Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

No!No!No!: "Kapela na fali wznoszącej" [wywiad]

Redakcja
Zespół No!No!No! zagrał w krakowskim Lizard King. Przemek Myszor i Tomek Makowiecki opowiedzieli nam o tym, co naprawdę oznacza ich nazwa i jak długo zamierzają razem tworzyć.

**

No!No!No!

** to połączenie trzech sił- Tomka Makowieckiego, Przemka Myszora i Wojtka Powagi. Postawienie tych trzech muzyków na jednej scenie daje wybuchową mieszankę. Ich piątkowy koncert w Lizard King (28.10.10.) był momentami liryczny, innym razem post-rockowy ze wstawkami elektronicznymi.

W zespołach jest zazwyczaj jeden lider, gwiazda, skupiająca na sobie całą uwagę publiczności. W No!No!No! nie ma lidera, ale gwiazdy są trzy. Tomek Makowiecki zmienia klawisze na gitarę, gitarę na tamburyno, Przemek Myszor raz chowa się za sprzętem elektronicznym, innym razem chwyta gitarę, a Wojtek Powaga sam wydaje się być gitarą, przedłużeniem dźwięku.

Co dokładnie oznacza nazwa zespołu? Czy planują nagrać kolejna płytę? Jak wpadli na pomysł, żeby stworzyć coś wspólnie? Między innymi na te pytania odpowiedzieli nam po koncercie.
Na portalu ogłosiłam konkurs na interpretację nazwy Waszego zespołu. Pojawiały się bardzo ciekawe i pomysłowe tłumaczenia. Jedno mówiło o tym, że to odpowiedź na słynne "Yes, yes, yes" Marcinkiewicza, inna osoba stwierdziła, że spotkały się trzy indywidualności artystyczne, które miały trzy różne punkty widzenia i każdy z Was zaprzeczał reszcie wyrażając właśnie "no!". Trzecia mówi o tym że po jednej ze wspólnych imprez, któryś z Was stwierdził "no,no, nocnym trzeba znowu wracać". Czy któraś z wersji jest bliska prawdzie?

Przemek Myszor: Każdy wymyślał tytułu piosenek, ale wszystkie były głupie, więc w końcu powiedziałem: No! No! No! I tak zostało. Natomiast tak naprawdę, nazwa zespołu nic nie oznacza. Każdy może do niej dopisać jakie tylko chce znaczenie i to "no no nocnym trzeba nowu wracać" też jak najbardziej pasuje.

Jesteście już w Lizardzie po raz drugi. Czym różniły się te dwa koncerty?

Przemek Myszor: Nasz pierwszy występ przed publicznością był właśnie tutaj, ale miał charakter takiej otwartej próby. Wydaje mi się, że różnica między tymi dwoma koncertami jest taka, że na pierwszym było po prostu głośniej, ale drugi był na pewno dużo lepiej zagrany, my byliśmy pewniejsi. Teraz zagraliśmy utwory z płyty, ale jest ona bardziej elektroniczna, niż nasze występy na żywo. To też jest zupełnie inna muzyka niż to, co np. ja i Wojtek Powaga robimy w Myslovitz.

No właśnie, wy jesteście z Myslowitz, Tomek grał wcześniej w solowym projekcie, a teraz połączyliście siły i w związku z tym pojawia się pytanie: czy to jest tymczasowy projekt, który powstał na potrzeby jednej, dwóch płyt i potem każdy wraca na swój tor, czy może pojawiła nam się na rynku nowa kapela, która w tym składzie będzie grała trochę dłużej?

Tomek Makowiecki: Nie jest to projekt jednorazowy.

Przemek Myszor: Założyliśmy zespół i działamy jak każdy inny zespół. Nie mamy końca daty przydatności do spożycia. Nie jest to zespół jeszcze super znany, ale jest to kapela na fali wznoszącej i musimy po prostu dać sobie trochę czasu. Będzie druga płyta, potem trzecia i czwarta. Myślę, że tu w Lizardzie będziemy grali jeszcze kilka koncertów.

Wolicie grać duże estradowe koncerty, czy takie intymne, jak ten, gdzie macie niemal namacalny kontakt z publicznością?

Tomek Makowiecki: Możemy grać wszędzie, natomiast koncerty klubowe różnią się od dużych, estradowych tym, że jest interakcja, jesteśmy w zamkniętym pomieszczeniu, łatwiej jest nam nawiązać ten kontakt z ludźmi, ich reakcje są dla nas widoczne, atmosfera jest bardziej intymna. Koncert w Lizardzie właśnie do nich należy. Jest tu miejsce, gdzie ludzie mogą podejść pod scenę, poruszać się, ale są też stoliki, gdzie można przesiedzieć cały koncert.

Przemek Myszor: Każdy koncert ma swoja specyfikę. To tak, jakbym się ciebie zapytał, czy wolisz zupę, czy deser. Każde danie jest inne i nie można ich porównywać. Sam jak chodzę na koncerty, to siadam przy stoliku, zamawiam drinka i słucham.

Tomek Makowiecki: Ja czegoś takiego nie robię.  Zrobił natomiast tak, że na czas koncertu zamykałbym bar, zgasił światła. Kiedy koncert się kończy, można iść do baru.

Tomku, czy masz wrażenie, że wszystkie łatki Idola już odpiąłeś? Czujesz jeszcze ciężar tego programu?

Tomek Makowiecki: Czuję, że wszystkie kości zostały rzucone (śmiech). Poważnie mówiąc, nie mam takiego wielkiego kontaktu z mediami, nie zobaczysz mnie w telewizorze. Od czasu występu w Idolu minęło 9 lat! To jest kupa czasu, więc jestem teraz kompletnie innym człowiekiem, niż byłem wtedy. Zupełnie gdzie indziej są też moje zainteresowania muzyczne i nie pamiętam w ogóle wielu rzeczy z tamtego okresu. Robię w tej chwili to, o czym zawsze marzyłem i cieszę się, że mogę z tymi dwoma koleżkami pracować.

Jak to się stało, że się poznaliście i postanowiliście grać razem?

Tomek Makowiecki: Oglądali Idola i pomyśleli, że ten koleś fajnie śpiewa, więc go weźmiemy. Oczywiście żartuję, bo poznaliśmy się i spotykaliśmy po prostu prywatnie. Słuchaliśmy dużo muzyki, myśleliśmy, ratowaliśmy świat i w pewnym momencie wpadliśmy na pomysł, że może byśmy coś razem zrobili, skoro podobają nam się te same rzeczy.

Przemek Myszor: Znaliśmy się wcześniej dość dobrze i tak to najczęściej jest, że jak się spotka trzech facetów w jednym miejscu, wypije wino, to pojawia się pomysł, żeby zrobić coś wspólnie. Tak to wyglądało.

Dziękuję za rozmowę.



Wydarzy się: Kino | Koncerty | Teatr | Sport | Wystawy | Imprezy | Kabaret | Festiwal
od 7 lat
Wideo

Zmarł Jan Ptaszyn Wróblewski

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: No!No!No!: "Kapela na fali wznoszącej" [wywiad] - Kraków Nasze Miasto

Wróć na krakow.naszemiasto.pl Nasze Miasto