Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Wisła Kraków. Marek Motyka: Kto wie, może i „szarańczę” przypomnimy…

Bartosz Karcz
Bartosz Karcz
Andrzej Banaś
Marek Motyka po kilku latach przerwy wrócił na trenerską ławkę i objął IV-ligowy zespół LKS Śledziejowice. Świetnemu przed laty obrońcy m.in. Wisły Kraków wigoru nie brakuje. 62-letni szkoleniowiec zapowiada solidną pracę w zespole spod Wieliczki, a jednocześnie cieszy się z dobrej ostatnio postawy swojej ukochanej Wisełki…

WISŁA KRAKÓW. Najbogatszy serwis w Polsce o piłkarskiej drużynie "Białej Gwiazdy"

- Dobrze się pan poczuł wchodząc po dłuższej przerwie do piłkarskiej szatni?
- Bardzo dobrze! Wiadomo, że człowiek tęsknił za piłką. Choć z drugiej strony futbol nie był mi przecież obcy, cały czas byłem „pod parą” i na bieżąco z tym, co dzieje się w piłce nożnej. Ja bez tego żyć nie mogę, ale oczywiście bardzo się cieszę, że będę teraz mógł trochę popracować z młodzieżą w Śledziejowicach.

- Jakie cele postawiły przed panem władze LKS Śledziejowice? Jesteście obecnie w środku stawki w IV lidze.
- Byłoby dobrze, gdybyśmy się spokojnie utrzymali. Nie chcę jednak za dużo mówić o celach, bo jeszcze dobrze nie poznałem zespołu, a nie mam w zwyczaju wróżyć z fusów. Mogę obiecać, że zrobię z mojej strony wszystko, żeby zespół grał jak najlepiej. Mam nadzieję, że uda się wskoczyć jeszcze do górnej części tabeli i grać w bezpiecznej grupie. Jeśli natomiast to nam się nie uda, to będziemy walczyć o utrzymanie i też postaramy się zrealizować nasz cel.

- Przypomni się pana z tego, z czego był pan znany nawet w ekstraklasie, czyli z dobrze przygotowanych stałych fragmentów gry, których symbolem była „szarańcza”?
- Muszę poznać możliwości zespołu, również jeśli chodzi o warunki fizyczne. Będę jednak wykorzystywał potencjał, jaki drzemie w stałych fragmentach gry. Kto wie, może i „szarańczę” przypomnimy…

- Przejdźmy trochę wyżej, jeśli chodzi o małopolski futbol. Jak się panu wiosną podoba Wisła Kraków?
- Powiem szczerze, że jak przejął Wisłę trener Peter Hyballa, to z zaciekawieniem słuchałem jego wypowiedzi o planach, wizji rozwoju drużyny. Zastanawialiśmy się w gronie znajomych, czy nie skończy się tylko na opowiadaniu różnych rzeczy, bo przecież materiał ludzki jest ten sam, który miał trener Artur Skowronek. A jednak Hyballa popracował w zimie i już po pierwszych dwudziestu minutach meczu z Piastem Gliwice przecieraliśmy oczy ze zdziwienia, patrząc na to, jak gra Wisła. Oczywiście skończyło się ostatecznie pechową porażką 3:4, ale sama gra zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Kolejne mecz pokazały, że nie było przypadku w tym wszystkim. Ja jestem zbudowany postawą Wisły! Uważam, że przy dużej dozie szczęścia, ten zespół może powalczyć nawet o czołowe miejsce w tabeli już w tym sezonie. Podoba mi się też to, że w Wiśle szansę dostaje sporo młodych, utalentowanych chłopaków. Nie jest tak, jak w wielu klubach, że wszystko kręci się wokół obcokrajowców. Wszyscy wykazują się dużym zaangażowaniem. Trener Hyballa wyraźnie oddaje wiele ze swojej energii zawodnikom. Widzą oni przy tym, że u niego nie ma przeproś, bo jak ktoś gra słabo, to nawet w 30 minucie schodzi z boiska.

