Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Ubek też człowiek. A może nawet bohater

Kamil Janicki
Kamil Janicki
"Skandal", "ohydny paszkwil", "wspomnienia ubeka z mordowania". Między innymi takie opinie o wydanych kilka tygodni temu pamiętnikach żydowskiego partyzanta Franka Blaichmana pojawiały się w poniedziałkowym artykule "Rzeczpospolitej".

W podobnym tonie o książce wypowiedzieli się dziennikarze "tvn24.pl". Szkoda, że publicyści tych dwóch mediów nie zadali sobie trudu, by przeczytać książkę i zauważyć jej drugie dno.

Jako tłumacz i redaktor zajmowałem się już bardzo różnymi książkami. Kontrowersyjne pozycje to dla mnie nie pierwszyzna, bo po prawdzie właśnie w takich publikacjach się specjalizuję. A jednak praca nad przekładem wspomnień żyjącego obecnie w Stanach Zjednoczonych weterana drugiej wojny światowej, do 44 roku prowadzącego walkę partyzancką w podlubelskich lasach, okazała się dla mnie szczególnym wyzwaniem. W książce raz po raz trafiałem na fragmenty kontrowersyjne, a także na opinie kłócące się z polską historiografią, z obiektywnymi faktami historycznymi oraz z moimi własnymi przekonaniami. Autor opisał Armię Krajową w sposób kompletnie inny od znanego Polakom: jako organizację zwalczającą Żydów, ściśle antysemicką i współuczestniczącą w nazistowskim ludobójstwie. Jeszcze krytyczniej wypowiadał się o Narodowych Siłach Zbrojnych („sługusi Niemców”), a w odniesieniu do przeróżnych wydarzeń historycznych podawał błędne nazwiska i daty. Na dodatek nie godził się na jakiekolwiek poprawki – dzisiaj będąc już w podeszłym wieku i w kiepskim stanie zdrowia odpowiedział mi tylko, że wszystko pamięta doskonale i że ma prawo do własnej opinii. Niemal miesięczna dyskusja z jego agentem i rodziną doprowadziła wyłącznie do pytań (czy może raczej – by opisać rzecz uczciwie – sugestii) o przyczynę moich antyżydowskich poglądów oraz do krótkiej riposty, ostatecznie zamieszczonej w przedmowie autora do książki: „wszystko pamiętam doskonale i nie będę z Panem po raz kolejny prowadzić drugiej wojny światowej!”

Czytelnik mógłby stwierdzić, że w tamtym momencie powinienem był odradzić dalszych prac nad książką i zasugerować wycofanie jej z planu wydawniczego. Nic bardziej błędnego! Jak wiele przekłamań nie byłoby w książce Blaichmana i jak bardzo jego opinie nie byłyby trudne do przełknięcia, przez cały czas byłem w stu procentach przekonany, że tę pozycję należy udostępnić polskim czytelnikom.

Oczywiście, możemy bić na alarm, że Żyd-ubek zakłamuje historię, odrzucić jego relację jako wstrętny paszkwil i bezkrytycznie nazywać człowieka niszczącego naszą wizję historii mordercą. Nawet będziemy mieć w tym nieco racji! Możemy też bronić do upadłego czarno-białej wizji historii, w której Polacy zawsze dawali przykład heroizmu i dobra, a każdy kto był nam przeciwny reprezentował jak najgorsze cechy. Jest jednak jeszcze inne rozwiązanie. Czy nie lepiej byłoby się zastanowić dlaczego weteran II wojny światowej walczący w tym samym kraju co nasi ojcowie i dziadkowie wyniósł z tej walki tak bardzo odmienne wspomnienia? Dlaczego jego opinie budzą wielkie wątpliwości i opór polskich czytelników (nie wyłączając mnie samego), ale na zachodzie są interpretowane wyłącznie jako historia o odwadze i poświęceniu? Dlaczego jako doskonałą lekturę polecają je tak uznani naukowcy, jak jeden z najwybitniejszych brytyjskich historyków, Sir Martin Gilbert? W końcu dlaczego w USA i Izraelu ludzi takich jak Frank Blaichman nazywa się bohaterami i wręcza im odznaczenia?

Rozumieć inaczej

W moim odczuciu „Wolę zginąć walcząc” nie jest po prostu paszkwilem i zamachem na polskość oraz polską historię. To raczej opowieść udowadniająca – niestety na bardzo trudnych przykładach – że także polska historia nie jest czarno-biała. Blaichman popełnia wiele błędów, ale nie można sprowadzać jego biografii (jak uczynili to dziennikarze ogólnopolskiej gazety) do powojennej służby w Urzędzie Bezpieczeństwa. „Franek” spędził wojnę w lasach, ratując życie dziesiątek innych Żydów i zbrojnie występując przeciwko nazistom – także u boku żołnierzy Armii Krajowej. Prawdziwości jego relacji dowodzą chociażby inne pamiętniki (przede wszystkim autorstwa innych Żydów-partyzantów), w których nieodmienne pojawia się jako człowiek odważny, czy wręcz bohater. Skąd więc te wszystkie błędy?

Należy zrozumieć, że Frank Blaichman nie był partyzantem podobnym do Polaków należących do AK. Nie mógł liczyć na wsparcie ludności cywilnej, na nocleg w polskiej wsi, ani nawet na zwykłą kromkę chleba. Nieustannie walczył o przetrwanie, bez jedzenia, broni, dachu nad głową. Przez długie miesiące spał w leśnych norach, podczas gdy Niemcy ścigali go i jego towarzyszy niczym zwierzynę łowną. Nie można mieć pretensji, że nie był w stanie zapamiętać dokładnych dat. Szczególne warunki w jakich prowadził swoją walkę – częstokroć wystawiające na próbę granice ludzkiej wytrzymałości – w oczywisty sposób odbiły się także na sposobie, w jaki postrzegał i nadal postrzega wojnę, Polaków, Rosjan czy Niemców. Był młodym chłopakiem (w 1939 roku zaledwie szesnastoletnim!) z ortodoksyjnej rodziny, mało wiedzącym o wielkiej polityce i o tym, co dzieje się w kraju. Fakty oceniał na podstawie tego, co widział w lasach, miasteczkach i wioskach Lubelszczyzny. A tam spotkał się z najgorszymi przykładami antysemityzmu Polaków – w tym niektórych członków Armii Krajowej. Jest prawdą, że jego uogólnienia na temat Polski, Polaków i AK są niezgodne z prawdą historyczną. Jednak zamiast je odrzucać, a autora nazywać kłamcą powinniśmy się zastanowić z czego wynikają. Dlaczego człowiek, który wychował się w Polsce, żył z Polakami w przyjaźni i został podczas wojny polskim oficerem tak, a nie inaczej zapamiętał tamte czasy? Jakie musiały być jego doświadczenia, jeśli wolał czym prędzej porzucić dobrze płatną, kierowniczą posadę w Polsce na rzecz niepewnej egzystencji w obozie dla uchodźców w Niemczech? Czego musiał być świadkiem, jeśli aż po dziś dzień cieplej wypowiada się o Niemcach niż o Polakach, mimo że to ci pierwsi wymordowali całą jego rodzinę?

Ubek inny niż się wydaje

Także powojenne losy Blaichmana – który szybko awansował w strukturach Urzędu Bezpieczeństwa – mają swoje drugie dno. Dziennikarze krytykujący publikację w ogólnopolskich mediach nazwali go po prostu ubekiem i mordercą. Tymczasem w żadnym razi

od 7 lat
Wideo

Konto Amazon zagrożone? Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na krakow.naszemiasto.pl Nasze Miasto