Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Wisła Kraków. Maciej Żurawski: Jeśli Wisła nie poprawi skuteczności, będzie mieć problem z bezpośrednim awansem do ekstraklasy

Bartosz Karcz
Bartosz Karcz
Wojciech Matusik
- Zespół, który walczy o awans, musi strzelać bramki po okazjach nieoczywistych. Takich, których nie określilibyśmy nawet jako stuprocentowe. A takie, które miała w sobotę Wisła… Tutaj nawet nie ma co dyskutować. To powinna być jedna, druga bramka i tyle - mówi Maciej Żurawski były świetny napastnik Wisły Kraków, a dzisiaj komentator Polsatu Sport.

WISŁA KRAKÓW. Najbogatszy serwis w Polsce o piłkarskiej drużynie "Białej Gwiazdy"

- Za nami trzy kolejki. Jak ocenia pan start Wisły Kraków w nowym sezonie I ligi?
- Wisła na razie stoczyła dość trudne boje. W dwóch pierwszych wyjazdowych meczach musiała do samego końca walczyć, żeby obronić punktową zdobycz. I po tych dwóch meczach można było jeszcze powiedzieć, że plan minimum został wykonany, bo cztery punkty znalazły się na koncie Wisły. Ten trzeci mecz ze Stalą Rzeszów miał być już jednak takim momentem, gdy zespół „odpali”, wygra pewnie przy pełnych trybunach i pokaże swoją siłę. To był też mecz, który miał dać Wiśle spokój. Miałaby siedem punktów i można by było powiedzieć, że start jest niezły. Sobotni mecz pokazał jednak, że nie jest tak kolorowo, jak mogłoby się wydawać.

- Na co konkretnie by pan wskazał jako problem obecnej Wisły?
- Nie było zaskoczeniem, że Wisła dominowała, prowadziła grę, miała mnóstwo sytuacji, ale na koniec wynik jest 0:0. Rozumiem wypowiedzi Radka Sobolewskiego czy Bogdana Zająca, którzy podkreślają, ile ataków przeprowadził ich zespół. Super, że tyle tego było, ale fakt jest taki, że jest remis. Moim zdaniem ten mecz pokazał jedną rzecz - jeśli Wisła nie poprawi szybko swojej skuteczności, to będzie mieć duży problem z bezpośrednim awansem do ekstraklasy. Można się spodziewać, że większość meczów Wisły będzie tak wyglądać, że będzie miała piłkę, będzie ją długo rozgrywać w ataku pozycyjnym i wszyscy się będą zachwycać jakie umiejętności techniczne mają poszczególni piłkarze. Jeśli jednak nie będzie kropki nad „i”, nie będzie z tego bramek, to obraz całości na koniec i tak będzie negatywny.

