Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Closterkeller+the Chilloud: Fotorelacja z koncertu

Khiara
Khiara
W piątek w klubie Studio zagrał Closterkeller - ikona polskiej sceny rocka gotyckiego. Grupa promowała swój najnowszy album: "Aurum". Na trasie Abracadara Aurum Tour zespołowi towarzyszył zespół The Chilloud.

Zacznijmy od tego, co rzuca się w oczy na początku każdego koncertu. Frekwencja. Przyznam, że nie spodziewałam się tłumów. I tłumów nie było. Nic to jednak dziwnego, zważywszy na fakt, że a) Closterlkeller - jako gwiazda lokalna (w sensie krajowa) sam w sobie, mimo zasilenia supportem, raczej tłumów nie zgromadzi, chyba że jest gwiazdą jakiegoś festiwalu, tudzież trasy, na której Anja postanowi zabrać ze sobą więcej niż jeden towarzyszący zespół, co zwiększa szanse na to, że koncert ściągnie więcej ludzi, niekoniecznie zainteresowanych akurat Closterkellerem; b) muzyka Closterkellera to, rzecz oczywista, muzyka dla tzw. wybranych (jeśli wiecie, co mam na myśli); c) klub Studio, choć mu niczego nie brakuje - nie był chyba jednak trafionym miejscem na tego rodzaju koncert – można się było po prostu spodziewać, że jego gabaryty zwyczajnie spotęgują wrażenie, że tłumów na koncercie nie było (choć gigantyczny wcale nie jest). Z drugiej strony, miasto Kraków posiada tak szeroki wybór klubów, gdzie na poziomie można zorganizować koncert, że innego wyjścia po prostu nie ma. Dla tych, którzy nie wyczuli ironii: w kulturalnym mieście Kraków na palcach jednej ręki można zliczyć miejsca nadające się na koncerty. Ale to zupełnie inna historia i nie czas i miejsce tu na takie dywagacje. Pozwolę sobie jednak jeszcze dodać tylko punkt d) za dużo konkurencyjnych koncertów w tym czasie, a coś trzeba wybrać.

Przejdźmy jednak do meritum. Zanim na scenie pojawił się zespół Closterkeller, mogliśmy posłuchać sobie całkiem przyjemnego rocka w wykonaniu zespołu The Chillloud, którego to wokalista dziwnie jakoś budził skojarzenia z Kurtem Cobainem. Od razu spieszę wyjaśnić, że nie wokalnie, a wizualnie. Muzycznie z resztą, choć nomen omen zespół powstał na podwalinach grupy o nazwie Narwana, wcale Nirvany nie przypomina. To po prostu bardzo gładki przyjemny polski rock na całkiem dobrym poziomie, właściwie nie ma się do czego przyczepić. Może nic odkrywczego, ale słucha się tego dobrze, a chłopaki na scenie dają radę; jest dynamicznie, energetycznie i tak, jak być powinno.

A zaraz po The Chilloud na scenę dumnym krokiem wkroczyła Królowa Anja z orszakiem o (dobrze wszystkim fanom rocka gotyckiego znanej) nazwie Closterkeller. Bo taki strój zobowiązuje. Przyznać trzeba, że Anja stara się o dobrą oprawę wizualną. Po pierwsze, nie wychodzi na scenę w byle czym, a ostatnio nawet odnosi się wrażenie, że przywiązuje do tego coraz większą wagę - jej stroje są coraz bardziej wymyślne i wyszukane. W sferze wizualnej to jednak nie wszystko; nie była by Anka sobą, gdyby nie pojawił się jakiś wdzięczny obrazek. Podczas utworu "Nocarze” na scenie pojawiły się dwie zamaskowane postacie z tzw. "giwerami”, z których to postaci, jedna złowieszczym wzrokiem i za pewne równie złowieszczą (pseudo) pukawką celowała w publikę, a druga, z równie pseudo "kałasznikowem” między muzykami czatowała na warcie, łypiąc na rozradowaną pod sceną gawiedź. Wracając do samej Anji, jest jeszcze jedna rzecz, która jest nieodzownym elementem koncertów Closterkellera i także w Studio jej nie mogło zabraknąć – teatralność gestów - to charakterystyczne dla gotyckich diw machanie i wywijanie rączkami na przykład. No, ale skakać i machać głową do takiej muzyki? Choć niby się da (publiczność to jak zwykle udowodniła przy żwawszych numerach), to jednak Anja w tej roli, z tym wszystkim na głowie, w taaaakich butach i nadrutowanej kiecce? Nieeee, to się nie uda. I całe szczęście, że jeszcze jej to do głowy nie przyszło, bo byłby to widok iście zabawny, delikatnie mówiąc. To nie byłaby ta Anja…choć kto wie, co przyniesie czas.

Na razie przyniósł kolejną płytę "Aurum”, którą podczas trasy Abracadabra Aurum Tour promuje Closterkeller. I promuje mocno i konsekwentnie. Od początku do końca. Dosłownie. Całą godzinę i 20 minut (według obliczeń samej Anji) zespół raczył nas utworami z nowej płyty. Czy się to komuś podobało czy nie. A byli tacy (jak np. fanki bardzo młodego pokolenia wyrażające swoje życzenia głośno pod sceną), którzy jak to zauważyła Anka, przeczekali pod barem aż pojawią się stare numery. Czyli inaczej mówiąc - zaczynali się powoli niecierpliwić w oczekiwaniu na przeboje. Swoją drogą, to raczej rzadkość, że zespół gra ciurkiem całą nową płytę nie przeplatając jej starymi utworami. Ale faktycznie, może być to meczące, zwłaszcza dla tych, którym płyta nie podeszła, albo jeszcze jej nie przetrawili.

Wreszcie jednak doczekaliśmy się i po krótkiej przerwie na zmianę garderoby, Anja znów wkroczyła na scenę. Tu mała dygresja: piękny to zaiste obrazek, gdy po swej lewicy kobieta ma basistę - byłego męża, a po prawicy gitarzystę - obecnego. Wracając do tematu, setlista utworów z płyt poprzednich nie była długa. Pojawiły się m.in. takie utwory jak: Królowa, Violette, Zegarmistrz światła, Władza, Ktokolwiek widział, Na krawędzi. Gawiedź szalała i była wyraźnie zadowolona, choć Anka próbowała przekonać ją, że nie można poprzestawać ciągle na tym co było; tak, zdecydowanie Anja lubi sobie pogadać do publiki, to akurat nie zmieniło się od lat.

Podsumowując krótko: cały koncert trwał niemal dwie i pół godziny i można zaliczyć go do udanych, choć faktycznie, szkoda, że nie usłyszeliśmy więcej staroci.






od 7 lat
Wideo

Jak czytać kolory szlaków turystycznych?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Closterkeller+the Chilloud: Fotorelacja z koncertu - Kraków Nasze Miasto

Wróć na krakow.naszemiasto.pl Nasze Miasto