18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Mariusz Zielke: Moim celem jest to, żeby książka nie była przewidywalna

Monika Jagiełło
Mariusz Zielke: Fakt, że nie jestem już dziennikarzem jest dla mnie komfortowy. Skupiam się na literaturze. Piszę książki także jako ghostwriter - mogę więc napisać książkę dla kogoś, na zlecenie
Mariusz Zielke: Fakt, że nie jestem już dziennikarzem jest dla mnie komfortowy. Skupiam się na literaturze. Piszę książki także jako ghostwriter - mogę więc napisać książkę dla kogoś, na zlecenie Anna Kaczmarz
Z Mariuszem Zielke, dziennikarzem i autorem, rozmawiamy o nowej książce "Easylog", dziennikarstwie śledczym, aferach giełdowych i Facebooku. Rozmawia Monika Jagiełło.

Już Pana życiorys mógłby stać się kanwą książki.
Mariusz Zielke: Fakt, jestem chyba jedynym przypadkiem dziennikarza, któremu wytoczono pięć procesów o jeden tekst. Doczekałem się nawet raportu na mój temat w Biurze Bezpieczeństwa Narodowego.

Wszystkie procesy Pan wygrywał. Jednak z dziennikarstwem śledczym wziął Pan rozbrat już jakiś czas temu. Właśnie ukazała się Pana trzecia książka. Poprzednie, "Wyrok" i "Formacja trójkąta" pełne odniesień do polskich realiów. "Easylog" jednak go trochę zaskoczy…
Moim głównym celem jest to, żeby książka nie była przewidywalna. Dziennikarski fach ukształtował mój język. I tak, "Wyrok" był głównie o finansach, trudno więc pisać językiem Bułhakowa. Stawiam na radość czytelnika z fabuły i to jest główną zaletą moich książek. Ciekawa intryga, akcja, bohaterowie. Bohaterowie, w których istnienie można uwierzyć. Dadzą też trochę do myślenia. Tak było z "Wyrokiem" i "Formacją trójkąta".

W tej drugiej doszukiwano się podobieństw do prawdziwej giełdowej afery i postaci Ludwika Sobolewskiego.
Odpowiem tak: staram się robić książki z kluczem. Faktem jest, że w dwa tygodnie po premierze "Formacji trójkąta" rozpoczęły się aresztowania, a dziennikarze zaczęli do mnie dzwonić mówiąc: "Przewidziałeś to. Jest dokładnie tak, jak w twojej książce".

Z dziennikarza śledczego stał się pan "pisarzem śledczym".

Staram się opowiedzieć znane mi tematy w książkach w nieco bardziej przystępny sposób. Czasem teksty o aferach giełdowych, finansowych są po prostu trudne - nie można pewnych rzeczy napisać wprost. Podam przykład: zarzuciłem urzędnikom urzędu kontrolującego spółki giełdowe, że pobierają pieniądze za szkolenia tychże spółek. Co więcej, stawki szły w kilkanaście tysięcy za godzinę szkolenia. To było nieetyczne, moim obowiązkiem było to opisać. W efekcie, wytoczono mi proces. Można było powiedzieć, że to korupcja - ale gdybym napisał to wprost, to przegrałbym w sądzie. Opisałem fakty - ich interpretacja należy do czytelnika. Jeśli ktoś po lekturze wyciągnął wniosek, że mowa o korupcji - to najwyraźniej coś jest na rzeczy, prawda? Podobnie, jak w aferze Amber Gold. Trudno było mówić wprost o kradzieży, choć proceder zasługiwał na te słowa. Jeśli jednak dziennikarz pewnych słów użyje, polegnie pod wyrokami. W książkach jest inaczej. Oczywiście, wymyślam moich bohaterów. Ale przestępstwa są prawdziwe. Takie klucze.

Tym razem opuszcza Pan polskie podwórko. Przenosimy się do upalnego Los Angeles.
Dla uważnego czytelnika klucz miejsca także się pojawi. "Easylog" opowiada o człowieku, który staje w sytuacji bez wyjścia. Musi walczyć z politykami, z mafią, wymiarem sprawiedliwości… i korporacjami. Jest osaczony. Musi wymyślić coś, żeby ich pokonać…

Jeden przeciw wszystkim? To bardzo amerykańskie.
Tak! Co więcej, gdy czytelnik wpisze w internetowej przeglądarce "easylog", coś się pojawi…

… Ale tego nie będziemy Czytelnikowi zdradzać.
Oczywiście. Klucz jest ukryty, ale słowo "korporacje" jest dobrą podpowiedzią.

Bohater jest zdolnym wynalazcą, twórcą zaawansowanej nowej technologii, nazwanej "Wally". Wally ma ogromne możliwości, może zdominować człowieka?
Wątek inteligentnej maszyny stającej przeciw człowiekowi przewija się w literaturze od Lema. Dziś jednak mamy sytuację, w której nowinki techniczne wpierw testuje wojsko, a następnie najczęściej wprowadzają je do obiegu korporacje. Często wiążą się z mniej bądź bardziej subtelnymi ograniczeniami wolności. Korporacje zaś zwolnione są z odpowiedzialności za to, co dzieje się dalej. Zarzuty wysnuwane wobec Facebooka przychodzą na myśl od razu. Taka technologia skłania człowieka do zaprzestania samodzielnych poszukiwań w sieci. Niegdyś każdy mógł ścieżki myślenia wytyczać samodzielnie. Dziś to się zmienia. Możliwość manipulacji dostępem do informacji, skrzętnie wykorzystywana przez korporacje, jest problemem.

