Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

<b>Gangi pod kontrolą</b>

Marek Lubaś-Harny
Gdzie jest policja? - pytali krakowianie, którzy dowiedzieli się, że nocą z 10 na 11 czerwca na Starowiślnej i Miodowej rozegrała się prawdziwa bitwa na kije, noże, siekiery i maczety pomiędzy dwoma gangami ...

Gdzie jest policja? - pytali krakowianie, którzy dowiedzieli się, że nocą z 10 na 11 czerwca na Starowiślnej i Miodowej rozegrała się prawdziwa bitwa na kije, noże, siekiery i maczety pomiędzy dwoma gangami rywalizującymi o krakowski rynek płatnej miłości. - Czy mafia już rządzi jawnie na ulicach?
Obcy w mieście
- Policja jest tam, gdzie trzeba - uspokaja mł. insp. Leszek Górak, zastępca komendanta miejskiego. - Najlepszy dowód, że po zajściach na Kazimierzu zatrzymaliśmy 30 osób, z których 11 zostało aresztowanych i postawiono im zarzuty. Nie wszyscy zostali ujęci na miejscu nocnej bijatyki. To dowodzi, że policja wie kogo i gdzie w takich przypadkach szukać. To nie przychodzi samo. Wszyscy członkowie grup przestępczych są przez nas rozpoznawani, o wszystkich posiadamy wiedzę operacyjną. I kiedy nadchodzi czas, wykorzystujemy ją.

Z tych słów należy chyba wnioskować, że policja miała już wcześniej świadomość, że w Krakowie - obok znanych tu od dawna miejscowych grup przestępczych - pojawili się nowi gracze. To niejaki Simon i jego ludzie. Nie ma on żadnych powiązań z nieżyjącym już śląskim gangsterem o takim samym pseudonimie. Do Krakowa przybył podobno z Mazur i opanował część erotycznego biznesu na Podgórzu.

