

To jest cudowne. Tutaj gramy już od 2004 roku i zawsze jest wspaniale. Tu jest świetnie, bo znam ekipę. My pasujemy do Alchemii, bo gramy kameralne koncerty. Dziś gram z Marcinem tylko - mamy fortepian i ufam, że publika dostrzeże nową aranżację tych piosenek. To jest takie dziwne, bo ja zamieszkałem w Krakowie, mam meldunek krakowski, ale od lipca byłem tu tylko przez pięć dni. Jest to dla mnie dzikie, nawet dziś nie byłem jeszcze w domu.

Ostatnio rozmawiałem w tym miejscu z Maćkiem Maleńczukiem, który stwierdził, że w Krakowie przebywa od strony sceny, a gdy chce wyjść prywatnie to przychodzi właśnie tu. Dla Ciebie to też jest miejsce związane z prywatnością?

Jak najbardziej. Tak naprawdę sam tworzysz własną prywatność. Myślę, że tu na Kazimierzu jest mnóstwo takich miejsc. Ja się tu czuje bardzo dobrze. Mam jednak nadzieję, że najlepsze imprezy w Alchemii są jeszcze przede mną.

W takim razie uważasz się już za krakusa?

Wiesz, to jest dziwne, bo ja zawsze uważałem się za krakusa. Nie jestem tu urodzony, nigdy nie mieszkałem tu przez dłuższy czas, ale i tak jak mam wybrać jakieś miejsce w Polsce to wybiorę Kraków, bo traktuje go jak dom. Tu mam przyjaciół i czuję się dobrze, wiem, w jakich knajpach pić, i w jakich barach mlecznych jeść. Przez ostatnie sześć lat przywożę tu swoich muzyków i oni też pokochali to miasto.

A co jest dla Ciebie najważniejsze w tym mieście?

Najważniejsze jest to, że tu jest klimat studencki. Ja tutaj wszędzie chodzę piechotą, bo wszystko jest blisko. I ważne też jest to, że mogę tu być sobą, mogę chodzić w takich ciuchach jak lubię. Esencją jest jednak fakt, że tu młode generacje mieszają się ze starszymi. To jest bardzo cudowne. Tu nie ma tak, że ten bar przyciąga takich ludzi, a tamten innych. Tu wszędzie można spotkać zróżnicowane środowiska.

Jesteś już członkiem ‘elity artystycznej Krakowa’? Ponoć to bardzo zamknięta grupa...

Na pewno nie jestem. Mi nie zależy na środowisku artystycznym. Warto pić wódkę z tymi, którzy są fajni, a że wśród tych są także artyści to bardzo pięknie. Nie będę się pchał w jakieś środowiska. Osobiście znam wiele osób w Krakowie, ale to nie jest żadne zamknięte grono.

Jak w Twoich oczach wygląda polska scena muzyczna?

Polska scena jest jak najbardziej niesamowita i ciekawa. Jestem pozytywnie nastawiony, bo jest wielu wykonawców, których szanuję i jestem ich wielkim fanem. To dotyczy zarówno tych młodych, jak i starszych. To cudowne, że kluby muzyczne się rozwijają i nawet w małych miasteczkach powstają wyjątkowe miejsca. Musze jednak wspomnieć, że w poniedziałek byłem w Sali Kongresowej na rozdaniu nagród Złote Dzioby. Konferansjerzy zaczęli spotkanie od słów: „Słuchajcie, tutaj jest śmietanka polskiego showbiznesu!”, a ja wiem kto jest śmietanką polskiego showbiznesu i to na pewno nie Ci, którzy byli w Sali Kongresowej. W sztuce nie chodzi przecież o sprzedaż płyt.

W takim razie, co się przyczynia do tego, że ta sytuacja tak wygląda?

Wiesz, jest takie środowisko ludzi, którzy mają za dużo władzy na polskiej scenie muzycznej. Ja nawet nie mówię o wykonawcach. Po prostu jest grono, które lubi robić dla siebie imprezy i lubi żebyśmy o tym pisali i mówili, traktowali je jak śmietankę showbiznesu. Dla mnie jest dziwne, choć może to norma, że w 2008 roku, w demokratycznym kraju możesz mieć państwową telewizję, która wraz z radiem robi ogromną imprezę by się lansować. W dodatku organizatorzy wmawiają ludziom, że w konkursie chodzi o esemesy, że wysłanie wiadomości przekłada się na sukces danego idola. Z całym szacunkiem, ale ja wiem, że taka kapela jak Feel, która sprzedaje mnóstwo płyt, nie może przegrać z Kombii! To niemożliwe. Tak samo jak Sokol feat. Pono z piosenką „W aucie”, którzy nagrali świetny teledysk i mają genialny hit! Oni mają więcej niż 6 mln wejść na youtube.com, także nie mogą przegrać w swojej kategorii. Gdyby naprawdę decydowały esemesy, wygraliby. Lans jest dobry, ale niech on będzie szczery.

