MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Typowo włoska robota: AC Milan - FC Liverpool 2:1

(FRAP)
Wczoraj wieczorem ze stadionu olimpijskiego w Atenach poleciała w świat krótka wiadomość: Milan wygrał Ligę Mistrzów, ale to Liverpool zrobił dobre wrażenie.

Wczoraj wieczorem ze stadionu olimpijskiego w Atenach poleciała w świat krótka wiadomość: Milan wygrał Ligę Mistrzów, ale to Liverpool zrobił dobre wrażenie. Włosi zrewanżowali się Anglikom za porażkę w dramatycznym finale Champions League (3:3 i karne) przed dwoma laty w Stambule, choć - paradoksalnie - zagrali słabiej niż wtedy.

Bohaterem meczu został Filippo Inzaghi, który zdobył dwie bramki. W pierwszej połowie Liverpool zatruł krwioobieg Milanu. Włosi nijak nie mogli poradzić sobie zagresywnym -ale nie przesadnie ostrym - pressingiem Anglików, którzy potrafili udowodnić nawet tak karkołomną teorię, jak ta, że Kaka jest tylko człowiekiem. Ziemianinem, któremu też zdarzają się niedokładne podania, fałszywe kroki iktóremu można skutecznie uprzykrzyć życie.
Geniusz z Brazylii błysnął w tej części gry bodaj tylko raz, ale efektowny drybling był bardziej cyrkowym trikiem niż realną szansą na złamanie oporu rywali. Jego ludzką twarz odkrywał Argentyńczyk Javier Mascherano; defensywny pomocnik Liverpoolu, który swoją pracę wykonuje po cichu i precyzyjnie jak zawodowi zabójcy w hollywoodzkich produkcjach.
Niszcząc fantazję konkurentów "The Reds" nie zabijali jednak dobrego futbolu. Sami bowiem troszczyli się wysoką jakość widowiska i detonując ofensywny rozmach Milanu wyprowadzali bardzo groźne kontrataki. M. in. dwukrotnie wykorzystali błędy lewego obrońcy włoskiego zespołu Marka Jankulowskiego: w 10 minucie bliski szczęścia był Jermain Pennant, który znalazł się sam przed Didą, ale nie zdołał go pokonać strzałem z ostrego kąta. Z kolei w 36 min przed szansą stanął Dirk Kuyt, ale w ostatniej chwili Massimo Oddo zdjął mu piłkę z nogi. Do tego wystarczy jeszcze dorzucić strzał Stevena Gerrarda (dobra pozycja, ale próba bardzo niecelna), by stwierdzić, że Liverpool grał mądrzej i lepiej.
Jednak w futbolu takie argumenty czasem nie mają żadnego znaczenia. Zwłaszcza wtedy, gdy po boisku biegają Włosi. Mówi się, że Milan zerwał z krajową tradycją szczęśliwych zwycięstw ijest jedną z niewielu drużyn z Półwyspu Apenińskiego, który nie morduje piłki nożnej catenaccio. Być może, ale akurat wczoraj w Atenach nie odciął się od korzeni. To była typowo włoska robota, tocząca się w myśl zasady: rywal gra w piłkę, my zdobywamy bramki. Pierwszą tuż przed przerwą. Z rzutu wolnego strzelał Andrea Pirlo, piłka trafiła jeszcze w ramię Inzaghiego i wpadła do siatki. W drugiej połowie - to samo. Anglicy atakowali (szalał Pennant), dwie szanse miał Gerrard, ale w końcówce znów ukłuł ich Inzaghi. Zmęczeni piłkarze Liverpoolu nie zdążyli wrócić do obrony po stracie piłki isnajper z Mediolanu wykorzystał sytuację sam na sam z Pepe Reiną. Dwie akcje, dwa gole. Można się załamać.
Ale Liverpool nie poddawał się. Kiedy Dirk Kuyt zdobył w 89 minucie kontaktowego gola wydawało się, że szalony scenariusz sprzed dwóch lat znów może się powtórzyć. Tym razem jednak cudu nie było. Niemiecki arbiter doliczył trzy minuty, Ancelotti zrobił jedną taktyczną zmianę, Gerrard raz strzelił na bramkę Włochów izabrzmiał ostatni gwizdek. Jego charakterystyczny dźwięk zlał się wprawdzie z odśpiewanym przez kibiców Liverpoolu hymnem "Nigdy nie będziesz szedł sam", ale ze szczęścia oszaleli tym razem piłkarze Milanu. To oni chwilę później podnieśli w górę ważący 8 kilogramów puchar triumfatorów Champions League -jedno znajważniejszych trofeów na świecie.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Derby Trójmiasta: oprawa meczu Lechia Gdańsk - Arka Gdynia

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na krakow.naszemiasto.pl Nasze Miasto