Rozmowa z Markiem PIWOWARCZYKIEM - kanclerzem Loży Małopolskiej Business Centre Club.
- Nie wolałby Pan pracować tylko z mężczyznami? Mniej z nimi kłopotów, bo nie zachodzą w ciążę, nie idą na urlop macierzyński, czasem też wychowawczy, nie biorą często L4...
- Ze względów praktycznych może bym wolał, ale co to za praca bez kobiet, zwłaszcza, że w niektórych sprawach tylko one są w firmie niezastąpione. Pamiętajmy zresztą, że konstytucja gwarantuje równouprawnienie płci.
- I co z tego, skoro pracodawca często daje do zrozumienia, że jednak nie zatrudni kobiety i szuka mężczyzny, bo jest bardziej dyspozycyjny, a to w dzisiejszych czasach ważna cecha.
- Zgoda, ale pamiętajmy też i o tym, że z chwilą przystąpienia Polski do Unii Europejskiej będziemy musieli nasz Kodeks pracy tak dostosować do tamtejszych wymogów, by prawnie zagwarantować równouprawnienie płci, wieku, wyznania, orientacji seksualnej... Nikt nie może być dyskryminowany z tych powodów.
- I teraz nikt nie jest. Prawnie, bo faktycznie różnie z tym bywa, chodzi natomiast o rzeczywiste gwarancje równouprawnienia i skuteczną możliwość egzekwowania naszych praw, gdy zostają naruszone.
- Dlatego potrzebne jest precyzyjne prawo, które w jasny i czytelny sposób określać będzie wzajemne relacje między stronami, a w przypadku poczucia krzywdy wskazywać proste procedury prawne dochodzenia swoich racji. Najważniejszym jest jednak wypracowanie w społeczeństwie pewnej obyczajowości kulturowej skutecznie zapobiegającej powstawaniu tego rodzaju zjawisk.
- Przypuśćmy, że prowadzi Pan małą firmę i pewnego dnia wszyscy pracownicy nie przychodzą do pracy, bo należy im się urlop na żądanie i o swym uprawnieniu informują tego samego dnia. Firma leży... Czemu miał służyć taki zapis? Tego typu rozwiązań jest zresztą więcej w znowelizowanym Kodeksie pracy.
- Istotnie, to według mnie dość ryzykowny zapis, sformułowany raczej pod kątem dużych firm. Nawet jeśli sporo pracowników wykorzysta w tym samym czasie swe prawo do kodeksowych czterech dni urlopu na żądanie, to przedsiębiorstwo raczej się nie zawali. W małej firmie może to być jednak poważny kłopot. Kontrowersyjny, według mnie, jest też przepis o niepłaceniu pracownikowi za pierwszy dzień zwolnienia lekarskiego wystawionego maksymalnie na sześć dni. Intencją ustawodawcy było ograniczenie nadużyć w wykorzystywaniu L4, niemniej, by pracownik nie tracił, może lepiej gdyby ten pierwszy dzień choroby wykorzystał jako jeden z czterech dni urlopu na żądanie? Oczywiście pracodawcy są zadowoleni z tego, że od 1 stycznia płacą już tylko za 33 dni pracowniczego L4, a nie 35, choć to wciąż zbyt duże obciążenie dla wielu, zwłaszcza mniejszych firm.
- Pracodawcy są też z pewnością zadowoleni z możliwości zatrudniania na czas określony bez dotychczasowego ograniczenia, że trzecia umowa musi być sporządzona już na czas nieokreślony.
- Tak, pracodawcy zabiegali o to, gdyż w gospodarce rynkowej nie powinno się prowadzić polityki zatrudnienia metodami administracyjnymi. Koszty pracy są wystarczająco wysokie, a najczęstsze na razie metody ich obniżania to, niestety, zwolnienia, zmniejszanie czy opóźnianie wypłaty pensji, by wreszcie w ogóle przestać płacić i ogłosić bankructwo. To droga do nikąd...
- Ale ograniczono np. liczbę godzin nadliczbowych i wypłaty za nie, z czego pracownicy nie są zadowoleni.
- I słusznie, że ograniczono, bo nadgodziny świadczą o złej organizacji pracy w firmie, z wyjątkiem tych, których specyfika tego wymaga, czego konsekwencje odczuwa w ostatecznym rozrachunku konsument, bowiem wyrób wyprodukowany też w czasie nadliczbówek wcale nie jest lepszy, a na pewno droższy. Dobrze więc, że kodeks określa precyzyjnie 40-godzinny czas pracy w tygodniu i dni wolne oraz - co ważne zwłaszcza dla firm drobnych i działających sezonowo - wydłuża do czterech miesięcy okres rozliczenia czasu pracy.
- Gdy rok temu trwała dyskusja nad zmianą obowiązującego dziś kodeksu, minister pracy Jerzy Hausner mówił, że zmiany są zbyt propracownicze.
- Zgadzam się z tym. Pracodawcy nie można nadmiernie ograniczać osłonami socjalnymi należnymi pracownikom. Oczywiście, one być muszą, ale powinny być dostosowane do sytuacji firmy , a nie nadużywane. Prawo winno chronić interesy wszystkich stron.
- Ale te strony z założenia stoją po obu stronach barykady. Czy dojdzie kiedyś do sytuacji, że pracownik i pracodawca staną po jednej stronie i zaczną żyć w symbiozie?
- Obie strony są na siebie skazane: firma nie istnieje bez ludzi, ludzie bez firmy nie mają pracy. Można żyć ze sobą w zgodzie i wzajemnym poszanowaniu, bo to przecież wspólny interes, by się rozwijać, produkować, sprzedawać, zarabiać. Konflikty nie są nikomu potrzebne.
![emisja bez ograniczeń wiekowych](https://s-nsk.ppstatic.pl/assets/nsk/v1.221.6/images/video_restrictions/0.webp)
Szokująca oferta pracy. Warunkiem uczestnictwo w saunie
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?