18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Włoska symfonia smaku w sercu Krakowa

Artykuł sponsorowany
Życiem rządzi przypadek, ale to nie przypadek, że kocham włoską kuchnię. Przypadkiem jednak udało mi się znaleźć miejsce, które ową miłość obudziło we mnie z namiętnością godną włoskich kochanków. Libiamo Ristorante uwiodło mnie ucztą przygotowaną przez prawdziwego wirtuoza kulinarnego, oczarowało symfonią smaków rodem z tradycyjnej, włoskiej trattorii.

W piątkowy wieczór znalazłam się na Rynku Głównym. Stojąc oko w oko ze znanym wszystkim krakusom pomnikiem w kształcie głowy, nerwowo spoglądałam na ratuszowy zegar. Jak zawsze spóźniona znajoma pozwoliła czekać mi jeszcze kwadrans, gdy zdyszana przybiegła w umówione miejsce. Nie byłam sama, towarzyszył mi wilczy apetyt i kiszki, które właśnie wygrywały kolejnego marsza. Postanowiłyśmy jak najszybciej wrzucić coś na ząb, bynajmniej nie w małych ilościach.

Kierując się w stronę ulicy Grodzkiej mijałyśmy znane nam już lokale. Nie skusiła nas rewolucyjna kuchnia Pani z Warszawy, nie zawitałyśmy także do „Piotra”, z nadzieją szukając dalej. Niespodziewanie nasz wzrok przykuł niewielki ogródek z czterema rzędami stolików z charakterystyczną włoską kratką. Jako że obydwie jesteśmy miłośniczkami południowych smaków, postanowiłyśmy zaryzykować i ochoczo wkroczyłyśmy do środka Libiamo Ristorante.

Ciepłe wnętrze, nawiązujące do włoskich trattorii, przeniosło nas w odległe rejony wypełnionej słońcem Toskanii. Na niewielkich stolikach z brązowego drewna ta sama włoska kratka, która zwiodła nas tutaj. Jeden ze stolików ustawiony jest na niewielkim balkoniku, przywołując klimat skąpanych południowym słońcem miasteczek. Ciepłe, jasne barwy, zieleń kwiatów, markizy, niewielkie latarnie na ścianach… Dobiegający z zewnątrz stukot koni wyrwał mnie z przyjemnego rozmarzenia i przypomniał mi gdzie jestem. I po co!

Zasiadłyśmy wygodnie i otrzymałyśmy od kelnerki, ubranej we włoskie barwy narodowe, karty i promienny uśmiech. Decyzja o tym, co zamówić nie należała do najłatwiejszych: szeroki wybór domowych makaronów, pizza wypiekana w opalanym drewnem piecu, apetycznie brzmiące dania główne oraz kuszące sałatki mocno utrudniały nam to zadanie. W pierwszy takt poszły przystawki. Moja znajoma zamówiła Melanzane alla Parmigiana, czyli zapiekankę z bakłażanem i mozzarellą. Ja z kolei skusiłam się na Salmone Marinato, sałatkę z marynowanym łososiem. Zanim talerze powędrowały na nasz stół, mój apetyt pobudził intensywny zapach ryb - to kelnerka zaserwowała gościom, zasiadającym przy stoliku obok zupę rybną. W kilka minut później i ja syciłam swoje zmysły przepysznym łososiem, doskonale skomponowanym z sosem cytrynowym i serem pleśniowym. Miłym zaskoczeniem był dla mnie koszyczek chleba, który został podany do sałatki. Świeży, dobrze wypieczony i jak poinformowała nas kelnerka - robiony na miejscu.

W oczekiwaniu na danie główne, które nieco się przedłużyło oddałyśmy się ulubionej aktywności kobiet - plotkowaniu. Niestety, zbyt cicha muzyka nie pozwoliła nam się poczuć swobodnie. Nieustannie zmuszona byłam ściszać głos, tym bardziej, iż w rogu sali, tuż za parawanem znajdowało się stoisko z lodami, przy którym cały czas czuwała sprzedająca je dziewczyna oraz pojawiały się coraz to nowe twarze klientów. Znacząco psuło to uchwycony tu klimat spokojnego, włoskiego miasteczka. Następnym razem spróbujemy usiąść w innej sali.

