Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Ania Sama: Kraków jest wyłącznym sponsorem emocji w moich piosenkach

Paweł Gzyl
Paweł Gzyl
Ania Sama to krakowska piosenkarka, która opublikowała właśnie debiutancką płytę "Śnienie"
Ania Sama to krakowska piosenkarka, która opublikowała właśnie debiutancką płytę "Śnienie" Materiały prasowe
Ania Sama to pseudonim młodej krakowskiej piosenkarki, która wydała właśnie swoją debiutancką płytę "Śnienie". Z tej okazji wokalistka opowiada nam, że śpiewanie piosenek ma dla niej leczniczą moc.

FLESZ - Wiosna w Polsce

od 16 lat

- Twoja przygoda z muzyką zaczęła się w dorosłym życiu. Co sprawiło, że zdecydowałaś się spróbować swych sił w śpiewaniu?
- Jako już dorosła osoba po prostu przestałam się oszukiwać i stwierdziłam, że nie mogę bez muzyki żyć. Było mi ciężko zaraz po skończeniu studiów, bo uświadomiłam sobie, że to, co zaczęłam zawodowo robić, zupełnie mnie nie spełnia. Po długim procesie dochodzenia do siebie doszłam do wniosku, że absolutnie zawsze chciałam tworzyć. Od dawna podziwiałam sztukę kinematografii i nuciłam melodie. Lubiłam też pisać i interpretować poezję. Te rzeczy udaje mi się sprawnie łączyć właśnie w tworzeniu muzyki oraz robieniu do niej klipów.

- W zeszłym roku dałaś kilkanaście koncertów w Polsce. Jak ci się spodobały takie spotkania z publicznością?
- Koncerty to jedna z moich dwóch ulubionych rzeczy związanych z zajmowaniem się muzyką. Na razie są one kameralne, gramy przeważnie w duecie z moim gitarzystą Jarkiem Jurkiewiczem, więc ten kontakt z publicznością jest bardzo intymny. Można obserwować, jak dana piosenka z publicznością rezonuje i na żywo poczuć te emocje. Mam nadzieję, że niebawem będziemy mogli również zagrać trochę więcej koncertów na pełny skład i wprowadzić w moją muzykę trochę więcej rock’n’rolla.

- Mieszkasz i pracujesz w Krakowie. Jaki wpływ na twoją twórczość ma to miasto i ludzie?
- Im dłużej żyję w Krakowie, tym to miasto wydaje mi się mniejsze. Jest zupełnie inne niż Warszawa czy Wrocław, czuć w nim ducha bohemy artystycznej sprzed lat. Pewna nostalgia tego miejsca sprawiła, że muzyka na płycie brzmi właśnie tak jak brzmi. Również ludzie, z którymi współpracowałam nad produkcjami są wyłącznie z Krakowa, więc można powiedzieć, że to miasto jest wyłącznym sponsorem emocji w moich piosenkach.

- Właśnie ukazała się twoja debiutancka płyta – „Śnienie”. Skąd pomysł na jej nagranie i wydanie?
- Po tym jak zaczęłam tworzyć swoje piosenki, naturalnym rozwojem wydarzeń było dla mnie wydanie płyty. To było moje marzenie od kiedy pamiętam, które spełniłam i przyniosło mi to wiele satysfakcji. Również w erze singli i cyfrowej „nieopłacalności” wydawania płyty, chciałam iść trochę pod prąd i stworzyć większe dzieło. Z perspektywy czasu może nazwałabym tę płytę EP-ką, bo jednak piosenek jest na niej mniej niż wydawałoby się słusznym umieścić na albumie, ale to dla mnie lekcja na przyszłość, by nie być za bardzo „narwaną” – i robić rzeczy bardziej strategicznie.

- Wszystkie utwory na płycie napisałaś w parze z różnymi krakowskimi twórcami. Skąd pomysł na takie stworzenie repertuaru?
- Ja ciągle szukam, a każde muzyczne spotkanie było dla mnie czymś niesamowitym. Z osoby, która nie miała możliwości rozwijać swojej pasji w dzieciństwie, stałam się dziewczyną, która wchodzi do studia z cenionymi producentami i tworzy. Było to bardzo uzależniające i chciałam wykorzystać te możliwości do maksimum. Trzeba też pamiętać, że mimo mojego wieku jestem nadal młodą artystką, która szuka swojego stylu, dlatego też tych współprac było tyle na płycie. Każdy z producentów - Patrick the Pan, bracia Sarapata, Hyper Son, Szymon Piotrowski czy Bartek Brzeziński - dołożył bardzo piękną cegiełkę do „Śnienia”, a ja spięłam tą budowę moją wrażliwością.

