Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Wesołego Alleluja!

Martbziu
Martbziu
Tik tak. Tik tak… Zegar tyka. Czas upływa. Wszyscy biegają z kąta w kąt w ferworze wiosennych, przedświątecznych sprawunków.

Ale tak w sumie, dlaczego biegają szybciej niż w inny dzień? Dlaczego pani Kasia nie powiedziała jak zawsze: "Pani Irenko, tej najtańszej kiełbasy poproszę"? Dlaczego mama ciągnie małą Basię, mówiąc: "No, chodź kochanie. Pobawisz się później. Teraz musimy kupić nową sukienkę"? Wszyscy poruszają się w jakimś amoku. Jak przed świętem.

Święto - to dziwne słowo. Gdy jest święto, oczywiście świętujemy. Tylko, że ilu ludzi na Ziemi, tyle sposobów świętowania. Jako że nie byłam na całym świecie i nie wiem jak on świętuje, nie mogę o tym opowiedzieć. Ale przyglądając się ostatnio mojemu (mniejszemu niż cały) światu, zauważyłam, że niektóre rzeczy wyglądają nieco inaczej. Tramwaje jeżdżą jak zwykle, sklepy dalej otwarte są do wieczora, a ekipa spod monopolowego jak zawsze nie szczędzi mi swoich docinków. I nie chodzi o to, że dziewczyny włożyły na siebie jeszcze mniej (no bo wiosna), ani nawet o to, że wszyscy wokół są dla siebie milsi. Po prostu: czuć w powietrzu, że coś się szykuje. Pytanie tylko co? I jak powinniśmy się teraz zachować.

*
*
*

Co było pierwsze: jajko czy kura? Na tym pytaniu Platon, Sofokles, a nawet i sam św. Franciszek, brat każdej mróweczki i listka, łamaliby sobie głowę. No bo jeśli jajko byłoby pierwsze, to musiałaby je znieść kura, no ale z drugiej strony kura wykluwa się z jajka. A jak dodamy do tego, że niektóre jajka są kolorowe, to sam pomysłowy Dobromir nie znalazłby rozwiązania tego dylematu.

Na szczęście kury zamiast zastanawiać się, czy były pierwsze czy drugie, zajmują się swoją pracą i dzięki temu my możemy zjeść na śniadanie jajecznicę. Teraz jednak zamiast rozbijania jaj, mieszania na patelni i smażenia, malujemy je i wkładamy do koszyka. Oczywiście by mieć co włożyć, trzeba najpierw to zdobyć. Wbrew pozorom istnieje wiele sposobów zdobycia kurzych jaj.

Niektórzy, idąc za ciosem prozdrowotnych postaw, starają się zdobyć jaja prosto z fermy. Pojawia się jednak problem, gdy okazuje się, że kury nie zostały powiadomione, iż w tym tygodniu muszą wziąć nadgodziny, bo popyt na jaja się zwiększył. W tej sytuacji owi miłośnicy zdrowego stylu życia są zmuszeni kupić jaja w sklepie. Wszyscy jednak wiemy, że taka wyprawa do sklepu nie kończy się tylko na kupnie jajek. Co by powiedziała Kowalska spod 10, gdyby się dowiedziała, że na naszym stole były tylko owe kurze dary. Efekt jest taki, że wychodząc ze sklepu, wózek pchają dwie osoby i muszę jeszcze wrócić po następny.

Skoro już wykupiliśmy sklep spożywczy, należałoby się zająć sprzątaniem. Tylko nie takim codziennym, ale gruntownym. Mycie okien, trzepanie dywanów i szereg innych czynności. Kiedy wreszcie doprowadzimy nasz dom i lodówkę do stanu podwyższonej gotowości, należay pomyśleć o sobie. I tu uwaga. Co robimy? Oczywiście, jedziemy na kolejne zakupy, tym razem odzieżowe. No przecież trzeba jakoś przez święta wyglądać.

Ale czy zastanawiając się nad historią owego jajka, nie warto by było pomyśleć, czego jest ono symbolem? Może należałoby by podzielić się z kimś zawartością swojego wypchanego po brzegi wózka zakupowego? Nie. Na to nie mamy przecież czasu. Musimy tyle jeszcze zrobić.

