Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Zwierząt nie żałujmy. Tylko człowiek ma jesienią i zimą "przekichane"

Maria Mazurek
Maria Mazurek
Bociany białe jesienią opuszczają Polskę i lecą zimować do Afryki. Tu krótki postój w Izraelu (ich trasy powietrzne do Subsaharyjskiej Afryki prowadzą przez Bliski Wschód)
Bociany białe jesienią opuszczają Polskę i lecą zimować do Afryki. Tu krótki postój w Izraelu (ich trasy powietrzne do Subsaharyjskiej Afryki prowadzą przez Bliski Wschód) 123 rf
Biedna sarenka, wróbelek, żabka? Wszystkie zwierzęta żyją w swoim optimum - tam, gdzie jest im najlepiej. Wyjątkiem jest człowiek: my potrafimy „zainstalować” się tam, gdzie nie powinno nas być. Nie jesteśmy przystosowani do życia w zimnie. Rozmowa z biologiem, prof. Robertem Stawarzem.

FLESZ - Polski lek na COVID-19

Każdy wie, jak pachnie jesień. A czym ona pachnie?
Geosminą.

Tak nieromantycznie? Ja bym określiła ten zapach jako ziemisto-leśno-deszczowy.
Wszystko się zgadza, ale rozkład opadłych liści to zasługa bakterii. A geosmina - należąca do grupy cyklicznych alkoholi - jest jednym z produktów ich metabolizmu. To ona odpowiada za specyficzny zapach jesieni. A czujemy go wyraźnie, ponieważ o tej porze roku przechodzimy w pewnym sensie „deprywację sensoryczną”: mamy mniej światła - a więc mniej bodźców wzrokowych. Jesienią jest też ciszej, zatem również zmysł słuchu nie jest tak stymulowany. Z tych powodów zaczynamy bardziej zwracać uwagę na zapachy; a ten - jesieni - jest też dla nas sygnałem do zmiany zachowania: to już ta pora roku, teraz żyjmy inaczej.

No tak, jesienią mamy mniej energii, jesteśmy ospali, znużeni, najchętniej nie wychodzilibyśmy spod koca.
Bo mamy za mało światła. Dopiero jesień uzmysławia nam, jak bardzo potrzebujemy światła.

Mamy tyle samo światła, ile wiosną.
Tak, ale nie mamy też perspektywy, że będzie słoneczniej, cieplej, że pojawią się liście i kwiaty.

Co mają powiedzieć ludy Północy, które przez prawie pół roku nie widzą światła słonecznego w ogóle?
Płacą za to pewną cenę. Ludzie Północy - nawet ci żyjący w tak rozwiniętych cywilizacyjnie krajach jak skandynawskie - mają większe ryzyko stanów depresyjnych, częściej mogą pojawiać się tendencje samobójcze i bardziej prawdopodobnie sięgną po używki, między innymi alkohol. Władze krajów skandynawskich starają się walczyć z uzależnieniami, wprowadzając poważne obostrzenia sprzedaży alkoholu. Ale to i tak „nie załatwia problemu” negatywnych zjawisk związanych z niedoborem światła. System nerwowy produkuje wtedy mniej dopaminy - neuroprzekaźnika odpowiedzialnego między innymi za radość i poczucie zadowolenia. Ale człowiek sam sobie jest winny. Jesteśmy bodaj jedynym gatunkiem na Ziemi, który zasiedlił te środowiska, które nie są dla niego wystarczająco komfortowe.

A jakie warunki są dla nas komfortowe?
Kolebką Homo sapiens jest Afryka. Stamtąd - gdzie nie ma trosk związanych z koniecznością ochrony przed zimnem - przybyliśmy. Ale człowiek w swej naturze jest ciekawski i kocha eksplorować - kiedyś wyruszał na inne lądy, teraz chce lecieć na Marsa. Wszędzie chcemy się „zainstalować”. Często ponosząc wysokie koszty.

Ale przyroda chyba też nie lubi okresu jesienno-zimowego.
Klasyczna personifikacja. Nam jest żal tych biednych zwierząt i roślin: że wróblom jest zimno, że śnieg zasypał sarnom polanę, że deszcz pada na mrowisko. Ale trzeba sobie uzmysłowić jedno: one żyją w swoim optimum. W najlepszym, dla tych gatunków, miejscu na świecie. Roślina z chłodnego klimatu, przesadzona w tropiki, sobie nie poradzi. I odwrotnie. Nie ma co współczuć roślinom i zwierzętom, że muszą przetrwać zimę. Żyją tam, gdzie mają sprzyjające ku temu warunki.

