Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Wywiad z Emilianem Dolhą, byłym bramkarzem Wisły

Sebastian Staszewski
Jacek Kozioł/Archiwum
Odejście z Wisły było błędem, ale nie mogłem grać za 5 tys. euro - mówi Emilian Dolha, były bramkarz Lecha Poznań i Wisły Kraków w rozmowie z Sebastianem Staszewskim.

Piłkarze i... stadion prawie gotowi na wtorkowy mecz ze Skonto Ryga

Dzwonisz z Polski? To pewnie chcesz zapytać o to gów..?

O co?
Jak to o co? Kiedy w Polsce ktoś słyszy: Dolha, to od razu przypomina mu się spotkanie Wisły Kraków z Lechem Poznań...

Dziwi to Pana? W 2007 roku przechodził Pan do Lecha w bardzo nerwowej atmosferze, a w pierwszym meczu z Pana dawnym pracodawcą puścił Pan cztery bramki.
Zagrałem dla "Białej Gwiazdy" wiele świetnych meczów, chociażby z Blackburn Rovers czy z Bazyleą w Pucharze UEFA, a wszyscy i tak pamiętają te cholerne cztery bramki. Uwierz, że to strasznie głupie i frustrujące.

Co Pan czuł po tamtym spotkaniu?
Czułem, że żyję. Serio. Ból daje ci świadomość, że jeszcze nie umarłeś. Nie wiedziałem, co się dzieje, byłem całkowicie rozbity, ale przeżyłem to. Chociaż na boisku myślałem, że zemdleję.

Franciszek Smuda powiedział, że w szatni był Pan blady jak ściana.
Gdybym mógł zagrać to jeszcze raz, na przykład jutro, to ten mecz byłby dla mnie ciastkiem z kremem. Dziś umiem kontrolować swoje emocje, nerwy. Wtedy nie byłem na to gotowy. Wszyscy przeciwko mnie, cały stadion i kolejne ciosy: bach, bach, bach, bach.

Wisła strzeliła cztery gole, w tym trzy padły z Pana winy.
Taaa, z mojej winy. Wszyscy mówili: trzy szmaty Dolhy. Przez ponad rok nie miałem siły, aby obejrzeć powtórkę, ale później stwierdziłem, że tylko jedna bramka padła po moim ewidentnym błędzie. Przy trzech pozostałych może i mogłem zachować się trochę lepiej, lecz nie jestem Oliverem Kahnem. Zrobili ze mnie pajaca i głównego winowajcę. Kraków się cieszył, bo głupi Rumun dostał za swoje.

To było najgorsze 45 minut w Pana piłkarskim życiu?
Chyba tak... Wszystko poszło źle. Od początku do samego końca. Nie było nawet jednej dobrej sekundy. Chociaż większą presję czułem, kiedy debiutowałem w Dinamie. Pół Bukaresztu chciało mnie wtedy zlinczować. Mówili: hej, ku..o, dlaczego to zrobiłeś? [Dolha mówi to po polsku - red.]. Było dużo ciężej, niż kiedy odchodziłem z Wisły. Chociaż Shabani Nonda poprawił mi humor...

W jaki sposób?
Nonda grał przeciwko Wiśle, był zawodnikiem Blackburn. Spotkałem go dwa lata temu w Lidze Europejskiej, kiedy występował już w Galatasaray Stambuł, i powiedział, że tamten mecz z Wisłą był dla Anglików strasznie trudny. Między innymi dlatego że ja świetnie broniłem. Nonda o tym pamięta, kibice Wisły niestety nie.

W internecie można obejrzeć filmik, na początku którego wyświetlają się słowa: "Ema" mogłeś zostać bohaterem a zostałeś… Judaszem". Następnie widać zdjęcie: "Dolha+kasa = zdrada". W Krakowie do dziś niektórzy fani mają do Pana pretensje, że odszedł Pan do Lecha.
Ludzie, ale przecież ja chciałem grać w Wiśle! Do dziś wspaniale wspominam całą drużynę: Cantoro, Paulistę, Stolarczyka, Zieńczuka. Mario Pawełka i Papę Rysia, czyli trenera bramkarzy pana Jankowskiego. Asię, która pracowała w Wiśle, tak samo jak jej mama. Poznałem w Krakowie wspaniałych ludzi. Ich wszystkich chciałbym pozdrowić i wyściskać. To nie moja wina, że działacze nie byli fair wobec mnie. Myśleli, że Dolha będzie grał prawie za darmo. Jak nazywa się boss klubu?