Jest w takim razie jakieś miejsce dla alternatywy w Polsce?

Pewnie, że tak. To są małe grona i żyją w jakichś klikach, Oczywiście mogę mówić tylko o tych osobach, które znam. Ja wierzę, że to środowisko wciąż się buduję. Uważam jednak, że alternatywa nie może być tylko dla alternatywy. Ludzie mają robić różną muzykę. Miejsce musi być dla każdego. Chodzi oto by w każdym gatunku chwalić jakiś poziom. Ja nie chcę mówić, co dla mnie jest dobrą muzyką. Sądzę jedynie, że polska alternatywa jest na bardzo wysokim poziomie, a pop nie. Ja kocham pop i chciałbym by był w Polsce lepszy.

Kiedyś określiłeś swoją muzykę jako „pop alternatywny ze wstawkami punkowymi”. Możesz to rozwinąć?
Obecnie piszę piosenki różne, ale trzeba zdawać sobie sprawę, że ich schematy są bardzo popowe. Chyba dlatego moja muzyka trafiła do szerszego grona. Obecnie pop kojarzy się z czymś słabym. Za granicą tak nie jest. Tam niekonieczne to, co jest alternatywne musi nie być popem. Wręcz odwrotnie. W innych krajach, coś co jest popem jest bardzo eksperymentalne. Na polskiej scenie jest inaczej. Tu mnóstwo rzeczy jest wykonywane mechanicznie i nudno. Mnie kręci to, co nudą nie jest.

A jest jakaś granica alternatywy?

W Polsce jest przekonanie, że sztuka alternatywna nie może zarabiać pieniędzy. Ja już zagrałem wiele koncertów za darmo i cieszę się, że mogę w końcu dzięki graniu żyć. Dlaczego sztuka alternatywna nie może być na bankiecie? To tak jakbyś miał produkt alternatywny, który zmienia status wraz z ilością sprzedanych płyt. Właściciele dużych firm nie mogą słuchać dobrej muzyki? To przecież bzdura. Jeżeli masz ochotę na „Taniec z gwiazdami” to masz do niego iść!

Wiele propozycji koncertowych odrzucasz?

Mam świetną menagerkę i w sumie nie wiem, jak to wygląda. Odmawiam na pewno takim wydarzeniom, które nie pozwoliłyby mi grać koncertów w zamian za to, że co piątek rano widziałbyś mnie w telewizji. Nie zapraszajcie mnie do trzeciej czy ósmej edycji, zaproście mnie do pierwszej edycji jakiegoś głupiego programu! <śmiech> Tak naprawdę to nie jest mój świat. W tej chwili najważniejsze jest granie i cieszę się, że mogę to robić.

Po sukcesie płyty „Debiut” łatwiej grać repertuar Tesco Value?

Nawet nie wiem czy łatwiej. Przyznam, że może nawet jest trudniej. Wiesz, ludzie generalnie nie znają tego materiału. Poznają go pierwszy raz. Dopiero go odkrywają. Kiedyś te piosenki żyły własnym życiem i były grane dla grona, które je kojarzyło.

A jest wyczuwalna granica pomiędzy tymi, którzy słuchają Cię dla mody, a tymi, którzy robią to z przekonania?

Nie widzę jej, ale jest na pewno. Zawsze tak było. Ja się cieszę i jestem wzruszony, że ludzie mnie słuchają, ale wiem, że nie będzie tak zawsze. Teraz jest piętnaście minut sławy. Mam jednak nadzieję, że kiedyś jak będę grał coś innego to ludzie pomyślą – ej, kiedyś byłem na koncercie Czesława, robił coś fajnego, zobaczmy co gra teraz. Ja jestem grajkiem i chciałbym by zawsze było miejsce dla mnie, ale nie mam żadnych oczekiwań na przyszłość. Po prostu chcę grać i będę bardzo zadowolony, jak będzie się to podobało ludziom.

Na koncerty zabierasz swoich przyjaciół, którzy w różnych kompilacjach współtworzą zespół. To przyjemne grać z bliskimi osobami?

