Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Razem rozwalmy tę ścianę, czyli Operacja Janina

Redakcja
Jakiś czas temu udało się w Garbarni Kraków zebrać grupę kibiców, stale dopingujących drużynę. Jak ta sytuacja wygląda obecnie?

Dwa lata temu, przed meczem z Unią Tarnów, pozwoliłem sobie na napisanie tekstu "Operacja Unia", który był apelem do kibiców o zorganizowanie dopingu piłkarzom Garbarni podczas meczu z Unią Tarnów.

Apel ten zaowocował powstaniem na stadionie Garbarni Kraków stałej grupy śpiewaków, która niejako "z urzędu" zaanektowała sektor szumnie nazwany "Lożą RKS", a z meczu na mecz przybierała na sile (jakościowo i ilościowo), wspomagając piłkarzy w ich nie zawsze udanych poczynaniach boiskowych. Z czasem grupa ta została doceniona przez samych zawodników i dziś nie ma takiego spotkania na Rydlówce, po którym piłkarze i kibice nie pożegnaliby się wzajemnym skandowaniem zapomnianego w niektórych kręgach słowa: "dziękujemy" i przybiciem sobie tzw. "piątki".

Po dwóch latach z przykrością muszę stwierdzić, że nasza grupa topnieje w oczach i jakość "dopingu", która nigdy nie rzucała na kolana profesjonalizmem, ale też nigdy nie można jej było zarzucić braku serca i chęci - marnieje z meczu na mecz. Zanim przejdę do przyczyn, które moim zdaniem doprowadziły do takiego stanu rzeczy, chciałbym się zatrzymać przy temacie początkowym, a mianowicie, dlaczego to w ogóle na Garbarni wypaliło.

Bo przecież ani na Rydlówce, ani wcześniej na stadionie Korony, gdzie Garbarnia rozgrywała swoje mecze, nie było stałej grupy dopingującej. Owszem, były zrywy w ważnych meczach, takich jak z Victorią Jaworzno, Bałtykiem Gdynia czy Kolejarzem Stróże, jednak w większości meczów ligowych publiczność Brązowych stanowili kibice bardziej nastawieni na oglądanie meczu, a nie śpiewanie na nim. Pierwszym więc powodem, dla którego taką grupę na Rydlówce udało się zorganizować, była egzotyka.

Na wieść o powstaniu Loży RKS, wielu chciało przyjść, by zobaczyć skaczących i śpiewających "dziadków", do których dołączali potem ich synowie i wnuki. Jedni zostawali z nami na jeden, dwa mecze, inni przychodzą sporadycznie, a jeszcze inni - najbardziej wytrwali - do dziś są na każdym spotkaniu. Dla jednych jesteśmy przykładem wiecznej młodości, dla innych zdziecinnienia; jedni mówią, że fajnie zrobić coś dla drużyny - inni, że niepotrzebnie się wygłupiamy. Ale ta egzotyka wielu fascynuje, choć niektórych złości.

Drugim powodem, dla którego udało się to zrobić, jest to, że musiał się znaleźć jakiś miejscowy idiota, który swoim fanatyzmem zaraził innych. Wspomniany już tekst "Operacja Unia" był pierwszą taką próbą, która się powiodła i która sprawiła, że więcej osób mających Garbarnię w sercu zapragnęło pomóc drużynie w ten sposób. Mało tego, znaleźli się ludzie, którzy sami nie mogąc z różnych względów uczestniczyć w Loży RKS lub nie czuli bezpośrednio takiej potrzeby, zaczęli nas wspierać nie tylko duchowo. Przedstawiciel firmy wspomagającej wtedy zespół Garbarni przekazał nam bęben i koszulki. Dzięki innym prywatnym osobom i ich wsparciu udało się zorganizować wyjazdy kibiców do Niecieczy, na Suche Stawy (dwukrotnie przejazdy autobusem), czy - o czym mało kto wie - do Starachowic w tym sezonie. W roli miejscowego idioty spisałem się więc doskonale, są nawet tacy, którzy twierdzą, że nie musiałem tej roli grać…

Trzecim powodem, który przyczynił się do powstania grupy było coś, co zostało przez nas określone jako IFK (Inna Filozofia Kibicowania) i czemu staraliśmy się być wierni przez cały czas. Owszem, zdarzały się większe czy mniejsze wpadki, natomiast - to dla wszystkich dyżurnych krytyków - jeśli ktoś chciałby zobaczyć "prawdziwe oblicze" kibiców na trybunach, to polecam udanie się na mecz do Suchedniowa. Przy tamtej widowni nasza Loża to niewinne dzieci, a dodam że zarówno ogólna liczba na stadionie, jak i średnia wieku widowni Orlicza i Rydlówki jest porównywalna. Oczywiście większe zło nie może być usprawiedliwieniem mniejszego, ale stadion piłkarski to ani nie opera, ani czytelnia MPiK-u. A i tak się staramy.

