Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Katastrofa pod Wawelem. Sąd przepytuje świadków

Artur Drożdżak
Wojciech Matusik
- Nagle usłyszałam trzask, ryk, pisk, znalazłam się na podłodze autobusu i już nie mogłam się podnieść. Potem okazało się, że mam złamanie kości piszczelowej... W taki sposób 54-letnia Krystyna M., z zawodu magazynierka, opisywała na procesie okoliczności katastrofy w centrum Krakowa.

Krakowski sąd bada, czy 40-letni Mirosław S., kierowca autobusu nr 502, jest winny spowodowania wypadku, do którego doszło 17 października 2008 r. Mężczyzna nie przyznaje się do winy. Grozi mu teraz do 10 lat więzienia.

Drugi oskarżony w tej sprawie, motorniczy tramwaju nr 3, już uznał swoją winę i dobrowolnie poddał się karze 2 lat więzienia w zawieszeniu. Ma też roczny zakaz prowadzenia pojazdów i do zapłacenia blisko 5 tys. zł na rzecz 16 pokrzywdzonych pasażerów.

Do wypadku doszło o godzinie 14.05 na wysokości hotelu Royal. Tramwaj nr 3 kierowany przez motorniczego, 57-letniego Andrzeja W., skręcał z ul. św. Gertrudy w lewo w Stradomską. Autobus Solaris nr 502, za kierownicą którego znajdował się 40-letni Mirosław S., pędził Stradomską prosto w ul. św. Idziego. Do zderzenia doszło na skrzyżowaniu. Tramwaj wypadł z torów, autobus zatrzymał się tuż za skrzyżowaniem. Kierowcy byli trzeźwi, jeden z nich miał obrażenia żeber i po kilku dniach wylądował w szpitalu. W wyniku zderzenia rany odnieśli pasażerowie: 15 kobiet i jeden mężczyzna. Były stłuczenia, siniaki, złamania kości, urazy kręgosłupa.

- Ja przeszłam jedną operację, do tej pory się rehabilituję, teraz chodzę o kulach - zeznała pasażerka Krystyna M. Na procesie twierdziła, że kierowca autobusu jechał bardzo szybko, z trudem zmieścił się między barierki dla komunikacji miejskiej i omal nie urwał jednego ze znaków drogowych. - Stan techniczny autobusu i tramwaju nie miał wpływu na wypadek - orzekł biegły ds. techniki i eksploatacji pojazdów. Kolejny biegły ds. technicznej i kryminologicznej rekonstrukcji wypadków wypowiedział się, że obaj kierowcy popełnili błędy.

57-letni Andrzej W., motorniczy tramwaju z blisko 40-letnim doświadczeniem zawodowym, przedwcześnie, o 19 sekund, ruszył z przystanku i to w fazie, w której ruch był dla niego zamknięty. Wtedy bowiem na sygnalizatorze nie paliła się dla niego pionowa szczelina uprawniająca do jazdy.
- Miałem wrażenie, że mogłem jechać i że pali się już szczelina pionowa - relacjonował.

Z ustaleń biegłego wynikało z kolei, że kierowca autobusu wjechał na skrzyżowanie zbyt późno. Zignorował migający już sygnał szczeliny pionowej i wjechał, gdy sygnalizator pokazywał szczelinę poziomą. Biegły wyliczył, że zignorowanie znaku nastąpiło 20 metrów od niego, a taka odległość pozwalała Mirosławowi S. na bezpieczne zatrzymanie pojazdu.

od 16 lat
Wideo

Policyjne drony na Podkarpaciu w akcji

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na krakow.naszemiasto.pl Nasze Miasto