To jest cudowne. Dzięki temu, ja nie czuję takiej odpowiedzialności, nie muszę niczego udowadniać. To są moi przyjaciele. Oni chcą grać tą muzykę, bo zawsze grali. Kochają Polskę, kochają mnie. Projekt celowo nazywa się Czesław Śpiewa, bo chcę brać różnych muzyków ze sobą. Każdy jest dla mnie ważny. W przyszłości chcę występować z większą ekipą. Dla mnie jest bardzo ważne, że osoby, które mnie słuchają wiedzą, że wszystko co robię wspierają i współtworzą moi przyjaciele. Wspaniałe jest, że przez półtorej godziny występu możemy ukazać, że kochamy wspólnie grać i robimy to dla przyjemności.

Te różne kompilacje Czesława, który Śpiewa biorą się z tego, że jedna by Ci się znudziła?

Niekoniecznie. W tej chwili jeżdżę z Karen i Marcinem. To mi się nie nudzi. Na pewno jednak będę miał ochotę brać innych muzyków. Przez wiele lat, jak przyjeżdżaliśmy do Polski, to nie raz musieliśmy brać zastępczego grajka, bo nie wszystkim wyjazd pasował i nie wszyscy mieli pieniądze. Gdy graliśmy pod szyldem Tesco Value, dzwoniłem do kolegów i pytałem kto ma ochotę przyjechać. Każdy ma swoje projekty i swoje życie. Cieszę się, że publika mi ufa i te piosenki można grać w różnych składach.

Zauważasz to, że wszyscy Cię uwielbiają, bo jesteś jedyny, który przyjechał z zewnątrz i mówi nam, że jesteśmy fajni. Tutaj wszyscy mówią, że jesteśmy do niczego...

To prawda. Tomek Lipiński powiedział mi, że przez długi czas na polskiej scenie nie było wykonawcy, który by nie narzekał. Tomkowi zapewne chodziło o to, że podtekst piosenek jest pozytywny. Ten materiał został sławny przez przypadek. Ale to cudowne, że osoby, które przychodzą na koncert z ciekawości, mogą ujrzeć mój subiektywny, niczym nieskrępowany świat.

Czyli jest coś takiego jak niezależność?

Jest ogromna niezależność. Ludziom się wmówiło, że jest inaczej. Ja mam nawet wytwórnie, która nie ma żadnych wymagań. Wspólnie podejmujemy decyzję i dyskutujemy. Najważniejsze jest mieć dobrych ludzi wokół siebie, którzy dają cenne wskazówki.

Spotykasz się z jakimiś antyfanami?

Spotykam się. Ostatnio grałem w Poznaniu. Przy barze siedziały dwie osoby, które w ogóle nie poszły na salę, gdzie był koncert, a później powiedziały, że to co robię jest kiepskie. No ale jak można oceniać koncert, gdy się na nim nie było? Ten temat jest szeroki. Ja na przykład nie miałbym potrzeby by założyć sobie w Internecie fikcyjne konto i wyżywać się na ludziach. W Polsce wiele osób tak robi.

Może to specyfika naszej mentalności?
Polska to taki kraj, w którym czuć wiele frustracji i kompleksów. Szczególnie w Internecie, gdzie można powiedzieć wszystko. Myślenie jest takie, że jak coś trafiło do szerszej publiczności to musi być kiepskie. Musi.

A może to właśnie wróg mobilizuje?

To jest na pewno jakaś mobilizacja, ale ja nie będę komunikował się z wrogiem, który jest bezsensowny. Ja nie gram pod publikę. Właściwie to jest tak, że jak tacy ludzie gadają o tym, co ja robię, to znaczy, że jestem znany. Tak naprawdę zauważyłem, że jest wokół mnie głośno dopiero wtedy, jak pojawiły się negatywne komentarze na mój temat. Ale w gruncie rzeczy to dobre. To pobudza do zastanowień, co to jest sztuka. Ja nie uważam, że polska publika jest głupia, ale oni strasznie lubią określać innych. Trzeba tylko uważać by nie wpaść w ocenianie ludzi po tym czego słuchają.

Czesław, jesteś minimalistą?

Jak najbardziej. Nie wiem czy to się udaje na płycie, ale jak gram koncerty robię to bardzo minimalistycznie. Parę tonów na pianinie i z tego jest cała piosenka. Niektórych może to przestraszyć i tremować. Wielu ma wątpliwość, jak coś tak prostego muzycznie może być tak fajne.

