Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Wisła Kraków. Łukasz Burliga: Wciąż jestem wściekły! Można przegrać, ale nie w takim stylu!

Bartosz Karcz
Bartosz Karcz
- Tak dalej być nie może, bo rozmawiamy o podstawowych sprawach w piłce nożnej. Nikt do nikogo nie będzie miał pretensji, jeśli popełni błąd, bo to się w futbolu zdarza. Nie będziemy jednak tolerować niewystarczającego poświęcenia. To są tak podstawowe sprawy, że nawet głupio w tym momencie o tym rozmawiać, bo po to wychodzi się na boisko, aby walczyć dla dobra zespołu - mówi Łukasz Burliga, obrońca Wisły Kraków.

WISŁA KRAKÓW. Najbogatszy serwis w Polsce o piłkarskiej drużynie "Białej Gwiazdy"

- Po kilku dniach od meczu z Wartą Poznań zna pan już odpowiedź na pytanie, jak doszło do tej kompromitującej porażki 1:2?
- Kontrowaliśmy przebieg tego meczu w pierwszej połowie, prowadziliśmy 1:0. W przerwie uczulaliśmy się mocno, żeby uważać. Ja jako kapitan w tym spotkaniu też powtórzyłem kilka razy, żeby być odpowiedzialnym w tym, co się robi na boisku, bo mecz nie jest jeszcze wygrany. Niestety, w drugiej połowie nie wyszło to tak, jak sobie zakładaliśmy. Za dużo było takich sytuacji stykowych, które przegrywaliśmy. Prawda jest taka, że Warta poza Łukaszem Trałką, który ma bardzo bogate doświadczenie w ekstraklasie, ma przede wszystkim w drużynie walczaków. I właśnie tą walką z nami wygrali. Trzeba sobie powiedzieć wprost - dla nas jako zespołu to jest wstyd, że przegraliśmy to spotkanie.

- Wspomina pan o sytuacjach stykowych. Czy nie za dużo było takiego braku zdecydowania w waszej grze? Przecież obie akcje, które przyniosły Warcie gole można było przerwać znacznie wcześniej, nawet faulem.
- Ciężko powiedzieć, z czego to wynikało. Tak, jak powiedziałem, rozmawialiśmy w przerwie, uczulaliśmy się, żeby zachować koncentrację. Fakty są jednak takie, że być może zespół rzeczywiście za wcześnie uwierzył, że w tym spotkaniu nic złego nam się stać nie może. Jeśli chodzi o takie czysto piłkarskie sprawy, to analizowaliśmy już te sytuacje i ewidentnie było widać, że w kilku momentach Warta potrafiła bronić się z ogromnym poświęceniem. Rzucali się pod nogi, wybijali piłkę nawet szczupakiem. Byli zmobilizowani maksymalnie. W naszym wykonaniu tego zabrakło. Powiem wprost - mojej zgody, jako piłkarza, który spędził w tym klubie tyle lat, na coś takiego nie ma!

- Chce pan powiedzieć, że doszło w szatni do mocniejszych rozmów?
- Tak, doszło. Tak dalej być nie może, bo rozmawiamy o podstawowych sprawach w piłce nożnej. Nikt do nikogo nie będzie miał pretensji, jeśli popełni błąd, bo to się w futbolu zdarza. Nie będziemy jednak tolerować niewystarczającego poświęcenia. To są tak podstawowe sprawy, że nawet głupio w tym momencie o tym rozmawiać, bo po to wychodzi się na boisko, aby walczyć dla dobra zespołu.

- Wygląda na to, że pierwsza połowa meczu z Wartą, nawet ten niewykorzystany przez nią rzut karny, uśpiły was, a niektórzy doszli do wniosku, że nic złego nie ma się wam prawa stać… Pan dzisiaj też ma takie wrażenie z perspektywy kilku dni od zakończenia tego spotkania?
- Nie wiem, co mieli w głowach inni. Ja za długo gram w ekstraklasie, żebym przy prowadzeniu 1:0 pomyślał choć przez moment, że jest już po sprawie. Grałem w wielu meczach, w których dosłownie w kilka minut sytuacja się odwracała. Przed drugą połową wierzyłem, że jesteśmy lepsi, że mamy więcej atutów piłkarskich i powinniśmy wygrać ten mecz, ale miałem też z tyłu głowy, że cały czas trzeba być czujnym. Niestety, tej czujności nam zabrakło. Zabrakło nam po przerwie również zdecydowania, takiej pozytywnej piłkarskiej agresji. Zresztą w pierwszej połowie chyba również, bo skoro strzeliliśmy szybko gola, to powinniśmy zdecydowanie pójść po kolejne i zamknąć ten mecz, tak jak stało się to np. w Mielcu. Ostatecznie przegraliśmy, a ja do dzisiaj jestem po prostu wściekły. Bo można przegrać, ale nie w takim stylu! My nie mieliśmy prawa z Wartą nawet zremisować! Jedyne na co mam teraz nadzieję, że to będzie wreszcie taki wstrząs, abyśmy wszyscy przypomnieli sobie, w jakim klubie gramy. Uważam, że mamy potencjał na górną część tabeli, ale musi być w tym wszystkim więcej iskry, której ewidentnie w niektórych meczach nam brakuje.