Jednakowoż nasze polskie zwierzęta mają przecież różne strategie przetrwania zimy: jedne migrują, inne hibernują, jeszcze kolejne - gromadzą zapasy. Nie wniosek z tego, że to dla nich trudny czas?
Pani użyła jednego istotnego słowa: strategia. Strategia - czyli sposób na przeżycie - nie bierze się stąd, że zwierzęta czy rośliny mniej lub bardziej lubią dane pory roku. Tylko stąd, że muszą zachowywać się tak, aby możliwe było przeżycie i wydanie na świat potomstwa. Pani wspomniała o migrujących ptakach. Od razu widzimy przed oczami bociana, który wylatuje „wygrzać się” (a tak naprawdę zdobywać pokarm) do Afryki, ale ptaki mogą migrować też lokalnie, zmieniając jedynie siedlisko na takie, gdzie jest wystarczająco dużo pokarmu - tak robią na przykład wrony.

A hibernacja? To podobno coś innego niż sen zimowy?
Tak. Hibernacja wiąże się ze znacznym obniżeniem temperatury ciała - nawet do dwóch, trzech stopni Celsjusza. Z rodzimych gatunków hibernują między innymi jeże i nietoperze. Zimy spędzają w tak zwanych „hibernakulach” - miejscach, gdzie mają zapewniony komfort termiczny - na przykład w jamach w ziemi czy, jak w przypadku nietoperzy, na strychach zabudowań. Sen zimowy - w taki zapada choćby niedźwiedź brunatny czy borsuk - to coś trochę innego. Te zwierzęta zmniejszają tempo metabolizmu i obniżają temperaturę, ale nie w tak znacznym stopniu - zaledwie o dwa, trzy stopnie Celsjusza. Oba terminy dotyczą jednak zwierząt stałocieplnych. Ale są też zwierzęta zmiennocieplne, gady czy płazy. Żaba nie ma wyboru: jak obniży się temperatura powietrza czy wody, to wraz z nią obniży się temperatura jej ciała. Jeśli temperatura zewnętrzna spadnie poniżej zera - woda w organizmie żaby zamarznie, co będzie śmiertelnym zagrożeniem. Więc strategią zmiennocieplnych jest znaleźć miejsce, w którym temperatura będzie utrzymywać się powyżej zera - zazwyczaj gdzieś głęboko pod lodem, w ściółce leśnej lub pod ziemią - i przeczekać w stanie, który nazywamy „odrętwieniem zimowym”. Jakbyśmy zimującą żabę spod tego lodu wyciągnęli w środku zimy - teraz już tego się nie robi, inne czasy, ale jeszcze 20 lat temu prowadziliśmy w instytucie biologii takie eksperymenty - to ona wyglądałaby jak martwa, ale po ogrzaniu by „ożyła”. Ciekawe, że podobne zjawisko występuje w klimacie podzwrotnikowym, gdzie przecież średnie dobowe temperatury nigdy nie spadają poniżej 10 stopni. Chodzi jednak o zakresy - co dla naszej żaby czy żółwia błotnego jest niemal upałem, dla aligatora będzie, mówiąc żartem, chłodem nie do zniesienia. W porze suchej - którą przyrównalibyśmy do naszej zimy - taki aligator jest jak martwy; można obok niego przechodzić, usiąść, a nawet go dotknąć (czego oczywiście nie polecam, bo zwierząt nie powinno się niepokoić). Takie zachowanie wobec gada w porze deszczowej - o wiele cieplejszej - mogłoby się dla nas źle skończyć.

Rozumiem, że cel snu, hibernacji i odrętwienia jest ten sam: oszczędzanie energii?
Oczywiście. Ogrzanie ciała, w przypadku stałocieplnych, jest bardzo dużym wydatkiem energetycznym, na który niektóre gatunki - szczególnie w okresie, gdy trudno o pokarm - po prostu nie stać. Zaś zmiennocieplne, dosłownie, bronią się przed zamarznięciem. To samą robią zresztą rośliny, które zrzucają liście - po prostu chronią się przed tym, żeby zgromadzona w nich woda nie zamarzła. Iglaki radzą sobie inaczej, bo ich liście są „ocieplone” solidną warstwą wosku, więc obecna w nich woda nie zamarznie.

Ostatnio nasze tatrzańskie niedźwiedzie potrafią w środku zimy się obudzić i chodzić głodne po kurorcie.
Tak, jeśli są niepokojone lub jeśli temperatura wzrośnie - a zimy, jak wiadomo, mamy coraz cieplejsze. Niedźwiedź nie ma wpływu na sygnały fizjologiczne, nie obudzi się i nie pomyśli: o, jest ciepło, ale dopiero luty, idę spać dalej. Tylko obudzi się i wyjdzie. A to dla niego niebezpieczne. Nie tylko dlatego że nie znajdzie pokarmu, a tkanka brunatna - zabezpieczenie energetyczne na zimę - szybko się skończy. Chodzi też o zmiany w gospodarce hormonalnej. Proszę spojrzeć, u człowieka na przykład podróż na inny kontynent też wiąże się z takimi zmianami - mamy zaburzony rytm snu i czuwania, u kobiet zmienia się cykl miesięczny. Organizmy zwierząt wybudzonych w trakcie zimy są zupełnie niegotowe na nowy rytm życia. Zaburzeniom może ulec okres godowy, może przesunąć się czas rui, samiec z samicą mogą się nie spotkać w odpowiednim czasie... I będziemy mieć niedźwiedzia, owszem, żywego - ale bez potomstwa.

