Zrozumiałe jest: lepiej „ściąć” jedną głowę niż cały szereg osób, które przecież również powinny wziąć odpowiedzialność za obecny stan „rzeczy”. Jednakże to osoba trenera bierze na swoje „bary” wyniki zespołu – przecież to one decydują o zajmowanej pozycji, budują nastrój drużyny, są motorem napędowym do dalszej walki.
Ile razy można przegrywać i wciąż wierzyć, że za chwilę będzie lepiej, a gdy chwila nadchodzi, powtarzane jest znowu to samo zdanie, że następnym razem będzie inaczej... I tak w kółko. Aż lądujemy na dnie. Dno ma to do siebie, że gdy już na nim jesteś, to albo na dole (w dole) pozostajesz, albo się wybijasz.
W pierwszym spotkaniu Cracovii pod wodzą nowego szkoleniowca, które odbyło się w niedzielę (przeciwko drużynie Jagiellonii Białystok) wybić się jeszcze nie udało. Cracovia przegrała po raz kolejny, a na swoje konto nie mogła dopisać żadnego punktu, pozostając przy swoim dotychczasowym, siedmiooczkowym dorobku. Niestety nie można powiedzieć, że w tym przypadku liczba ta jest szczęśliwą, gdyż lokuje drużynę na nieszczęsnym ostatnim miejscu w ligowej tabeli.
Fakt, że przyszedł nowy trener nie oznacza, że „nagle” zaczną dziać się cuda. Ale podziać może się jeszcze wiele, bo wiele zależy przede wszystkim od samych zawodników – przecież to oni grają, a ich łatwo zmienić się nie da. Trener jest przewodnikiem, „ojcem” zespołu. Piłkarze to „synowie”, podopieczni. A najważniejsze są dobre relacje między nimi, relacje, których zabrakło ze Stefanem Majewskim, relacje które mogą jeszcze wiele zdziałać.
Wywiad z prezesem Jagiellonii Białystok Wojciechem Pertkiewiczem
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?