Bogusław Cupiał.
Tak. Tego Pana nigdy na oczy nie widziałem! Nigdy z nim nie rozmawiałem. To pewnie wspaniały człowiek, daje duże pieniądze na klub, ale czy to nie dziwne, że w ogóle nie ma go przy zespole? Może gdybym porozmawiał bezpośrednio z nim, to byśmy się dogadali? Cupiał był jednak niewidzialny.

Odejście z Wisły było błędem?
Błędem nie było to, że odszedłem do Lecha, ale to, że w ogóle opuściłem Wisłę. I to jest chyba jedyny poważny błąd w mojej karierze… Nie mówię tego złośliwie, ale to wina działaczy, którzy pracowali wtedy w klubie i podejmowali najważniejsze decyzje. W ogóle nie znali się na futbolu. To byli biznesmeni, a nie ludzie, którzy wiedzą, co to piłka nożna. Nie chcieli dać mi wyższego kontraktu i niestety musiałem opuścić Kraków. Jestem człowiekiem, muszę zarabiać.

Znacznie lepszą umowę dostał Pan w Poznaniu. W Lechu zarabiał Pan podobno prawie 300 tys. euro netto rocznie.
Ile?

300 tys. euro netto.
Zwariowałeś?

Nie, tak pisały gazety.
Ludzie pieprzą jakieś głupoty! Wiesz ile zarabiałem w Wiśle? 5 tys. euro! Na złotówki to było 20 tys. Musiałem opłacić wynajem mieszkania, samochód. Życie w Krakowie też kosztuje. Po odliczeniu wszystkiego zostawało mi 3-4 tys. euro. To dużo? Ale czekaj: 300 tys. euro rocznie to jest prawie 30 tys. euro miesięcznie?

Dokładnie 25 tys. euro.
Ja miałem ledwo połowę tego!

Tylko tyle? Działacze Wisły mówili, że bardzo się Pan cenił.
Nigdy nie dostałem 30 tys. miesięcznie. Nawet 18 tys. euro w Lechu nie zarabiałem! To naprawdę dużo pieniędzy. Chyba ktoś ogłupiał, że podał takie informacje. Powiem tak: kasa w Lechu nie była duża, ale w Wiśle była za mała. I to był powód mojego odejścia. Byłem najlepszym bramkarzem w lidze, a mniej niż ja zarabiali tylko Błaszczykowski i Kokoszka, którzy mieli wtedy po 21 lat! Więcej dostawali rezerwowi: australijczyk Thwaite czy Serb Radovanovic. Czy to normalne?

Kiedy podpisał Pan umowę z Lechem, prezes Andrzej Kadziński powiedział: "Nie kosztował nas tak dużo, jakby się mogło niektórym wydawać". Mało kto wierzył, że były to szczere słowa.
Powiedziałem Mariuszowi Helerowi, który był wtedy prezesem Wisły: dajcie mi trochę większy kontrakt, to zostanę. Nie chciałem ruszać się z Krakowa. To był mój drugi dom, do dziś kocham to miasto. No, ale nie mogłem przecież grać za 5 tys. euro miesięcznie. Zaproponowali mi, że będą płacić wejściówki - na przykład tysiąc euro za mecz - ale mi to nie odpowiadało.

Dlaczego? Ja nie widzę w tym nic złego.
Gdybym nie grał, to nie zarabiałbym pieniędzy! I nie mówię tylko o siedzeniu na ławce, ale na przykład o kontuzji. Kontuzje zdarzają się w futbolu...

Poważnie interesowało się Panem na przykład Fulham Londyn, a wybrał Pan Lecha. Trochę to pogmatwane.
Były różne propozycje i zapytania, ale dogadałem się z Lechem, bo padły konkrety. Nie mogłem czekać w nieskończoność. Poza tym dziś przeszłość nie ma już znaczenia.

