Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Klient - zło konieczne [felieton]

Sławomir Ostrowski
Sławomir Ostrowski
Ceny usług świadczonych przez Krakowski Enion stale rosną, a ich jakość niezmiennie poraża, jak sam prąd. Do kolejek ciągnących się przez całą salę obsługi klienta przywykli już stali bywalcy tego przybytku.

Wygląda to tak: w stronę okienek reklamacji jeden ogonek chętnych do dokonania opłat w kasach, w stronę kas ciągnie się ogon kolejki stojącej do reklamacji, a pośrodku jest jeszcze kolejka do podpisywania umów i przed południem druga do kierownika oddziału.

Niby co z tego, może ktoś zapytać? Może nic, ale jak straci się 40 minut, żeby dojechać do Enionu, 20-30 minut, żeby dostać się do okienka reklamacji oraz 20-40 minut, żeby zapłacić za energię i potem jeszcze 40 minut, żeby wrócić do domu, to daje to 120-180 minut.

Kolejka do reklamacji jest tym bardziej długa, że ludzie posiadający liczniki przedpłatowe, chcąc kupić energię, nie mogą podejść do kasy, tylko muszą stać w kolejce ludzi chcących dowiedzieć się, dlaczego naliczono im tyle a tyle, gdy spodziewali się innej kwoty.

Licznik przedpłatowy działa jak telefon na kartę, kupuje się prąd za określoną kwotę, dostaje się kod aktywacji, który wprowadza się do licznika i licznik odlicza prąd, aż zakupiona ilość energii dojdzie do zera, wtedy zatrzymuje się i należy wprowadzić kolejny kod.

Opcja jest wygodna i nie bije po kieszeni, bo nikt nie prognozuje nam rachunków.
W normalnych oddziałach Enionu wprowadzone zostały dla posiadaczy liczników przedpłatowych automaty, w których mogą oni bez stania w kolejkach zakupić prąd, ale w Krakowie nie ma co o tym nawet marzyć.

Tu, mimo iż ciasnym korytarzem sali obsługi klienta przewija się tłum w większości starszych ludzi, to nawet automat na wodę z oszczędności odpięty jest od prądu i na wszelki wypadek nie ma w nim kropli wody, choć kubeczki są. Zupełnie jakby na potwierdzenie odgórnego stosunku do "petenta". Gdy w lecie były upały, to była woda, ale nie było kubeczków? Najciekawsze jednak sytuacje potrafią dziać się przy okienku reklamacji.

Dziś osobiście byłem świadkiem, jak pani w okienku oddziału rejonowego Krowodrza, mając za nic fakt, że kolejka do kas ciągnęła się przez całą salę obsługi klienta, wysłała petenta do kasy, żeby zapłacił fakturę i nikogo nie obsługiwała, dopóki biedak nie odstał swego w długiej kolejce i nie wrócił do niej z zapłaconą fakturą. Jako wyjaśnienie, umiała jedynie powiedzieć, że ona obsługuje klienta i jest jej przykro, że reszta musi czekać. W kolejce do kasy stało się 35 minut - przez tyle czasu cały rządek klientów nie miał jak skorzystać z usług tej pani.

Gdy zbliżała się moja kolej, usłyszałem zniecierpliwiony głos kasjera, który bez skrupułów poganiając starszego pana, nie mogącego doszukać się po kieszeniach pieniędzy, stwierdził że albo daje mu należność, albo on anuluje płatność i będzie musiał od nowa stać w kolejce do reklamacji, czyli kolejne 30 minut w ogonku. Na szczęście człowiekowi udało się odnaleźć pieniądze, tylko czy tak powinno się traktować klienta?

Ale kogo to obchodzi? Jest to kolejna instytucja, którą umordowani i bezradni kolejkowicze określają mianem "Państwa w Państwie".

W takich chwilach rodzi się pragnienie zawołania: Jak długo jeszcze klient będzie w naszych firmach użyteczności publicznej traktowany jak zło konieczne?!
Przecież oni żyją z naszych pieniędzy!

Czy wreszcie ktoś skruszy wewnętrzny mur pracowniczej obojętności na los klienta tej nieprzebytej twierdzy ze stali i szkła?!





emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Zwolnienia grupowe w Polsce. Ekspert uspokaja

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na krakow.naszemiasto.pl Nasze Miasto