- Skoro pan o tym wspomniał. W tym sezonie macie wyjątkową zdolność pakowania się w problemy na własne życzenie. Gdy tylko wydaje się, że ustabilizowaliście formę, przegrywacie w kompromitującym, wręcz niewiarygodnym stylu. Jak tak dalej pójdzie, to za moment znów wplątacie się w walkę o utrzymanie, bo 10 punktów w dziesięciu meczach to kiepski dorobek.
- Mam nadzieję, że nie dojdzie do sytuacji, w której będziemy musieli się bronić przed spadkiem. Tak jak powiedziałem, uważam, że w tym zespole jest potencjał na górną część tabeli. Może nie na czołowe lokaty, ale taki mocny środek już na pewno. Nie mamy składu, żeby grać o 12-13 miejsce. W Wiśle w ogóle nie powinno być dyskusji o grze o takie lokaty. A co do pakowania się w problemy, to trudno się nie zgodzić. Powiedzmy sobie szczerze, wiele tych porażek wynikało z naszej nieodpowiedzialności, czy - ujmę to delikatnie - nierozsądnego zachowania. Rozmawialiśmy o tym ostatnio bardzo szczerze. Ja mam nadzieję, że odpowiedź drużyny na to wszystko, co się ostatnio wydarzało, będzie już w najbliższą sobotę w meczu z Zagłębiem Lubin. Nawet nie wyobrażam sobie, żeby w tym spotkaniu ktoś nie zasuwał od pierwszej do ostatniej minuty! Taki mecz jak w Grodzisku Wlkp. nie ma prawa się powtórzyć! Można czasem przegrać, ale nie można być drużyną bez jakiegokolwiek stylu.

- Przed wami bardzo trudny okres. W sobotę wspomniany przez pana mecz z Zagłębiem, a później kolejno: Cracovia, Legia, Lech. Biorąc pod uwagę ten skromny dorobek punktowy, to trudno być optymistą przed finiszem rozgrywek w tym roku.
- Jak akurat lubię takie mecze, gdy poprzeczka idzie wysoko w górę. To będą ciężkie mecze, ale uważam, że trudno o lepszy moment, żebyśmy w oczach ludzi, przede wszystkim naszych kibiców odbudowali swój wizerunek. Chciałbym, żebyśmy pokazali, że nawet jeśli któryś z tych zespołów będzie od nas piłkarsko lepszy, to tym razem my zaangażowaniem, ogromną ambicją powalczymy o korzystny wynik. Powtórzę jeszcze raz - mam nadzieję, że po tym, co wydarzyło się w meczu z Wartą będzie już tylko lepiej.

- Na koniec porozmawiajmy o panu. Sezon jest dla pana mocno szarpany, bo raz pan gra, później są przerwy, znów pan wraca do składu. Pewnie liczy pan na większą stabilizację, a akurat za mecz z Wartą do pana trudno mieć większe pretensje, bo kluczowe akcje rywal przeprowadził lewą stroną.
- Nie jestem zadowolony po meczu z Wartą, bo być nie mogę, skoro przegraliśmy. Szczerze jednak mówiąc, rzeczywiście, nie przypominam sobie, żeby na mojej stronie działo się coś złego dla drużyny. Mogłem też mieć asystę, gdy wystawiłem piłkę Chuce na 2:2, ale nie to jest najważniejsze. Ciężko powiedzieć, że jest dobrze, jeśli przegrywamy z Wartą. Sam natomiast czuję, że powoli wracam do formy po problemach zdrowotnych. Czy jednak będę grał, nie wiem. W piłce niczego nie można być pewnym, a ten sezon rzeczywiście jest dla mnie mocno zwariowany. Nie było mnie w ogóle w kadrze meczowej na spotkanie z Wisłą Płock, a tydzień później w Zabrzu wyprowadziłem drużynę na boisko jako kapitan. Mam nadzieję, że tym razem zostanę w składzie na dłużej.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Wisła Kraków. Łukasz Burliga: Wciąż jestem wściekły! Można przegrać, ale nie w takim stylu! - Gazeta Krakowska

Wróć na krakow.naszemiasto.pl Nasze Miasto