W 2007 roku zajął Pan drugie miejsce w plebiscycie na najlepszego bramkarza ligi. Pierwszy był Łukasz Fabiański, który gra dziś w Arsenalu. Jego ówczesny zmiennik Jan Mucha także jest w Anglii. Trzeci Mariusz Pawełek występuje w Turcji. Pan gra w Rumunii.
I co z tego? Powiedzmy, że zadaję sobie codziennie pytanie: dlaczego Dolha grał w Dinamie, kiedy Fabiański i Mucha byli w Anglii? Szukam odpowiedzi i nic... Znajdę ją? Oczywiście że nie. Mogę tylko zwariować od takiego myślenia. Cieszę się, że Łukaszowi i Jankowi się udało. Tyle.

Pan chyba lubi iść pod prąd.
Dlaczego? Jestem ugodowym człowiekiem, ale mam swoje zdanie.

Z Lecha poszedł Pan do wspomnianego Dinama Bukareszt, mimo że miał Pan ofertę z Rapidu, w którym grał Pan siedem lat. To tak jakby zamienił Pan Wisłę na Cracovię.
Co więcej, ze Steauy Bukareszt też miałem propozycję. Kibice Rapidu, tak jak ci z Wisły, do dziś powtarzają, że jestem ku..ą, bo się sprzedałem. Szkoda, że tak myślą, bo zagrałem w Rapidzie ponad 100 spotkań. Byłem mistrzem Rumunii, zdobyłem puchar kraju i zadebiutowałem w reprezentacji. Nie wyobrażam sobie, abym jeszcze kiedyś miał szansę tam wrócić. Zresztą, nawet gdyby była taka możliwość… to i tak bym nie wrócił.

Kibice Dinama Pana zaakceptowali?
Na początku było ciężko. Byli bardzo nieufni, w końcu zawsze byłem kojarzony z Rapidem. Przekonałem ich do siebie dobrą grą. Te trzy lata były różne, były miłe i złe chwile, ale pokonałem Pawła Golańskiego, który grał w Steaule, więc nie narzekam. A derby Bukaresztu to w Rumunii świętość.

Polskie gazety pisały, że oferty dla Pana przygotowywał Śląsk Wrocław i Arka Gdynia. Faktycznie rozmawiał Pan z polskimi klubami?
Byłem w kontakcie z kilkoma ludźmi z Polski, ale nie byli to działacze Śląska. Jeżeli chodzi o Arkę, było coś na rzeczy, rozmawialiśmy, lecz brakowało konkretów.

Chciałby Pan jeszcze zagrać w Ekstraklasie?
Jasne, byłoby fantastycznie. Obecnie negocjuję z kilkoma rumuńskimi klubami, w ciągu najbliższych dni pewnie wyjaśni się, gdzie zagram, ale z Polakami zawsze chętnie porozmawiam.

Czemu właściwie chce Pan odejść z Dinama?
Trzy lata to bardzo dużo czasu. Trenerzy powinni postawić na młodych bramkarzy, którzy są w klubie. Sprowadzili ostatnio Cristiansa Bălgrădeana i Kristijana Naumovskiego. Pierwszy gra w młodzieżówce Rumunii, drugi Macedonii. Teraz nadszedł ich czas. A mówiąc jeszcze o powrocie do Polski: nie sądzę, żeby Wisła kiedyś chciała mnie pozyskać.

Podobno chciała na początku tego roku. Tak przynajmniej pisał "Super Express".
Podobno, podobno. Wszystko jest podobno. Nie było nigdy takiego tematu i nie chce mi się wierzyć, że kiedyś jeszcze będzie. No, chyba że ty zostaniesz trenerem Wisły i się dogadamy. A mówiąc serio, to Wisłę mam w sercu już do końca życia, więc w Krakowie zjawię się na pewno z moją córką.

I co Pan jej pokaże?
Pokażę jej, przy jakiej publiczności grał kiedyś tata. Pokażę jej mój drugi dom - Kraków.

Zobacz zdjęcia ślicznych Małopolanek! Wybierz z nami Miss Lata Małopolski 2011!

Kochasz góry?**Wybierz najlepsze schronisko Małopolski**

Urządź się w Krakowie!**Zobacz, jak to zrobić!**

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail

Zapisz się do newslettera!

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Pomeczowe wypowiedzi po meczu Włókniarz - Sparta

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na krakow.naszemiasto.pl Nasze Miasto