* * *

Dzwonnica okolicznego kościoła jak zwykle nie daje ci pracować. Dzwoni i dzwoni, jakby wzywała na jakieś zebranie. Nakładasz słuchawki na uszy, idziesz do sąsiedniego pokoju, udajesz, że jej nie słyszysz, a ona dalej dzwoni. Drrrn! Tym razem to babcia. Pyta, jak się czujesz i czy wpadniesz do niej stuknąć się jajkiem. Między wierszami daje ci też do zrozumienia, że wypadałoby wybrać się do kościoła. Myślisz sobie: czemu nie? Nawet ubrałeś się już elegancko (bo przecież idziesz do kościoła), ale przypominasz sobie… O Jezu!

Przecież musisz przygotować te dokumenty dla szefa. W przeciwnym razie znowu będzie ci o nie suszył głowę. Idąc do babci na wielkanocne śniadanie, wstępujesz do wiecznie otwartej kwiaciarni, by kupić bukiet żonkili, symbol Wielkanocy. U babci jak zwykle tłum wiekowych cioć i wujków, którzy (mimo że nie masz już siedmiu lat) nadal ściskając twoje policzki, mówią, jak wyrosłeś. Gdy zasiadasz za stołem, by spróbować tych specjałów. wszyscy patrzą na ciebie, jakbyś był z innej planety. "Najpierw modlitwa, kochanieńki. Zapomniałeś?" - słyszysz glos za plecami. Po rytualnym "Ojcze Nasz", w końcu zasiadacie wszyscy do stołu.

"A czy byłeś na naukach" - pyta ciocia w niezwykle rażącej, różowej szmince. "Nie, ciociu. Nie miałem czasu. Byłem tak zawalony robotą" - odpowiadasz mimochodem. "No, ale u spowiedzi to byłeś. Prawda?" - dopytuje się wujek, który u księdza spędza pół swego życia, głównie na plotkach o lokalnych "złych katolikach". Gdy myślisz, że ten atak już się skończył, spada bomba: "A w Chrystusa, naszego Pana i Zbawiciela to ty jeszcze wierzysz?” - prawie płacząc, mówi babcia.

Po prostu ręce ci opadają i nie masz pojęcia, co odpowiedzieć. Z opresji ratuje cię na szczęście zapowiedź kolejnego dania. Wracając z tej niecodziennej imprezy, zastanawiasz się, czy może rzeczywiście nie wstąpić do kościoła. Nawet podchodzisz bliżej, ale niestety znowu kolejny ważny telefon. Kumpel z propozycją wieczornego piwa. Nie możesz mu przecież odmówić.

Ciekawe, czy gdyby nie zadzwoniła babcia, w ogóle gdzieś byś wyszedł? Pewnie przesiedziałbyś ten dzień przed telewizorem, zastanawiając się, czemu wszędzie są jakieś baranki, zajączki i kurczaczki? Może nie zrobiłbyś niczego złego. Przecież nie tylko ty jeden nazywasz siebie "wierzącym niepraktykującym". No bo tak naprawdę, po co ci Bóg? W niczym ci wcześniej nie pomógł. Do niczego ci się nie przydał. Do wszystkiego musiałeś dojść sam.

*
*
*

Ten wyczekiwany od tygodni dzień. Środa. Tylko przeżyć środę i wolne. Upragniony, zasłużony, wolny tydzień. Myślisz sobie: Niech żyje Wielkanoc! Na ulicy słyszysz głośne śmiechy. To uczniowie, którzy "zerwali się z rekolekcji" i wcześniej wrócą, na pewno nie do domów. Biura podróży oferują teraz niedrogie wyjazdy "Last minute". Rozważasz, czy się nie skusić. Przecież w sumie na coś pracujesz. Masz odłożone trochę oszczędności, no i nic cię tu nie trzyma. A taki przedłużony weekend - idealna okazja. Nie musisz brać urlopu. Same plusy. Poza tym w Polsce zimno i słyszałeś, że ma padać deszcz. Co to będą za święta? Za to ta oferta wyjazdu do Tunezji jest świetna, no i tam na pewno będzie cieplej. A jak wrócisz, wszystkim szczęki z zazdrości opadną. Niech inni sobie siedzą i malują pisanki, a ty jedź i wykorzystaj te okazje. Następna powtórzy się dopiero na Boże Narodzenie. Ale w grudniu to nawet na Teneryfie nie jest już tak ładnie.