- Wspomniał pan o Polakach, również tych młodych w Wiśle. W ostatnim meczu z Górnikiem Zabrze w pierwszych składzie zagrało sześciu Polaków, w tym trzech młodzieżowców. Podoba się panu taki kierunek?
- Bardzo. Chylę w tym miejscu czoła przed zarządem, który robi rozsądne, przemyślane transfery. Owszem ściąga się obcokrajowców, ale nie zaniedbuje się jednocześnie penetrowania polskiego rynku i ściągania do Krakowa zdolnej, polskiej młodzieży. Przypomina się czas, gdy miałem dwadzieścia lat i z Hutnika przechodziłem do Wisły. W tej szatni aż roiło się od reprezentantów Polski, ale zdecydowana większość to byli ludzie z Krakowa. Wisła czerpała pełnymi garściami choćby z drużyny, która zdobywała mistrzostwo Polski juniorów w latach 70-tych. Oni wchodzili do pierwszego zespołu, co zaowocowało już dorosłym mistrzostwem Polski w 1978 roku i naprawdę solidnymi występami w Europie w tamtych latach. Chciałoby się, żeby te czasy wróciły, ale trzeba zdawać sobie sprawę, że to raczej niemożliwe, bo dzisiaj jak tylko chłopak się pokaże w naszej lidze, to od razu dostaje propozycję transferu zagranicznego. Można jednak wychowywać młodych piłkarzy, można ich promować. To też jest ukłon w kierunku kibiców, którzy cieszą się, jak do drużyny wchodzi swój chłopak. O tym nie wolno zapominać i cieszę się, że pod tym względem zmienia się podejście w Wiśle Kraków.

- Zmienia się wyraźnie, skoro np. juniorzy są liderem w Centralnej Lidze Juniorów, a w ekstraklasie rozpychają się coraz mocniej choćby tacy zawodnicy jak 17-letni Piotr Starzyński?
- O tym właśnie mówię, choć przecież wcale nie musi to oznaczać zamykania się na obce rynki. Zagraniczni zawodnicy też mogą zespołowi dawać jakość, a lidze koloryt. Podoba mi się filozofia, jaka jest w Barcelonie. Tam wychowuje się zawodników w słynnej La Masii. W grupach młodzieżowych grają chłopcy miejscowi, również tacy, których w bardzo młodym wieku ściągani są z różnych stron świata. Wychowuje się ich jednak według określonej, barcelońskiej filozofii, a później założenie jest takie, że połowa pierwszej drużyny ma być złożona właśnie z takich wychowanków, a dopiero druga część z transferów zewnętrznych. Zachowanie tak zdrowych proporcji pozwala Barcelonie utrzymywać bardzo wyraźną klubową tożsamość. Jeśli zatem czegoś oczekiwałbym od Wisły, to właśnie takiej podobnej drogi. Wspomniał pan o Centralnej Lidze Juniorów. Podoba mi się to, że wreszcie w Wiśle zaczęto bardzo poważnie traktować nie tylko ten zespół, ale całe szkolenie. Duża w tym zasługa Krzyśka Kołaczyka, szefa Akademii. Widać wyraźnie, że to jest człowiek, który zna się na tej robocie i mocno mu kibicuję. A takim podejściem całe władze Wisły budują moim zdaniem zaufanie społeczności kibicowskiej, również sponsorów. Widać, że obecni właściciele biorą pełną odpowiedzialność za odbudowę Wisły. Ja osobiście jestem dumny, że tacy ludzie za to się wzięli, że nie zapominają również o Towarzystwie Sportowym, bo dla prawdziwego wiślaka ten klub to nie tylko piłka nożna. A nam pozostaje cieszyć się naprawdę fajną, dobrą grą drużyny. Nawet jeśli trener Peter Hyballa z pokorą mówi, że zespół walczy przede wszystkim o utrzymanie, to tylko dobrze o nim świadczy. Widząc jednak potencjał tej drużyny, każdy chyba widzi, że ten zespół stać na dużo więcej.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Wisła Kraków. Marek Motyka: Kto wie, może i „szarańczę” przypomnimy… - Gazeta Krakowska

Wróć na krakow.naszemiasto.pl Nasze Miasto