Słyszałam o niedźwiedziu amerykańskim, który rodzi podczas snu zimowego.
Baribal, to prawda. Proszę zauważyć, że to niedźwiedzie, które żyją głównie w górach Ameryki Północnej, gdzie zima jest bardzo długa. A ciąża baribala trwa niewiele krócej jak ludzka, bo około siedmiu miesięcy. Można więc powiedzieć, że samica nie traci czasu: jest cisza, śpi sobie spokojnie tam, gdzie młode będą bezpieczne, nie zostaną napadnięte (bo wcześniej wybrała maksymalnie dobre miejsce na zimę) i w odpowiednim czasie rodzi przez sen. Prawdopodobnie nie odczuwa przy tym dyskomfortu.

I nawet nie zauważa, że urodziła!
Sam poród to odruchowa czynność, jest zainicjowana produkcją znacznych ilości oksytocyny (tej samej, która wydziela się przy dotykaniu i przytulaniu) na skutek rozciągnięcia macicy. Młode najpierw - w łonie matki, rosnąc - rozciągają mięśniówkę macicy matki, wywołując w końcu szereg reakcji powodujących poród. Potem, odruchowo szukając sutków mamy, pobudzają w jej organizmie laktację. Samica karmi młode, śpiąc.

Zazdroszczę. Samica budzi się na wiosnę, a dzieci już odchowane, wykarmione.
Widzi pani, jak sprytnie to natura wymyśliła?

Niektóre zwierzęta mają jeszcze inną strategię na „przetrwanie” zimy: zbierają zapasy.
Ach, nasze wiewiórki. Zbierają grzyby, owoce. Proszę zresztą zwrócić uwagę, że i ludzie robią na zimę przetwory. Zapasy gromadzą też ptaki krukowate, ale ponoć - mimo swej wielkiej inteligencji - często nie pamiętają potem, gdzie je schowały.

A ci biedni roślinożercy? Jelenie, łosie, sarny? Trawy nie ma, jest śnieg, jest zimno. Wiadomo że po części są dokarmianie...
Pytanie, czy powinny być dokarmiane? Dawniej zwierzęta musiały radzić sobie same, obgryzały pędy roślin. Najsłabsze, mówiąc brutalnie, zimy nie przeżywały - ale taka jest natura. Teraz myśliwi dokarmiają zwierzęta, po to żeby później dokonać selekcji w inny sposób - strzelając do części osobników. Zresztą, dokarmiamy też ptaki...

A nie powinniśmy?
Uważam, że nie. A już na pewno nie w tak głupi sposób, że wysypujemy na trawniku w mieście worek pełen chleba. Śmielsze w kontakcie z człowiekiem gatunki - jak gołębie - na tym korzystają, ale tym trudniej jest przez to sikorkom czy wróblom.

Wróćmy jeszcze do flory. Pan już powiedział, dlaczego drzewa jesienią zrzucają liście. A dlaczego te liście wcześniej żółkną?
Latem i wiosną liście są zielone ze względu na barwnik - chlorofil, który jest niezbędny do fotosyntezy. Bo, jak wiadomo, rośliny są samożywne: potrafią, czerpiąc energię fal elektromagnetycznych - czyli światła - produkować złożoną materię organiczną. Jesienią - kiedy jest mniej światła i rośliny nie mogą już tak wydajnie przeprowadzać fotosyntezy - zaczynają oszczędzać, pozbywając się „chlorofilu”. Za to w liściach zostają karetonoidy, czyli barwniki, które mają kolor żółty lub pomarańczowy, a proporcje tych barwników dają niezliczone ilości jesiennych odcieni. Prawdopodobnie karetonoidy chronią liście przed niebezpiecznymi substancjami, przede wszystkim wolnymi rodnikami, dopóki w roślinie nie pojawi się odpowiednia ilość etylenu - gazowego hormonu roślinnego, który doprowadza do tego, że drzewo w odpowiednim czasie pozbywa się liści.

Ale natura jest mądra.
Dlatego warto się od niej uczyć.

* Prof. Robert Stawarz, rocznik 1966, to biolog i zoolog z Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie. Do 2020 roku prorektor tej uczelni. Również podróżnik - aby badać faunę i florę, odwiedził miejsca tak odległe jak Galapagos.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Materiał oryginalny: Zwierząt nie żałujmy. Tylko człowiek ma jesienią i zimą "przekichane" - Gazeta Krakowska

Wróć na krakow.naszemiasto.pl Nasze Miasto