- Nie jest trochę tak, że wskazywanie przez trenerów Wisły na tak dużą liczbę ataków, sytuacji to jednak równocześnie pokazanie, że zespół ma problem? No bo jeśli zestawić te liczby z faktem, że nie udało się ani jednej sytuacji zamienić na gola, to jednak trudno pozytywnie ocenić drużynę, która nie potrafi wykorzystywać swoich szans.
- W ocenach całości trzeba moim zdaniem zawsze starać się zachować chłodną głowę. Odłożyć na bok emocje. Już komentując ten mecz trochę zażartowałem na antenie, że jeśli szukać pozytywów w grze Wisły, to jest nim fakt, że pierwszy raz w tym sezonie nie straciła bramki, a w dwóch poprzednich po dwie. Bo Wisła poprawiła się jako całość w tym meczu przy bronionych stałych fragmentach gry, czego dowodem było bardzo dobre zachowanie przy drugim nieuznanym golu dla Stali, gdy złapano jej zawodnika na spalonym, bo wszyscy wytrzymali ciśnienie, utrzymali linię. Były jednak również mankamenty w grze, nad którymi trzeba się pochylić. Nie robiłbym może jeszcze wielkiego alarmu, bo co by nie mówić, za nami dopiero trzy mecze. Wiem, że zaraz ktoś powie, że to wystarczająca perspektywa, żeby rozmawiać o tym, co nie funkcjonuje dobrze. Zachowałbym jednak chłodną głowę. I liga jest specyficzna, a w tym sezonie to już w ogóle. Moim zdaniem najwcześniej po dziesiątej kolejce będzie wiadomo kto ma stabilną formę, kto zagości na dłużej w czołówce. Na razie jest tak, że niektóre drużyny wystartowały bardzo dobrze, ale jednak praktycznie wszyscy notują różne okresy nawet w pojedynczych meczach. Wracając do Wisły, to jestem pewien, że robiona jest bardzo dokładna analiza tego, co się działo w tych trzech meczach. Pewnie Radek Sobolewski zastanawia się jak poprawić pewne rzeczy. Z drugiej strony te mecze pokazały, że indywidualnie Wisła ma dzisiaj zawodników z dużą jakością techniczną jak na warunki I ligi. Ma indywidualności. Mają dużą łatwość z dochodzeniem do sytuacji, do strzałów. Gorzej jest z wykończeniem. Ten sobotni mecz moim zdaniem wyglądałby inaczej, inny byłby jego odbiór, gdyby Goku w pierwszej połowie wykorzystał sytuację sam na sam z Jakubem Wrąblem. Strzeliłby na 1:0, mecz by się uspokoił. I to jest klucz do wszystkiego, bo zespół, który chce awansować do ekstraklasy, musi takie okazje wykorzystywać. Po prostu musi! Powiem więcej, taki zespół musi strzelać bramki po okazjach nieoczywistych. Takich, których nie określilibyśmy nawet jako stuprocentowe. A takie, które miała w sobotę Wisła… Tutaj nawet nie ma co dyskutować. To powinna być jedna, druga bramka i tyle.

- Pan jako przed laty świetny napastnik, co radziłby obecnym zawodnikom Wisły, żeby zrobili, by poprawić skuteczność pod bramką rywala?
- Jednej, idealnej recepty nie ma, bo każdy piłkarz ma swój indywidualny sposób na funkcjonowanie w zespole, na boisku. Jedno można jednak zrobić, wypracować pewne zachowania, sytuacje meczowe na treningu. W ten sposób można się poprawiać. Chodzi przede wszystkim o to, żeby starać się poprzez odpowiednie ćwiczenia odtwarzać sytuacje meczowe. Tak, żeby napastnik nauczył się np. wykorzystywać sytuacje, będąc pod dużą presją, żeby działał niejako automatycznie. Często jest tak dla napastnika czy generalnie ofensywnych zawodników, że im coś wydaje się łatwiejsze, tym okazuje się później jednak najtrudniejsze, bo trudniej o taką stuprocentową koncentrację. Tam gdzie napastnik ma - jak to się mówi - za dużo czasu na myślenie, kombinowanie, tym gorzej dla niego. Jak ma mało czasu, podejmuje decyzję intuicyjnie, automatycznie, to robi to lepiej. Tak to pamiętam ze swojej kariery, że jak dochodziłem już do takiej sytuacji, że miałem dużo miejsca i czasu, to w głowie pojawiało się tysiąc myśli jak wykończyć taką okazję. A jak miałem tłok, obrońcę na plecach, to człowiek robił pewne rzeczy automatycznie. Jeśli miałbym coś zatem doradzać, to jak najwięcej pracy nad odtwarzaniem takich trudnych sytuacji boiskowych może pomóc w poprawie skuteczności.