Wcześniej w tej branży panował Jacek M., pseudonim Marchewa. Stracił on jednak sporo na znaczeniu, w czasie kiedy siedział w areszcie śledczym, oskarżony o udział w śmiertelnym pobiciu członka konkurencyjnej grupy w myślenickiej dyskotece "Ajka". Kiedy został uniewinniony i wyszedł na wolność, sytuacja była już inna. Jego sprawa nie jest zresztą zakończona, gdyż Sąd Najwyższy orzekł kasację tego wyroku. Marchewa pozostaje jednak na wolności i podobno postanowił odbudować swój autorytet. W tym celu zażądał od Simona zamknięcia jednej z jego podgórskich agencji - grożąc, że w przeciwnym razie jego ludzie dokonają do niej "wjazdu".
Simon nie czekał. Zebrał własną ekipę i pamiętnej nocy z piątku na sobotę zaatakował Marchewę na jego terenie. Swymi ludźmi dowodził osobiście, dzięki czemu teraz siedzi, w odróżnieniu od swego konkurenta, który ukrył się przed policją gdzieś poza Krakowem.
- Nie potwierdzam i nie zaprzeczam - zasłania się zwyczajową formułką komendant Górak. - Mogę tylko przyznać, że była to rzeczywiście walka o wpływy między konkurującymi grupami.
Krakowiaczek ci ja
Skąd owe grupy w ogóle się w Krakowie wzięły? Znawcy tematu uważają, że "organizacji pracy" nauczył krakowskich bandytów Nikodem Skotarczak z Gdańska, prekursor polskiej zorganizowanej przestępczości, znany szeroko jako Nikoś. Już w latach 70. miał on własną grupę wyspecjalizowaną w kradzieżach samochodów w Niemczech. Zanim został zastrzelony w roku 1998, mieszkał m.in. przez jakiś czas w Krakowie, gdzie też miał stworzyć pierwsze gangsterskie struktury w branży samochodowej.
Wśród rodzimych, krakowskich pionierów pierwszeństwo należy się Januszowi T. z Nowej Huty, który po latach miał podporządkować sobie gangi Górnego Śląska i szeroko zasłynąć jako Krakowiak. Zaczynał za komuny jako cinkciarz, potem zaczął pożyczać pieniądze. Słynął z wielkiej siły, trenował dżudo. Krążyła o nim legenda, że po odbiór długu zjawiał się dzień wcześniej i na wejściu łamał dłużnikowi nos. Kraków szybko stał się dla niego za ciasny, jednak wiele wskazuje na to, że i później z Katowic w jakiś sposób kontrolował krakowskie gangi.
- Zorganizowana przestępczość pojawiła się jako niechciana, ale nieuchronna konsekwencja przemian ustrojowych - uważają nasi informatorzy. - Zmieniona sytuacja również bandytów zmusiła do nowych metod działania. Pojawiły się nowe, niewyobrażalne wcześniej możliwości. Pieniądze, o jakich przed rokiem 1989 nawet się nikomu nie śniło. Było o co walczyć.
Synowie transformacji
Nowe możliwości stworzyły nowych liderów. Zaczęła się kariera wspomnianego wcześniej Marchewy.
- Pod koniec lat 80. Marchewa zaczynał jako drobny złodziej i takim pewnie by pozostał, gdyby nie upadek komuny - twierdzą informatorzy.
- Teraz zaczęły się układy z biznesmenami, pieniądze ze ściągania długów, z "opieki" nad prostytutkami, z narkotyków. Zaczęli iść w górę ci, którzy byli silniejsi albo bardziej bezwzględni od innych.
Liderzy gromadzili wokół siebie "żołnierzy", często kolegów z podwórka, z osiedlowej siłowni, szkółki wschodnich walk, a najczęściej ze wspólnych "robót". W początkach lat 90. na złą sławę zasłużyła sobie dyskoteka Blue Box przy ul. Szpitalnej. Głośno stało się o niej, kiedy tamtejsi bramkarze spróbowali przemocą wziąć pod opiekę prostytutki z placu Biskupiego. Ale nie tylko to. Stali tam na bramce również kick bokser Wojtek B., podejrzewany o kontakty z Kolumbijczykami, a także zapaśnik Zbigniew Ś., który wkrótce miał zasłynąć jako Pyza, najpoważniejszy konkurent Marchewy do rządzenia Krakowem.
- Pyza wypłynął dużo później - przypomina sobie informator.
- Pamiętam, że Marchewa już paradował cały obwieszony złotem, kiedy Pyza jeszcze stał na bramce za dwadzieścia złotych. Ale potem szybko poszedł w górę. Rzucił się w oczy jako bardzo duży bramkarz i zaczęli mu zlecać ściąganie długów. Marchewa chciał go wziąć pod skrzydła, ale Pyza się nie podporządkował i wkrótce wyrósł na głównego wroga.
Policja (mimo wszystko)
górą
Pod koniec lat 90. doszło do otwartej wojny między obiema grupami.
W listopadzie 1998 roku ludzie Pyzy podpalili dwie agencje towarzyskie kontrolowane przez Marchewę, w wyniku czego zginęła jedna z pracujących dla niego kobiet. W odpowiedzi Marchewa chciał wysadzić Pyzę w powietrze. Tomasz G., który wiózł z Gdańska przeznaczoną dla konkurenta bombę, wpadł z nią na dworcu w Krakowie. W następnym roku został przez ludzi Pyzy śmiertelnie pobity.
- A wygląda na to, że wszystkim kierował z daleka Krakowiak - przypuszcza informator.
Żadnemu z nich nie udało się jednak zostać ojcem chrzestnym Krakowa.
- Bo żadnemu z nich na to nie pozwoliliśmy - mówi Leszek Górak.
- To przecież nie przypadek, że Krakowiak i Pyza siedzą, a Marchewa, chociaż nie siedzi, ale żyje w niepewności i zrobił się bardzo ostrożny.
Zastępca komendanta miejskiego przypomina też, że w ciągu dwóch ostatnich lat rozbito w Krakowie cztery duże grupy złodziei samochodów, prawie setka ich członków dostała się do aresztu, a żaden z mniejszych gangów nie osiągnął znaczącej siły.
- Oczywiście, nasza wiedza operacyjna nie zawsze wystarcza na postawienie gangsterów przed sądem i oni dobrze o tym wiedzą. Gangi były, są i będą. Między nami a nimi toczy się ciągła gra: kto kogo. Ale dziś to policja kontroluje w Krakowie sytuację, nie bandyci - kończy.

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: <b>Gangi pod kontrolą</b> - Kraków Nasze Miasto

Wróć na krakow.naszemiasto.pl Nasze Miasto