Natomiast Inna Filozofia Kibicowania jest także jedną z przyczyn, która powoduje, że młodzi kibice, którzy doping dla swojej drużyny wynieśli z innych krakowskich stadionów, a którzy z racji lokalnego patriotyzmu chcieli wspomóc Garbarnię (jak to było w końcówce ubiegłego sezonu) - nie są w stanie jej zrozumieć, a tym samym zaakceptować pewnych zachowań, mimo dobrych chęci.

Taki młody kibic, gdy zobaczy, że pewnych rzeczy, na które na Rydlówce przyzwolenia miał nie będzie, są normalnością na Wiśle czy Cracovii, będzie wolał tam wrócić. Tym bardziej, że warunki na trybunach i poziom sportowy Garbarni nie jest żadną konkurencją dla tych klubów. Garbarnia może liczyć tylko na tych kibiców, dla których coś znaczy, lub dla tych, którzy lubią wspomagać głośno drużynę, ale nie odpowiada im sposób, w jaki jest to robione na innych stadionach. Więc nawet to, co w pierwszej kolejności wydaje się być zaletą, czyli uczestnictwo w Loży RKS wielu pokoleń, w pewnych sytuacjach stanowi barierę stojącą na przeszkodzie w przyciąganiu młodzieży do siebie.

Skoro tak gładko udało mi się przejść od przyczyn powstania Loży do przyczyn jej zamierania, a przy okazji bezwiednie okazuje się - skoro każdy kij ma dwa końce - że te same rzeczy mogą spowodować zarówno sukces, jak i klęskę, przyjrzyjmy się pierwszej wymienionej przeze mnie przyczynie, czyli egzotyce. Przez dwa lata istnienia grupy wszyscy na Rydlówce do niej przywykli. Więc kolejny powód powodzenia akcji zamiera niejako samoczynnie. Dziś, aby przywrócić choćby namiastkę tej niecodzienności, która towarzyszyła nam na progu naszej "dopingowej" kariery, trzeba by było sprowadzić z ZOO żyrafę, a najlepiej lwa, który jest symbolem Loży. Najlepiej lwa młodego, który mógłby sobie wybrać z publiczności kogoś na pożarcie (o siebie jestem spokojny - lew jako zwierzę mające wysublimowane poczucie smaku nie lubi tłustego).

Ta grupa na Rydlówce spowszedniała, a coś co powszednieje - nie ma już takiej magii przyciągania. Tym bardziej, że znaleźli się ludzie, którzy przy okazji powstania i trwania Loży zapragnęli ugrać coś dla siebie i dla własnych ambicji. Mały przykład z ostatnich dni: cóż z tego, że dwadzieścia innych osób słyszało o tym, że będzie po meczu zebranie, kiedy można wypromować w internecie tylko to, co słyszała dwudziesta pierwsza osoba i zarzucić komuś, że mająca powstać organizacja mogła być zarejestrowana już pół roku temu, gdyby nie przeciwdziałanie z jego strony. Pomijając zupełnie fakt, że dopiero dwa miesiące temu poinformowano tego kogoś o piśmie z sądu w tej sprawie (bez okazania tegoż pisma). Poza tym na wspomnianym zebraniu (którego ponoć miało nie być) większość jego uczestników wypowiedziała się dość krytycznie o tej inicjatywie (kto był, ten słyszał). Naprawdę zaczynam żałować, że niektórych ludzi przyprowadziłem dwa lata temu na Rydlówkę.