Decydujesz się. Wchodzisz do biura. Siadasz wygodnie na jednym z kolorowych foteli i zaczynasz przeglądać oferty. Nagle zbliża się do ciebie elegancka kobieta, nieco zmęczona, w apaszce takiego samego koloru jak logo biura. Proponuje ci rożne oferty, zaczynając oczywiście o tych najdroższych. Przez chwilę nawet myślisz, że nic z tego nie będzie, aż tu nareszcie oferta idealna. Niedroga, wylot jutro rano, bez nudnych wycieczek. Trochę ociągasz się z decyzją, ale w końcu się decydujesz.

Wracając szybko do domu, mijasz sąsiadkę z zakupami. Pakujesz dokładnie walizkę, by niczego nie zapomnieć, przecież nie będziesz wydawał niepotrzebnie pieniędzy. Nie jedziesz tam na żadne wojaże. Chcesz po prostu w spokoju odpocząć. Wsiadając nad ranem do taksówki, po raz drugi powtarzasz sobie: "Niech żyje Wielkanoc!"

* * *

Niewątpliwie zbliża się Wielkanoc. Jak podają encyklopedyczne definicje, "to czas obchodzony na pamiątkę Zmartwychwstania Jezusa Chrystusa". Obserwując jednak codzienność, dla niektórych to okazja na przedłużenie wolnego w pracy, w szkole. Żal jednak ludzi, dla których święta są tylko czasem wolnym. Oczywiście, nie oszukujmy się, to także duży atut. Tak samo, jak frajda robienia zakupów.

Pouczające gadki o tym, że powinniśmy iść do kościoła, modlić się i rozważać sens naszego życia towarzyszą nam w okresie przedświątecznym od zawsze. Ale czy te gadki to aby na pewno coś dobrego? Kojarzą się nam one raczej negatywnie, jak jakieś kazania. Zamiast zachęcać i motywować do głębszego, duchowego przeżycia, powodują niechęć czy odsunięcie się od tego co ważne.

Jeszcze gorzej, gdy przyjdzie nam się zastanowić, czym Wielkanoc jest dla nas. Dla pani, która zawsze kupowała najtańszą kiełbasę, bo najprawdopodobniej nie było jej stać na inną, a teraz prosi o lepszą, to szczególnie ważny czas - bo wątpię, że chodzi tylko o chwilowe zaspokojenie wymagań kubków smakowych.
Natomiast pan od babci? Nawet nie wzruszył się płaczącą staruszką. Święta na pewno nie mają dla niego większego znaczenia. Rzesze ludzi w marketach, wręcz biegających między regałami - czy możemy im mieć to za złe?
No i mała Basia. Ciekawe czy za dziesięć lat pójdzie kupić nową sukienkę, pobawić się, czy może wybierze się na mszę?
I jeszcze bardziej interesujące. Czy pan z biura podróży miał chociaż w tej Tunezji ładną pogodę? Czy tak naprawdę dla wszystkich Wielka Noc jest wielka? Może zaledwie duża. Dużanoc… Nie, to nawet dziwnie brzmi. Ja uważam Wielkanoc za święto, a jeśli jest święto, to należy świętować. Sam sposób świętowania pozostawiam jednak do wyboru.

Dobrze byłoby jednak, gdybyśmy w tym ferworze zastanowili się przez chwilę nie nad tym, co było pierwsze (czyli wieczny, drobiowy dylemat), ale nad tym, dokąd tak biegniemy i czy na pewno warto?

Zobacz na MM:Wywiady | MM Moto | Photo Day | Ekstraklasa | Zdrowie | Film | MoDO
od 7 lat
Wideo

Precz z Zielonym Ładem! - protest rolników w Warszawie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na krakow.naszemiasto.pl Nasze Miasto