MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Tragedia na basenie w Krakowie: dramatyczny apel żony nurka

Maria Mazurek
Basenów mierzących 25 metrów powinno strzec co najmniej dwóch ratowników. Ale ten na Koronie, zdaniem prezesa, ma 24,9 m
Basenów mierzących 25 metrów powinno strzec co najmniej dwóch ratowników. Ale ten na Koronie, zdaniem prezesa, ma 24,9 m Anna Kaczmarz
Dramatyczny apel żony nurka, który utonął na pływalni: szukamy świadków. Rodzina i przyjaciele Bartosza, który utonął w sobotę na krakowskiej pływalni Korona, boją się, że prawda o okolicznościach jego śmierci nigdy nie ujrzy światła dziennego.

Kraków: mężczyzna utonął w basenie

Bliscy tragicznie zmarłego nurka proszą tych, którzy w tamto popołudnie pływali na basenie, by zgłaszali się na policję. Boja się, że prawda może nigdy nie wyjść na jaw. Pracownicy Korony tuż po zajściu wyprosili z pływalni wszystkich świadków tragedii. A z naszych informacji wynika, że ich wersja zdarzeń może się różnić od tej przedstawionej przez obsługę...

Gdzie była pani ratownik?
W sobotnie popołudnie na krakowskiej pływalni utonął 42-letni Bartosz, mężczyzna pochodzący z Warszawy, ale od kilkunastu lat mieszkający w Krakowie ze swoją rodziną (żoną i dwoma synami w wieku 13 i 9 lat). Na Koronie trenował nurkowanie bezdechowe. Robił to bez asekuracji i prawdopodobnie nie zgłosił planowanego treningu pracownikom basenu.

Z wody wyłowiono go ok. 15.40. Był martwy. Pytanie, czy tragedii można było zapobiec, gdyby ktoś wcześniej się zorientował, że mężczyzna trenujący z obciążnikami nie wypłynął na powierzchnię. Jednak według naszej Czytelniczki, która była świadkiem zdarzenia, ratowniczka siedziała w kantorku i nie obserwowała z należytą czujnością kilku znajdujących się w basenie pływaków. Kobieta twierdzi też, że ciało Bartosza wyłowił z wody przypadkowy klient pływalni, a nie pani ratownik.

Problem w tym, że wszystkich pływających po zdarzeniu wyproszono z basenu, zanim przyjechała policja i mogła zebrać zeznania. Na hali pływalni nie ma również monitoringu. Natomiast prezes Korony Jan Mostowik utrzymuje, że ratowniczka nie była w kantorku, a nad niecką basenu. I że to ona wyłowiła ciało Bartosza.

Kluczowy świadek
Tymczasem można odnieść wrażenie, że policja i prokuratura wcale się nie kwapią, by znaleźć świadków zdarzenia.
- Podjęte zostały działania zmierzające do ustalenia naocznych świadków - zapewnia Janusz Hantko z krakowskiej prokuratury (wszczęła śledztwo w tej sprawie w środę, cztery dni po zdarzeniu, z art. 155 Kodeku karnego, czyli o nieumyślne spowodowanie śmierci).

Jakie to działania, prokuratura nie zdradza. Mimo że relację naszej Czytelniczki opublikowaliśmy we wtorkowej gazecie, jeszcze do wczoraj żaden ze śledczych nie był zainteresowany kontaktem z nią.

- Prowadzący sprawę nie ma obowiązku czytania gazet i wyłapywania interesujących go informacji - komentuje Katarzyna Cisło z biura prasowego małopolskiej policji.

Dopiero wczoraj, po naszych licznych telefonach do prokuratury i policji, oddzwonił do nas sierżant prowadzący sprawę, z prośbą o skontaktowanie go z kobietą, której zeznania mogą okazać się kluczowe.

Apel rodziny Bartosza
Anna, żona pana Bartka, zadzwoniła do nas wczoraj z dramatyczną prośbą do wszystkich świadków, którzy widzieli w sobotę śmierć jej męża, a potem zostali wyproszeni z basenu.

- Proszę ich, by się zgłaszali. Ich zeznania pomogą nam poznać prawdę. Bez nich śledczy będą brali pod uwagę tylko wersję zdarzeń przedstawioną przez pracowników basenu - mówi.

Podobny apel ponawia przyjaciel Anny i Bartosza (dane do wiadomości redakcji). Dziś ma zamiar rozwieszać w okolicach pływalni plakaty z apelem o to, by świadkowie się zgłosili.

- Choć domyślam się, że pracownikom Korony nie na rękę jest to, by prawda wyszła na jaw, więc boję się, że będą te plakaty ściągać. To prawda, że Bartek dał ciała, nurkując bez asekuracji. Nie twierdzę, że to było z jego strony rozsądne, że nie ponosi winy. Ale na litość boską, ratowniczka również jest odpowiedzialna - dodaje.

Dodatkowo żonę pana Bartka dotknął fakt, że policja podczas przesłuchania sugerowała, że jej mąż... popełnił samobójstwo.

- Miałby w mikołajki kupić bilet za 11 złotych, by popełnić samobójstwo na publicznym basenie i taki dzieciom sprawić prezent na Mikołaja? - pyta kobieta.

Prokurator Janusz Hnatko twierdzi, że śledczy nic nie sugerowali, a jedynie pytali o skłonności samobójcze zmarłego, co w takich sytuacjach jest standardową procedurą.

Codziennie rano najświeższe informacje, zdjęcia i video z regionu. Zapisz się do newslettera!

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Zasady głosowania w wyborach europejskich 9 czerwca

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na krakow.naszemiasto.pl Nasze Miasto