Przepraszam za tę małą dygresję, bo nie o ludziach miał być ten felieton, ale o zjawiskach. Skoro jednak nie jest mi dane bronić się gdzie indziej przed fałszywymi oskarżeniami, zrobiłem to tutaj…

I tak doszliśmy do trzeciej przyczyny, czyli do "miejscowego idioty". Może nie jestem do końca zadowolony z tej roli, ale nie było nikogo, kto by ją chciał odegrać. Zresztą w każdym szaleństwie jest metoda, a skoro w pewnym sensie spełniło ono swoją rolę... Szkopuł w tym, że niektórzy zapomnieli, że jest to tylko rola, i chcieli czyny szaleńca zapisać na swoje konto, ewentualnie pomniejszyć jego udział w wydarzeniach, które miały miejsce. Gdy się to nie udało, zaczęto operację wmawiania innym, że ta rola to nie rola, ale rzeczywistość...

Mój znajomy hydraulik, bywalec Rydlówki, który nieraz nie szczędzi mi mocnych i gorzkich słów na temat mojej działalności w zakresie Loży RKS, powtarza mi od czasu pierwszego wyjazdu, jaki zorganizowałem (Nieciecza 2008), że sukces ma wielu ojców, a tylko porażka jest sierotą. I abym pamiętał, że każdy, kto się w coś zaangażuje całym sercem, prędzej czy później dostanie po szlachetnym przedłużeniu pleców z każdej możliwej strony. Że jak coś zrobisz, to musisz pamiętać o tym, że po medale piersi wypinać będą inni. A kiedy już przegrasz, zostaniesz sam. Co najwyżej z lożą szyderców, gotowych wytknąć każdy, najmniejszy nawet błąd po stokroć.

Mój znajomy hydraulik nie odkrywa Ameryki, powtarza tylko słowa, które wypowiedział ktoś inny, ale które jak świat stary opisują międzyludzkie relacje, jakie rządzą nami od zarania dziejów. Czasem, kiedy sobie ze mnie dworuje, mam go serdecznie dość. Ale wiem, że nie robi tego z czystej złośliwości, ale aby mi coś uświadomić.

Kilka miesięcy temu popsuł mi się piec gazowy. Poprosiłem znajomego hydraulika o pomoc. Przyjechał i stwierdził, że są dwie przyczyny: zatkana nagrzewnica i uszkodzony zawór ciśnienia, który znajdował się w ścianie. Rozwalił ścianę i wymienił zawór, na czyszczenie nagrzewnicy zabrakło mu jednak czasu i musiałem to robić we własnym zakresie. Piec działa bez zarzutu do chwili obecnej, choć wcześniej nagrzewnica zatykała się regularnie raz w miesiącu. Mój znajomy hydraulik zrobił dobrą robotę, nie wziął ode mnie ani grosza, a mimo to mojej mamie nadal kojarzy się nie jako ten, który usprawnił piec na dłużej niż inni fachowcy, ale jako ten, który rozwalił całkiem niedawno pomalowaną ścianę.

Przed nami mecz Garbarni Kraków z Janiną Libiąż, w sobotę 9 października o godzinie 11:00. Pokonując lidera tabeli III Ligi nasi piłkarze mogą zająć jego miejsce. Proszę wszystkich, którzy do tej pory brali udział w Loży, a także tych, którzy chcieliby do nas dołączyć - przyjdźcie licznie na Rydlówkę. Pokażmy, że mamy Garbarnię w swoich sercach i że potrafimy razem stworzyć piłkarzom niepowtarzalną atmosferę. Pamiętajcie, że nie robicie tego dla mnie ani dla nikogo innego, ale że robimy to razem dla Garbarni. Od tego, czy będziecie na tym meczu, zależy przyszłość Loży RKS.

Przeczytajcie jeszcze raz "odkurzony" tekst sprzed dwóch lat i zastanówcie się, czy nie było warto zrobić tego kroku. Możemy się nadal ograniczać do częstego "czyszczenia nagrzewnicy" i odbijać się od ściany niechęci, zawiści i zazdrości, ale lepiej działać radykalnie.

Razem rozwalmy tę ścianę!!!

Jeśli tego nie zrobimy i nie pokażemy, że mamy ludwinowski charakter, zostanie nam tylko bicie głową w mur, a na to, przyznam szczerze, nie mam już ani siły, ani chęci, ani lat…

Udostępnij artykuł na Facebooku



Zobacz na MM:Wywiady | Serwis motoryzacyjny | Photo Day - plenery fotograficzne | Ekstraklasa: Wisła i Cracovia | Zdrowie i uroda | Filmowy Kraków | MoDO | Inwestycje
emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Pomeczowe wypowiedzi po meczu Włókniarz - Sparta

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na krakow.naszemiasto.pl Nasze Miasto