Max Rabbe to, obdarzony niezwykłym głosem, lider Palast Orchester. W jego repertuarze są piosenki z lat 20. I 30. ubiegłego wieku. Z charakterystycznym dla siebie poczuciem humoru wykonuje największe szlagiery kabaretu międzywojennego i początku kinematografii.
Kiedy wczoraj wyszedł na scenę Opery, publiczność przeniosła się do innej epoki. Słuchając go, ma się wrażenie, że wokalista przeniósł się w czasie, że żyje w latach 30. i przypadkiem znalazł się w XXI wieku. Jego głos doskonale oddaje klimat kina międzywojennego. Jest jak żywcem z niego wyjęty.
Na wczorajszym koncercie w Operze nie zabrakło takich utworów jak „Dein ist mein ganzes Herz” (operetka „Das Land des Lachelns”, 1930), „Cosi Cosa” („A niht In the Opera”, 1935) czy „All God’s children” („A Day at the Races”, 1937). Publiczność żywo reagowała na niemal każdą piosenkę, bo wykonanie, głos Maxa czy humor orkiestry czasami zaskakiwały znienacka. Raz o raz w trakcie śpiewania Raabe otrzymywał brawa, pojawiały się pojedyncze wiwaty. Największy aplauz zdobył za zaśpiewanie po polsku.
Towarzyszyła mu dwunastoosobowa Palast Orchester z Berlina. Muzycy bawili się grą i publicznością. Oprócz tradycyjnych instrumentów, jak skrzypce, saksofon czy perkusja, pojawiły się niespotykane nigdzie indziej dzwonki i torebki (papierowa i plastikowa).
Koncert zakończył się bisami. Max Raabe nie byłby sobą, gdyby i w tym momencie nie zażartował i nie zaskoczył publiczności. Wielkie brawa i salwy śmiechu towarzyszyły dwóm ostatnim piosenkom. „Sex bomb” Toma Jones’a i „Oops, I did it again” Britney Spears w wykonaniu Raabe to niesamowite przeżycie.
Błysk i cekiny czyli gwiazdy w Cannes
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?