Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Pobicie w krakowskim klubie

Redakcja
Impreza, na której byłam niedawno, zakończyła się dla mnie wstrząsem mózgu. I nie tylko... Zostałam pobita bez powodu przez inną kobietę. Czy nadeszły takie czasy, że bez agresji nie jesteśmy w stanie egzystować?

Kilkanaście dni temu, w niedzielę nad ranem, w jednym ze znanych w pewnych kręgach krakowskich klubów na rogu placu Wolnica i ul. św. Wawrzyńca doszło do pobicia. Ze strony najmniej spodziewanej - bo kobiety. Całkowicie bez powodu, uzasadnienia czy innych przesłanek. Pobicie, wydawać by się mogło niegroźne: dwa uderzenia w głowę, nos, kilka mocniejszych szarpnięć. Ale w konsekwencji krew z nosa i opuchlizna, ból głowy trwający do dzisiaj, zadrapania...

Ktoś może powiedzieć, że takie sytuacje zdarzają się niemal każdemu i prawie codziennie. Być może. Ale mnie zdarzyło się to pierwszy raz. I przede wszystkim nasunęło się pytanie: dlaczego? Z jakiego powodu? To było przecież zwyczajne wyjście do klubu, jakie zapewne uskutecznia większość z nas w weekendy, a może i częściej. I nic nie wskazywało, że cokolwiek złego może się wydarzyć w miejscu, do którego chodzę często, którego obsługę znam, w którym czuję się bezpiecznie. Aż tu nagle cios.

Może po prostu ta "pani", która mnie zaatakowała, chciała porozmawiać, a ja nie zrozumiałam jej intencji? Może chciała nawiązać bliższą znajomość, a ja nie wykazałam należytego zainteresowania? Tyle interpretacji zdarzenia, ile osób, które się o nim dowiedziały. Zastanawia mnie ważna kwestia: czy naprawdę trzeba się uciekać do siły fizycznej? Czy jest to jedyny argument, który przebija wszystkie inne? A może w modzie jest teraz pomijanie "wstępów" i przechodzenie od razu do sedna sprawy - tak na wszelki wypadek, w razie nie zrozumienia przez rozmówcę kwestii przekazanych werbalnie? Czy mam się czuć pokonana, bo nie oddałam, nie wdałam się w bójkę?

Rozumiem, że część kobiet odwiedzających to miejsce, na co dzień pewnie trzyma swoje emocje w "gorsecie" i nie może się ujawnić. To, co się kumuluje w środku, znajduje ujście w weekend na parkiecie owego i innych nielicznych w naszym mieście klubów tego rodzaju. Ale to nie oznacza, że przestajemy być w tych chwilach "wolności" ludźmi, uwalniamy agresję, pozbawiając się wszelkich hamulców, a jedynym słusznym argumentem i wielce przekonującym jest użycie siły fizycznej.

Jak to zgrabnie ujęła osoba z obsługi klubu, która przybyła mi na pomoc: "One tak mają". Czy to jest kwintesencja tego, w jaki sposób bawią się kobiety w swoim gronie? Bicie przypadkowych osób jest wpisane w ich kodeks zachowań? Czy alkohol i inne rozrywki nie są wystarczającymi umilaczami weekendowych wieczorów, trzeba jeszcze kogoś pobić? Czy tylko wtedy impreza będzie uznana za udaną? Jak tak dalej pójdzie, to zamiast dobrze się bawić w gronie znajomych, przez cały wieczór i noc będziemy się zastanawiać: a nuż ktoś podejdzie i nam przyłoży?

Nie zgadzam się na to. Nie przyjmuję takiego stanu rzeczy do wiadomości. Nie chcę wierzyć w to, że "one tak mają". Chodzę do tego klubu, gdyż czuję się tam dobrze, odpowiada mi wystrój, serwowana muzyka, towarzystwo. Nie jestem narażona na męskie spojrzenia - gdyż mężczyzn prawie tam nie ma, a jeśli są, to bynajmniej nie zwracają uwagi na kobiety. Bawię się w swoim przyjacielskim gronie. I właśnie w takim miejscu to się wydarzyło. Kompletne zaskoczenie. W wydawałoby się bezpiecznym gronie kobiecym doszło do aktu agresji. I nie chcę tu mówić o dobrej lub niewłaściwej reakcji obsługi klubu, nie wyłączając ochroniarza, ale o samym fakcie pobicia przez inną kobietę.

Czy kiedyś znajdę odpowiedź na pytanie: dlaczego? Czy też pozostanie to wielką niewiadomą. Sprzeciwiam się takiemu zachowaniu, cały czas mam w sobie gniew na to, co się stało. I na Nią - za to, co mi zrobiła. Na chwilę obecną ciężko mi jest przejść nad tym wydarzeniem do porządku dziennego. Zostałam skrzywdzona i chcę o tym powiedzieć. Być może za jakiś czas będę całe zdarzenie wspominać bez niepokoju, na razie jednak zostaje mi lekki wstrząs mózgu, poobijany nos, zadrapana twarz i strach, że gdzieś na mieście spotkam swoją napastniczkę. I co wtedy?



Czytaj na MM: Wisła Kraków | Cracovia | Garbarnia Kraków | Hutnik Kraków |
Uniwersytet
Jagielloński
| Akademia Górniczo-Hutnicza | Uniwersytet
Ekonomiczny
emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

MECZ Z PERSPEKTYWY PSA. Wizyta psów z Fundacji Labrador

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na krakow.naszemiasto.pl Nasze Miasto