Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Zabłocki: Muszę zaspokajać nienasyconą żarłoczność mediów, które sam stworzyłem [wywiad]

Katarzyna Kobiela
Katarzyna Kobiela
Łukasz Żołądź
Krakowski poeta, Michał Zabłocki, opowiada o tworzeniu współczesnej poezji. O wierszach na murach i tych pisanych na chodnikach.

Napisz wiersz na murze!


Był Pan jednym z lepszych reżyserów reklamowych, więc skąd pomysł zajęcia się poezją?

- Wiersze pisałem od najmłodszych lat, później wpadłem na pomysł zajęcia się reżyserią, dlatego poszedłem do szkoły filmowej. Chciałem kręcić filmy fabularne, a skończyło się na reklamie. Jednak na dłuższą metę jest to trudna metoda na życie, zwłaszcza dla osób o pewnej wrażliwości. Nie twierdzę, że jestem jakoś szczególnie wrażliwy (śmiech), ale w świecie reklamy nawet średnio wrażliwy człowiek po prostu kręci się w kółko… aż się przekręci. Dlatego nie powinna być głównym elementem życia.

Poezja jest głównym elementem?

- Tak. Trzeba było się na coś zdecydować. Pisanie również zajmuje dużo czasu i wymaga pewnej organizacji życia, dnia, miesiąca, roku. Trudno to tak naprawdę z czymś łączyć.

Dla mnie jest Pan poetą XXI wieku.

- Skoro Pani tak twierdzi… Może trochę pomaga mi w tym Internet. Jeśli dziś ludzie głównie komunikują się w ten sposób, to trudno za wszelką cenę upierać się przy książce.

Myśli Pan, że przy pomocy poezji da się dotrzeć do ludzi? Przemówić do społeczeństwa masowego?

- Nigdy nie trafi się do wszystkich, każda komunikacja skazana jest na to, że część osób ją odrzuci i nie będzie się nią interesowało, natomiast trzeba próbować poszerzyć ten krąg odbiorców. Ten kij, tak jak każdy, ma dwa końce. Z jednej strony dążę do tego, żeby zwiększyć liczbę odbiorców, a z drugiej blog czy czat, to są dla mnie impulsy do wyciągania z siebie rzeczy, które są nowe dla mnie samego. A co dopiero dla ludzi. I wielu to odrzuca.

Z czego Pan czerpie, co Pana inspiruje? W końcu na jednym i drugim blogu wiersze pojawiają się każdego dnia. Co sprawia, że nie brakuje Panu pomysłów?
- Natchnienie jest ciągle i wszędzie, ono wisi w powietrzu i trzeba umieć po nie sięgać. Jest to w pewnym sensie jakaś procedura, która nie zawsze musi się skończyć fantastycznym wierszem, ale trzeba próbować jak najczęściej. Poza tym ważne są dwie rzeczy: po pierwsze dyscyplina, a po drugie wszystko to, co robi się oprócz pisania, co wypełnia rzeczywistość, co posuwa nas na płaszczyźnie życiowej. Ciągle mają miejsce różnego rodzaju sytuacje, spotkania z ludźmi i to wszystko nie przychodzi raz na miesiąc, tylko wielokrotnie w ciągu dnia. Dlatego człowiek nie może zajmować się zbyt długo jednym tematem, bo wtedy automatycznie zamyka się na inny, a czerpać trzeba z wielu stron.

Jest dyscyplina, są projekty, pewne zobowiązania i ludzie, którzy codziennie czekają na nowy wiersz, ale przecież któregoś dnia może się Pan wypalić…

- Nie, przy tych założeniach nie można się wypalić. Natomiast mogę zdecydować w pewnym momencie, że chcę zamknąć jakiś etap swojego życia, że chcę z czegoś zrezygnować, na przykład przestać pisać. Może zdarzyć się również tak, że z powodów losowych nie będę mógł opublikować kolejnego wiersza, ale na pewno nie dlatego, że nie będzie weny.

Multipoezja to Pana autorski projekt?

- Tak, to mój pomysł. Wiersze na murach realizowane są tutaj w Krakowie na ścianie kamienicy przy ulicy Brackiej, wiersze na chodnikach udaje się natomiast malować w wielu mniejszych i większych miastach w Polsce. Projekt ten realizowany jest na wiosnę, zaproszenia do wzięcia w nim udziału wysyłamy do około 300 miast, odpowiada kilkanaście, no w najlepszym razie kilkadziesiąt.

Co z wierszami pisanymi w dobrym towarzystwie?