A jak do tego ma się improwizacja?

Ja szanuję tą zdolność bardzo. To co tworzę z zespołem to taki specyficzny luz. My czujemy się bezpiecznie, więc staramy się muzykę ogarnąć subiektywnym światem improwizacji. Trzeba przyznać, że on też jest minimalistyczny.

Spotykasz się z młodymi ludźmi. Jak oceniasz nową generację?

Mam przyjaciół, którzy są w moim wieku, i jak spotykam ich młodsze rodzeństwo to zauważam, że nawet ci pięć lat młodsi całkowicie inaczej funkcjonują. Jest duża różnica poglądów. Oni żyją w przekonaniu, że mogą wszystko. Trochę teraz naiwnie generalizuję, ale to całkiem inna generacja. To oczywiście jest bardzo pozytywne. Dla nich Europa całkowicie się otworzyła. Jeżdżą na wakacje do Anglii by dorobić i nie mają żadnych barier. Cały świat jest teraz mały.

A co wkurza Czesława Mozila?

Mnie strasznie wkurza, że jak chcę płacić podatki i wyrobić sobie NIP, to dostaje list, w którym mi grożą karą do 2.5 tys. złotych, jeśli się nie przemelduję do tygodnia, a wszystko dlatego, bo wpisałem w imieniu swojego ojca „l” a nie „ł”. To co się dzieje w systemie jest dla mnie niepojęte. Wkurza mnie też sztuczne kreowanie świata. Nie narzekam już na korki, bo już wiem jakie są i po prostu nie jeżdżę po Krakowie samochodem.

Na jakich fundamentach bazuje Twoja muzyka. Co jest dla Ciebie inspiracją? Miała na to wpływ szkoła muzyczna?

Szkoła muzyczna na pewno nie miała na to wpływu, bo ona jedynie zachęca, ale to nie przez nią się edukujesz. Wszystko tak naprawdę bazuje na idolach. Kształtowałem się przez Madonne, Princea, Offspring, Iron Maiden, Korna, Deftons, Bjork, PJ Harvey, Nicka Cave’a, Toma Waits’a – to wszystko jedna wielka mieszanka. Słuchałem dużo folku, klasyki i muzyki filmowej. Przyznam, że kocham gry komputerowe i jako mały chłopczyk oprócz ćwiczeń na akordeonie dużo grałem. Podejrzewam, że podświadomie jestem ukształtowany podkładami muzycznymi do japońskich gier komputerowych – może właśnie dlatego moja muzyka jest taka bajkowa. Inspiruję się muzyką i to jest naturalne, ale nie lubię, jak ludzie porównują zespoły. Wiadomo, że niektóre piosenki są do siebie podobne, ale to wynika pewnych ograniczeń.

Masz jakieś marzenie związane ze współpracą z muzykami?
Jest wiele dobrych muzyków, ale nigdy jeszcze o tym nie myślałem. Trzeba zacząć od tego, co pasuje ze sobą. To, że jesteś fanem kogoś, to nie znaczy, że razem potraficie stworzyć coś dobrego. Jestem wielbicielem Lao Che, Marysi Peszek, Hey, Lecha Janerki - może to brzmi bardzo oklepanie, bo to ogromne postacie, ale dla mnie to jest właśnie śmietanka polskiego showbiznesu.

Myślisz o jakimś nowym projekcie?

Myślę o tym by wydać muzykę, którą gram już na koncertach. Dostaję także mnóstwo dobrych tekstów od fanów, które nigdy dotąd nie wyszły z szuflady, a można by zrobić z nich coś fajnego...

W takim razie łatwo się utożsamić z czyimś tekstem?

Jeszcze cztery lata temu powiedziałbym, że to w ogóle niemożliwe. Teraz już wiem, że jest inaczej. Ja miałem fuksa, bo Michał Zabłocki przesłał mi linka do mnóstwa tekstów od internatów i miałem możliwość zadecydowania, które z nich chcę śpiewać. Wybrałem dziesięć, które mi się bardzo spodobały. Tak naprawdę widzę w nich historie, które sam chciałem opowiedzieć. Nie będę mówił, jak ja je interpretuje, ale naprawdę mogę powiedzieć, że się z nimi utożsamiam.


Dziennikarzu

Użyj komórki
Żywe Miasto

Wygraj pieniądze
Skarby Małopolski

Zagłosuj!

Boże Narodzenie

w Krakowie
od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na krakow.naszemiasto.pl Nasze Miasto