- Z jednej strony twoim utworom blisko do piosenki poetyckiej, ale z drugiej – są zaaranżowane z wykorzystaniem nowoczesnej elektroniki. Co cię zainteresowało w takim połączeniu?
- Wyszło to zupełnie naturalnie. Nie planowałam jak to ma brzmieć, wszystko powstało podczas sesji z producentami, każdy ma pewne zacięcie elektroniczne, jedni większe, drudzy mniejsze, ale ta elektronika w każdej piosence się pojawia i ubarwia bardzo album. Nie brakuje na nim również żywych instrumentów. Perkusja, skrzypce, wiolonczela czy pianino mają dla mnie jakąś hipnotyzującą moc. To było dla mnie niezwykle piękne przeżycie być w studiu podczas każdej sesji nagraniowej tych instrumentów.

- Jesteś autorką wszystkich tekstów i współautorką wszystkich melodii. Ten autorski charakter twojej muzyki jest dla ciebie istotny?
- Bardzo. Wierzę, że śpiewanie własnych słów jest istotne, by być autentycznym. Oczywiście są od tego wyjątki, bo znamy historię polskiej muzyki i takie osobistości jak Agnieszka Osiecka czy Jacek Cygan, którzy są świetnymi tekściarzami i śpiewać ich teksty to nie lada zaszczyt, ale jednak zawsze jest ten niedosyt, że nie wiem, co myśli wykonawca tych tekstów. Co się w jego głowie dzieje i jakie przeżywa emocje. Myślę obecnie już o następnym wydawnictwie i na pewno będą na nim moje teksty, ale nie wykluczam, że przy kilku z nich popracuję z kimś bardziej doświadczonym, kto pozwoli mi dojść do sedna myśli.

- „Śnienie” to idealny tytuł, bo muzyka na płycie jest eteryczna i rozmarzona. Co cię pociąga w takich klimatach?
- Tym albumem chciałam ukoić słuchacza, pośpiewać mu trochę do ucha. Byłam akurat w takim momencie życia, że sama tego ukojenia potrzebowałam, dlatego tak to brzmi. Szukałam spokoju i miejsca, gdzie mogę wbić się w kołdrę obciążeniową i zatonąć, schować się przed światem. Po wydaniu tego albumu jest mi lżej, dlatego następne rzeczy będą już zdecydowanie należeć do żywszych. Zmienił się również mój sposób pracy nad utworami - razem z moim gitarzystą Jarkiem Jurkiewiczem najpierw tworzymy kompozycję i aranż na gitarę i wokal, i jeśli to już samo w sobie jest dobre, to wiemy, że to będzie coś super. Nowe piosenki zapowiadają się naprawdę świetnie!

- Wszystkie teksty opisują w delikatny sposób damsko-męską relację miłosną. Nie obawiałaś się odsłonić swych intymnych przeżyć przed słuchaczami?
- Wydaję mi się, że to jest właśnie istota bycia artystą - odsłanianie się przed innymi, wyrzucanie z siebie najgorszych lęków czy żali. Dla mnie ten proces to oczyszczenie. Jest to też jedyna gwarancja, że utwór będzie autentyczny i zarezonuje ze słuchaczem, a o to najbardziej mi chodzi w muzyce. Że pierwsza zwrotka wzruszy, a druga złamie serce.

- Porównujesz w materiałach prasowych tworzenie piosenek do przykładania „leczniczego kompresu” na swe uczuciowe rany. Pomogło?
- Bardzo! Ten album był dla mnie potwierdzeniem, że to moja droga i mogę nią podążać. Bardzo długo nie mogłam tego robić i to bolało. Jako dziecko miałam sporo zakazów (wyłącznie z rodzicielskiej troski) i miałam wrażenie, że nie mam mocy sprawczej, więc moja potrzeba autonomii była nie do końca zaspokojona. Przez dłuższy czas również uważałam, że skoro nie robię czegoś od dziecka, to moje szanse są stracone. Ten album to właśnie potwierdzenie, że nie są i że mogę być sobie sterem i okrętem.

- Ania Sama to twój pseudonim. Dlaczego Ania chce być „sama”?
- Ania Sama chce być sama, ale nie jest w tym samotna. Bo „samość” to pewien stan, w którym możesz być ze sobą szczery i usłyszeć, co ci gra w środku. Nawet najcichszą, najbardziej nieśmiałą melodię. Boimy się takiego stanu, bo może nie wszystko chcemy usłyszeć, a przecież to tak cenna informacja! W takich momentach przychodzą do mnie najlepsze teksty, najintymniejsze myśli i wizje. I najlepsze jest to, że nie jestem w tym stanie samotna, bo zawsze mam siebie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Materiał oryginalny: Ania Sama: Kraków jest wyłącznym sponsorem emocji w moich piosenkach - Gazeta Krakowska

Wróć na krakow.naszemiasto.pl Nasze Miasto