Skala problemu w Stanach jest dużo większa. Rozumiem, dlaczego przeniósł Pan akcję do Los Angeles.

Od dawna obiecywałem sobie, że napiszę książkę, której akcja toczy się właśnie w Los Angeles. Lecąc nad tym miastem przez 1,5 godziny leci się nad dywanem świateł. Samo miasto to bogactwo kultur i różnorodności. Stąd pomysł. Chciałem napisać książkę amerykańską, lekką. Ciężko by było ten temat opisać w realiach polskich. Nikt by w to nie uwierzył. Zresztą, wątek różnic między polską a amerykańską techniką też się pojawia. Moja fascynacja nie ma jednak nic wspólnego z amerykanofilią. Skupiam się na technice.

Widział Pan film "Ona" Spike'a Jonze'a? Bohater wikła się w emocjonalny związek z inteligentnym systemem operacyjnym o imieniu Samantha.
Korciło mnie, żeby pójść w tę stronę i nowe technologie uczynić głównym bohaterem książki. Ostatecznie postawiłem na to, żeby Wally był tłem, ale wszechobecnym. Miałem ambicję pokazać, jak coś może wkradać się w nasze łaski niepostrzeżenie. W książce pojawia się pewien wątek, rozmowy bohatera z osobą, której Wally jest nieznany. Tam znajdują się moje poglądy na nowe technologie… Więcej nie będę zdradzał.

Temat książki wziął się też ze zmęczenia tematyką polską?
Nie, nie. Przed "Wyrokiem" lubiłem eksperymentować, pisząc opowiadania.

"Wyrok" był jednak Pana pierwszą książką. Dlaczego wydał ją Pan sam?
Książka przewędrowała przez kilka wydawnictw. Zyskiwała aprobatę, ale najczęściej od wydawców słyszałem: "boimy się procesów". Wiedziałem już że wydam ją sam, ucząc się na własnych błędach. I rzeczywiście błędów było sporo (śmiech). Na własnej skórze przekonałem się, że wydawanie książek - od czcionki, przez papier, po okładkę - jest sztuką.

Nie zachęciła mnie okładka "Easylog".

Przyznaję, że dobór okładki nie jest łatwy. Nakład pierwszej książki, wydanej przeze mnie, rozszedł się cały. Drugi nakład, wydany przez Czarną Owcę również. Te książki wychodziły trochę po cichu,nie trafiając na widoczną księgarską półkę.

Liczy pan że najbliższe miesiące i "Easylog" coś zmienią?
Jak każdemu autorowi zależy mi, żeby książki się rozchodziły. Nie oczekuję jednak "wielkiego wybuchu", bo takie zdarzają się gdy, książkę napisze na przykład celebryta. Dziś mam satysfakcję z tego, co robię.

Przedstawiłby się Pan dziś jeszcze jako dziennikarz czy już pisarz?
Ani to, ani to. Jestem autorem książek popularnych. Na tytuł pisarza trzeba sobie zapracować i kryterium utrzymywania się z pisarstwa nie jest w żaden sposób decydujące.

Widzi Pan dziś jeszcze swoje miejsce w mediach?

Nie, pożegnałem się definitywnie.

Nagroda Grand Press, spory dorobek… Nie kusi Pana?
Kusi, ale fakt, że nie jestem już dziennikarzem jest dla mnie komfortowy. Skupiam się na literaturze. Piszę książki także jako ghostwriter - mogę więc napisać książkę dla kogoś, na zlecenie.

W internecie ciągle jeszcze dostępny jest Pana projekt, Niezależna Gazeta Internetowa.

Przestałem ją uzupełniać cyklicznie w 2011 r. Projekt jest zamknięty. Z braku czasu, pieniędzy.

Był Pan jednoosobową redakcją?
Tak. Nie kryję też, że nie podoba mi się zwrot kursu w dzisiejszych mediach.

Maria Wiernikowska udzieliła obszernego wywiadu, w którym przyznała, że jest bezrobotną i szuka po prostu pracy - nie pracy dla dziennikarza, bo jego miejsce coraz bardziej widzi na śmietniku.
Czytałem ten wywiad. Kiedyś dziennikarz musiał mieć czas i wrażliwość by stworzyć wybitny reportaż. Dziś musi skupiać się na nowinkach i wycinkach rzeczywistości. Przyznaję, że nigdy nie lubiłem określenia "dziennikarz śledczy". To zawód, w którym w pewnym sensie zawsze pisze się o człowieku. Tu trzeba czasu, a nie zapychania tematami zastępczymi.

Pracuje Pan nad nową książką?
Nawet nad kilkoma. Szczegółów jednak na razie nie zdradzam. Czekam też na odzew, jaki przyniesie "Easylog".

O autorze:

Mariusz Zielke

Dziennikarz śledczy i gospodarczy. W 2005 r. zdobył nagrodę Grand Press w kategorii "dziennikarstwo śledcze" za teksty o giełdowych zmowach. Autor trzech książek m.in. "Wyroku" - pierwszego polskiego thrillera finansowego

Rozmawiała Monika Jagiełło
kontakt: [email protected]


Codziennie rano najświeższe informacje, zdjęcia i video z regionu. Zapisz się do newslettera!

od 7 lat
Wideo

Zmarł Jan Ptaszyn Wróblewski

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na krakow.naszemiasto.pl Nasze Miasto