- Na razie zamarły. Może z przesytu, a może ze względu na swoją trudną formułę. Ciężko jest pisać wśród ludzi, na oczach wszystkich zebranych, słuchając ich rozmów i tworząc wiersz właśnie z ich dyskusji… Często pojawiały się trudne tematy, które bardzo mnie eksploatowały. Sama formuła wymagała wielkiego napięcia uwagi. Trochę się tym zmęczyłem.

Jeśli chodzi o pisanie z ludźmi, to dużym zainteresowaniem cieszą się wiersze tworzone on-line wraz z internautami.

- Tak. Zwłaszcza unijny, międzynarodowy projekt e-mullipetry. To portal przeznaczony dla wszystkich, którzy chcą publikować bez żadnych ograniczeń, którzy szukają czytelników. Portal ten daje możliwość tłumaczenia wierszy na inne języki.

Wiersze, które powstały przy pomocy internautów były wykorzystane jako teksty piosenek.

- To głównie dotyczyło Czesława Mozila. Jego pierwszy album „Debiut” był oparty na tych wierszach. Poza tym Pogodno też śpiewało piosenkę, która pisana była z internautami specjalnie na Festiwal Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu. To są bardzo specyficzne wiersze, nie każdy może coś takiego śpiewać, one nie są łatwe. Czesław do niektórych z tych wierszy pasował. To znaczy niektóre z tych wierszy pasowały jemu.

Ludzie przychodzą do Pana z propozycją, aby napisał im Pan tekst piosenki?
- Przychodzą. Wtedy ja się dostosowuję. A przynajmniej próbuję. Ale osoby znane, ukształtowane, na ogół wiedzą, czego szukają, mają pewne wymagania, pomysły, wyrobiony wizerunek, który ciężko jest zmienić. Dlatego sam też staram się szukać osób nowych, które dopiero zaczynają. Przygotowuję wtedy cały projekt, panuję nad całością.

W 2006 roku zrobił Pan spektakl muzyczny "Pan Kazimierz", w najbliższym czasie możemy liczyć na coś podobnego?

- Nie, raczej nie. Ten spektakl był bardzo czasochłonny, energochłonny i nie cieszył się takim zainteresowaniem, jakiego bym oczekiwał. Rozczarowała mnie postawa miasta. Mimo, że spektakl ten traktował o dzielnicy Krakowa - Kazimierzu i był grany przez kilka sezonów, miasto nic nie zrobiło, żeby go promować, pokazywać szerzej.

Jaką funkcję ma pełnić Multipoezja? Ma uwrażliwić społeczeństwo?
- W sumie Multipoezja może pełnić funkcje wychowawcze… I powinna. Ale nie wprost. Nie chcę robić ludziom wykładów, moralizować. Sam fakt, że coś robię, że pokonuję trudności, że nawet w tej - zdawałoby się - skazanej na niepopularność dziedzinie, można zdziałać coś nowego i zaskakującego, już jest wychowawcze.

Po co Pan to wszystko robi?

- To jest moje powołanie. Czuję, że znalazłem swoje miejsce, swój sposób na życie. Poza tym z moim temperamentem i cechami charakteru nie jestem w stanie obejść się bez czytelnika, bez świadomości, że ktoś interesuje się tym co robię, że komuś się to podoba. Taką mam konstrukcję.

Ma Pan swojego guru? Kogoś, na kim chce się Pan wzorować?

- Wręcz przeciwnie. Jest wiele osób, na których nie chcę się wzorować. Nie mam żadnych ideałów ani wzorów. Żadnych zagranicznych trendów, którym chciałbym dorównywać. Każdy powinien iść swoimi własnymi, osobistymi torami, a nie patrzeć na innych, obracać się na prawo i lewo. Zbyt dużo tego i było i jest w naszym kraju.

Jakie ma Pan plany na przyszłość?

- Jestem w trakcie realizacji wielu projektów, one mnie zajmują na co dzień. Wiersze na murach, chodnikowe, blog „Przerzutka na wiersz”. Na razie muszę zaspokajać nienasyconą żarłoczność mediów, które sam stworzyłem, które codziennie czekają na żywe mięso i robić to spokojnie, bez paniki.

Zobacz też:


Zobacz na MM:Wywiady | Serwis motoryzacyjny | Photo Day - plenery fotograficzne |
Blogi | Zdrowie i uroda | Konkursy MM | MoDO
| Inwestycje | Recenzje | Rowery
emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Instahistorie z VIKI GABOR

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na krakow.naszemiasto.pl Nasze Miasto