- A stałe fragmenty gry? Wisła w meczu ze Stalą Rzeszów miała szesnaście rzutów rożnych. Zagrożenie dla bramki rywala nie było jednak po nich duże.
- Ocenię to trochę inaczej. Skoro było tyle rzutów rożnych, to z czegoś to wynikało. W mojej ocenie z tego, że Wisła bardzo mocno napierała na rywala. I to jest pozytyw. Jeśli będzie taka powtarzalność w kolejnych meczach, to należy oczekiwać, że skuteczność w końcu przyjdzie. Również po stałych fragmentach gry. Ja widziałbym natomiast na dzisiaj do poprawy funkcjonowanie środka pola w ofensywie. Nie wiem, jakim zawodnikiem jest Marc Carbo, może on będzie tym kimś, kto poprawi grę drużyny w tym aspekcie. Bo przydałby się Wiśle taki piłkarz, który wniesie nieco więcej do ofensywy z tego sektora boiska. Vullnet Basha to zawodnik, który sporo potrafi, ale ma też swoje problemy. Igor Sapała również, choć gdyby miał ciągłość gry, to mógłby drużynie dużo dać. Problem w tym, że tej ciągłości nie ma. Kacper Duda to piłkarz, który mimo młodego wieku, ma już trochę doświadczenia, ale właśnie dlatego, że wciąż jest młody, to będzie miał wahania formy. Jego zmiennikiem jest Patryk Gogół, który na ten moment jest po prostu słabszym piłkarzem. Trzeba moim zdaniem szukać poprawy gry w tej strefie, gry do przodu przede wszystkim. Bo to jest takie miejsce, w którym reguluje się choćby tempo rozgrywania akcji. Ale w pierwszym rzędzie trzeba myśleć o poprawie skuteczności, bo bez niej będzie po prostu problem.

- W najbliższym meczu Wisła zagra w Tychach z GKS-em, który jako jedyny ma komplet punktów po trzech kolejkach. Jakiego meczu pan się spodziewa w sobotę?
- Wisła lubi mieć piłkę, dobrze czuje się w ataku pozycyjnym, więc pewnie będzie podobnie i w tym spotkaniu. Ale „Biała Gwiazda” ma też momenty, gdy po odbiorze na własnej połowie potrafi błyskawicznie, po dwóch, trzech podaniach stworzyć sobie okazję na gola. Z tego zrodziła się np. w ostatnim meczu sytuacja Goku, której nie wykorzystał. Spodziewam się jednak, że w sobotę Wisła będzie miała wyższy procent posiadania piłki od rywali, będzie miała optyczną przewagę, ale jak już się przekonaliśmy, to nie musi oczywiście przełożyć się na korzystny wynik.

- Tychy w dotychczasowych meczach strzelały gole w końcówkach. W Warszawie w 88 min, w Rzeszowie w 89 i w Opolu najpierw w 79 min, a później jeszcze w doliczonym czasie gry. Wisła z kolei we wszystkich trzech meczach miała gorsze okresy w ostatnim kwadransie. Można z tego wyciągać pana zdaniem głębsze wnioski?
- Nie kierowałbym się jakoś bardzo tym, co się działo w dotychczasowych meczach, bo początek sezonu kreuje różne scenariusze w wykonaniu różnych drużyn. Trenerzy też analizują jak wyglądały mecze, kiedy pojawiły się problemy. I jestem pewien, że zawodnicy obu drużyn dostaną pełny zestaw informacji, co robić, jak się zachowywać na boisku. Na końcu pozostaje kwestia wykonania, czyli czynnik ludzki. Nie możemy jednak zakładać z góry, że skoro w jednym, drugim meczu coś się wydarzyło, to na pewno wydarzy się również w kolejnym.

- To na koniec proszę powiedzieć, kto dla pana jest faworytem sobotniego meczu?
- Skoro Tychy wygrały trzy pierwsze mecze, skoro są liderem, skoro grają u siebie, to logika nakazuje wskazać GKS jako faworyta. Tak wyglądają w tym momencie fakty. A co Wisła z tymi faktami zrobi, przekonamy się wszyscy w sobotę. Jak to jednak z teoretycznymi faworytami w tej lidze czasami bywa, to pokazał ostatni mecz… Wisły. Poczekajmy zatem do soboty.

Tutaj znajdziesz więcej informacji o Wiśle Kraków

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wywiad z prezesem Jagiellonii Białystok Wojciechem Pertkiewiczem

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na krakow.naszemiasto.pl Nasze Miasto