- Ja nie zabiłem kierowcy busa, a tylko go okradłem. Wziąłem mu 320 zł - bronił się na sali rozpraw 30-letni Dawid G. oskarżony o zabójstwo 49-letniego Józefa Hajdera. Proces 30-latka rozpoczął się przed krakowskim sądem, grozi mu dożywocie.
Zaraz po zabójstwie, do którego doszło w Chobocie pod Wieliczką 20 października ub.r., Dawid G. przyznał się do winy. Był ostatnim pasażerem z Krakowa, na końcowym przystanku chciał ukraść busa, by pojechać do dawno nie widzianej konkubiny i syna, którzy mieszkali pod Brzeskiem. Szarpał się z kierowcą, który nie chciał mu wydać kluczyków, zadał mu nożem cios w plecy, okradł, polami uciekł do domu rodziców, zacierał ślady zbrodni. Wpadł po dwóch dniach. Teraz zmienił wersję zdarzeń.
- Policja mnie straszyła, więc na przesłuchaniu przyznałem się do winy. Mówili, że jak tego nie zrobię, przestrzelą mi kolana. Na komisariacie bili mnie i kopali - bronił się na sali rozpraw wysoki, szczupły, ubrany w dżinsy i czarną koszulę, ostrzyżony najeża 30-latek.
- Ale pan był przesłuchiwany przez prokuratora, a nie policjantów. To kogo się pan bał ? - dopytywała się sędzia Aleksandra Sołtysińska-Łaszczyca. Dawid G. kręcił, że ci sami policjanci doprowadzali go na to przesłuchanie, dalej był w strachu, pobity nie mógł wytrzymać bólu, więc przyznał się do zbrodni, której nie dokonał.
Wierzę synowi, że nie zabił. Kradzieży mógł się dopuścić, ale nie zabójstwa
- A było tak, że jechałem po pracy busem do domu, usnąłem, a gdy się obudziłem na pętli w Chobocie, kierowcy nigdzie nie było. Skorzystałem z okazji, bo miałem 15 tys. zł długów i zabrałem mu dwie saszetki, w jednej były pieniądze, w drugiej jakieś kartki, które spaliłem - opowiadał. Wychodząc na stopniu busa znalazł zakrwawiony nóż, zabrał go do domu, ukrył za łóżkiem. Pieniądze dał ojcu i mówił, że to zaliczka z pracy.
- Wierzę synowi, że nie zabił. Kradzieży mógł się dopuścić, ale nie zabójstwa - na sądowym korytarzu Stanisław G. broni syna. I chwali, że spokojny, pracowity, kiedyś razem sobie dorabiali, syn jako hydraulik, a ostatnio jako kierowca wózków widłowych.
- Ma troje dzieci, dwójkę z małżeństwa oraz syna z obecną konkubiną Lucyną G. Ja mam z nimi kontakt - opowiada. Nagle do rozmowy wtrąca się Krzysztof Hajder, syn zamordowanego: - Nieźle pan syna wychował! Stanisław G. odbija piłeczkę: - Życzę panu, by nie znalazł się w takiej sytuacji jak ja teraz.
Hajder z siostrą są oskarżycielami posiłkowymi na procesie. Widać, że go bardzo przeżywają. - Tata pół roku pracował w tej firmie przewozowej, był zawodowym kierowcą - wzdycha Krzysztof Hajder. Dodaje, że zarówno oskarżony, jak i jego rodzina nie odezwali się po tragedii, nie napisali słowa przepraszam. Jakiej kary oczekuje dla Dawida G. ?
- Wiadomo, że za to co zrobił, powinna być tylko jedna. Najwyższa - mówi krótko.
Strefa Biznesu: Dlaczego chleb podrożał? Ile zapłacimy za bochenek?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?