MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Będzie kolejna sprawa Marka K.

Kini
Kini
Dziś przed Sądem Apelacyjnym w Krakowie stanął ponownie Marek K., zabójca 16-letniej Marty Bryły. Skład orzekający przekazał sprawę do ponownego jej rozpatrzenia.

Teraz Sąd Okręgowy z powrotem zajmie się rozpatrzeniem sprawy. - Dziś dokonywanie jakichkolwiek ocen byłoby przedwczesne – mówi sędzia Ryszard Kałwa - Zalecamy Sądowi Okręgowemu zajęcie się tylko dowodami niezbędnymi do prawidłowego rozpoznania.

Podczas dzisiejszej rozprawy najbardziej istotne było to, czy sprawca w momencie zabójstwa był poczytalny – czy wiedział, co robi, zadając dziewczynie 36 ciosów nożem. Czy działał pod wpływem nieodpartego przymusu wewnętrznego, czy też mógł się przed tym powstrzymać.

- Chodzi o ocenę poczytalności w czasie przestępstwa i o nic więcej. W opiniowaniu psychiatrycznym nie jest ważny stan anatomiczny czy patologie, lecz stan umysłu w czasie popełnianego czynu. To są ważne rzeczy dla terapii, ale nie dla wyrokowania. Chodzi o stopień winy - tłumaczy sędzia Kałwa.

Prokurator ocenił rangę czynu, stwierdzając, że żaden sposób kary nie można uznać za wystarczający wobec takiego okrucieństwa. Wbrew temu, co przedstawiła dziś obrona, prokuratura przedstawiła argumenty przemawiające za słusznością apelacji.

Przede wszystkim wzięto pod uwagę okrutną zbrodnię na młodej dziewczynie, unicestwienie nie tylko jej życia, ale także życie dziecka, które nosiła. Prokuratura twierdzi, że zabójca chciał pozbyć się problemu, bo nie wyobrażał sobie życia z dziewczyną i wzięcia na siebie ojcowskiej odpowiedzialności. Uważa także, że zbrodnia była zaplanowana i realizowana konsekwentnie, a przyznanie się do winy było wymuszone sytuacją, a nie szczerymi intencjami.

Podczas dzisiejszej rozprawy Marek K. przepraszał za swój czyn:
"Przepraszam, choć wiem, że to już nie zmieni. Nie ma wyroku, który zabierze moje życie, żeby oddać je Marcie, żeby ona mogła żyć. Bo gdyby była taka możliwość, bez zastanowienia tak bym postąpił. Patrząc wstecz wiem, że jedyną osoba, którą kochałem i na której mi zależało, była Marta. To z nią mogłem o wszystkim porozmawiać. Dziecko nie byłoby żadnym problemem. Nie mogłoby być nawet tak traktowane. Nasi rodzice byliby bardzo szczęśliwi i tak jak zawsze by nam pomogli. Bardzo żałuję, że to wszystko jest moim udziałem. Nigdy nikomu nie życzyłem źle, nigdy nikogo nie chciałem skrzywdzić i nie byłbym w stanie zaplanować czegoś takiego. Nie mieści mi się to w głowie, jak to mogłem zrobić i jak to się stało. Jakby to wszystko było poza moją świadomością. Dopiero, kiedy się ocknąłem, to było to coś niezrozumiałego. Byłem przerażony, nie wiedziałam jak mam się zachować, a później to całe udawanie, nawet nie byłem w stanie tego dłużej znosić. Ulżyło mi, kiedy mnie zatrzymano, to był koniec tego wszystkiego. Przykro mi, że osoby, które skrzywdziłem, muszą tak jak ja, codziennie przeżywać to, budzić się z tym i chodzić spać, bo o tym się nie da zapomnieć. Nie da się tego wymazać z pamięci. Do końca życia nie będę w stanie zadośćuczynić tego, co się stało".

Na sali rozpraw była obecna także Monika K., która wiedząc o morderstwie, ukrywała ten fakt przez trzy tygodnie. Jak twierdzi sąd, nie było podstaw do uniewinnienia Moniki K. Oskarżona wiedziała, że policja szuka zaginionej dziewczyny, a mimo to, nawet w charakterze anonimu, nie poinformowała o tym żadnych służb. Wiązało się to z wydatkami towarzyszącymi poszukiwaniom. Jak twierdzi sąd, nie jest trafny argument obrońców, że oskarżona bała się Marka K., gdyż zawsze mogła otrzymać wsparcie policji.

Sędzia uznał, że zaniechanie to wynikało z poczucia fałszywej lojalności wobec przyjaciela, i wyznaczył karę średnią w hierarchii(1,5 pozbawienia wolności w zawieszeniu), bowiem za ten czyn mogła otrzymać nawet 3 lata. Złagodzenie zastosowano przez wzgląd na przyznanie się do popełnionego czynu.


Przypomnijmy historię zabójstwa: 3 kwietnia Marek K. odebrał Martę B. ze szkoły, po czym pojechali do domu Moniki K. - drugiej dziewczyny Marka (Marta o niej nie wiedziała). Licealistka nie miała oporów przed pojechaniem do tego domu, gdyż Marek K. powiedział jej, że to jego drugi dom. Marta B. zaufała mu. Na miejscu dziewczyna zrobiła test ciążowy - wyszedł pozytywnie.

Marek zadał jej 36 ciosów nożem w szyję, tułów, pierś, okolice lędźwi. Według niego, dziewczyna nadziała mu się krtanią na nóż, a następne ciosy (nożem, wałkiem do ciasta i patelnią) zadał jej, bo chciał jej ulżyć w cierpieniu.

Po zbrodni Marek wytarł krew z posadzki kuchni, a ciało dziewczyny owinął w folię i prześcieradło i zapakował do samochodu. Wywiózł ją nad zalew żwirowiska w Zakrzowie, gdzie utopił ciało. Dodatkowo wychodząc z domu zabrał ze sobą zbiornik napełniony wodą, by dodatkowo obciążyć ciało. Zalew należał do ojca Moniki K. i zabójca wiedział, że niedługo zostanie zasypany. Według prokuratury, wszystko to wskazuje, że działał z premedytacją. Zaparkował też samochód tyłem do garażu, a tuż po zbrodni zadzwonił do rodziców Marty z pytaniem o dziewczynę (chciał zapewnić sobie alibi). Zanim utopił zwłoki, pojechał z kolegą po lodówkę.

Wkrótce ojciec Marty zaczął coś podejrzewać. Marek nie angażował się zbytnio w poszukiwania, czym wzbudził podejrzenia policji. Poza tym prokuratura trafiła na zapis rozmów na gadu-gadu, z których wynikało, że Marta podejrzewała ciążę. Zaczęto podejrzewać, że motywem zbrodni mogła być odmowa dziewczyny, by dokonać aborcji.


SPOŁECZNOŚĆDZIELNICEKULTURASPORT

od 7 lat
Wideo

Wyniki pierwszej tury wyborów we Francji

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na krakow.naszemiasto.pl Nasze Miasto