Główny punkt naszej kulinarnej uczty stanowiły: Ravioli pepe e menta, dla mojej spóźnialskiej koleżanki oraz zamówione przeze mnie Delicatezze di antara, czyli pierś z kaczki. Delikatne mięso w unikatowym i zaskakującym połączeniu z owocem granatu, skąpane w słodkim sosie miodowo-winnym z wyczuwalnym aromatem balsamico i orzechami pinii przerosły moje najśmielsze oczekiwania. Towarzyszka mojej podróży kulinarnej wydawała się równie zadowolona. Nie odmówiłam sobie przyjemności skosztowania od niej małych, włoskich pierożków. Ravioli nadziewane szpinakiem w powalającym sosie miętowo–pieprzowym wzbudziło we mnie lekkie uczucie zazdrości, dlatego pośpiesznie wróciłam do kaczki. Makaron był odpowiednio ugotowany, ale największą jego zaletą było, moim zdaniem, ciekawe, rzadko spotykane połączenie smaków.

Nie wiem, czy to pod wpływem rozpustnego posiłku, czy to owoc granatu uderzył mi do głowy, w każdym razie poprosiłam kelnerkę o możliwość poznania tutejszego szefa kuchni. Moje życzenie zostało spełnione i w chwilę później Sławomir Szczur z nieskrywanym uśmiechem przyjmował nasze gratulacje. Prawdziwy wirtuoz kulinarny z czternastoletnim doświadczeniem, także w kuchni włoskiej uciął z nami sympatyczną pogawędkę, w której pierwsze skrzypce grało oczywiście jedzenie. Z pasją opowiadał nam o swojej miłości do kuchni, jak i do samej ojczyzny pizzy. Jak zapewniał, wszystko przyrządza według własnej, sprawdzonej receptury, niedostępnej jednak dla zwykłych zjadaczy makaronu. Czasu na odkrycie największych kulinarnych tajemnic Libiamo będziemy miały jeszcze sporo, bo jak zapewniłyśmy Pana Sławka, będziemy tu wracać.

Przyjemności było za dużo, jak na jeden wieczór. Już szykowałyśmy się do wyjścia, gdy zamiast do toalety trafiłam na witrynę z deserami. Okrutny los poddał moją silną wolę nie lada próbie, kiedy moim oczom ukazały się niewielkie torciki, tarty z owocami albo pokryte bezą, tiramisu i… poległam. Z resztą nie tylko ja. W kilka minut później już zamawiałam semifreddo z dodatkiem migdałów i kandyzowanych pomarańczy. Mimo, iż nie znalazłam go w witrynie, po raz kolejny podczas tego wieczoru postanowiłam zaryzykować. Jak wiadomo, czasem ryzyko się opłaca i tak było tym razem. Koleżanka postawiła na tiramisu, przyrządzone, jak podkreślała kelnerka według tradycyjnej, włoskiej receptury. Deser był niczym prawdziwe allegro tej sonaty smaków, której towarzyszył także włoski likier limoncello - sympatyczny gest szefa kuchni. Według tłumaczenia tirarsi sù oznacza: przebudź się, ocknij się. I dla nas były to słowa znaczące, gdyż zbliżał koniec naszej kulinarnej uczty w Libiamo Ristorante.

Libiamo ne' lieti calici!, głosi cytat słynnej, włoskiej opery. Więc pijmy na chwałę miłości!, ja dodałabym miłości do kuchni włoskiej, którą odkryłyśmy tu, w samym sercu Krakowa.


Codziennie rano najświeższe informacje, zdjęcia i video z regionu. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na krakow.naszemiasto.pl Nasze Miasto