Od wczesnych godzin porannych krakowianie wykonywali na chodnikach, deptakach, przejściach dla pieszych dosyć dziwne akrobacje, które miały uchronić ich przed niechybnym wylądowaniem na skutych lodem arteriach miasta. Większość z nich musiała udać się na pogotowie.
Sodoma i Gomora - tak zgodnie o wczorajszym dniu mówią lekarze dyżurujący w krakowskim pogotowiu ratunkowym. Od samego rana do placówki przy ulicy Łazarza zgłaszali się krakowianie poszkodowani w starciu z oblodzonymi chodnikami. Tylko do godziny 15 dyżurujący w trzech ambulatoriach chirurdzy przyjęli ponad 100 osob. W poczekalni aż czarno było od poszkodowanych, w różnym wieku. Atmosfera gęstniała z godziny na godzinę.
- Zamiast ludziom ulżyć w cierpieniach, to z telewizją rozmawiają! - żalili się pacjenci czekający w kolejce do zagipsowania. Wielu z nich nie wytrzymało i udało się do na skargę do sekretariatu dyrekcji pogotowia. Najwięcej musiała nasłuchać się sekretarkaÉ
Sami nie dali rady
Dyżurujący lekarze nie nadążali nawet we trzech. Dawno już w ciągu jednego dnia nie założyli tylu gipsów, nie zdiagnozowali tylu poturbowanych głów, które przegrały w starciu z wyjątkowo śliskimi chodnikami i ulicami.
- Zaczynają się powoli schodzić osoby, które doznały urazu, a wydawało im się, że mogą załagodzić ból jakimiś domowymi sposobami - relacjonuje jeden z lekarzy dyżurujących wczoraj w krakowskim pogotowiu. W ciągu dnia, kiedy wzrosła temperatura - oblodzone chodniki zamieniły się w płynące potoki. Kiedy w nocy złapie mróz, sytuacja może się znowu powtórzyćÉ
Pismak przeciwko oszustom - fałszywe strony lotniska
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?