Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Wisła Kraków. Jakub Krzyżanowski: Będziemy drużyną uniwersalną. Rywalom ciężko będzie nas rozgryźć

Bartosz Karcz
Bartosz Karcz
Bartek Ziółkowski/wislakrakow.com
- Dobrze się czuję w tej drużynie. Jestem z tym klubem bardzo mocno związany emocjonalnie. Kibicuję Wiśle od małego. I podpisanie kontraktu akurat z „Białą Gwiazdą” to dla mnie było też spełnienie marzeń. Krótko mówiąc - jestem zadowolony z tej decyzji - mówi piłkarz Wisły Kraków Jakub Krzyżanowski.

WISŁA KRAKÓW. Najbogatszy serwis w Polsce o piłkarskiej drużynie "Białej Gwiazdy"

- Jak samopoczucie po kilku tygodniach przygotowań do sezonu?
- Samopoczucie jest dobre, ale zmęczenie jest duże. Trenujemy już miesiąc, jest intensywnie, szczególnie na obozie w Turcji. Samopoczucie jest jednak dobre, bo wychodzi nam w meczach to, co ćwiczymy na treningach. Nastawienie jest zatem bardzo pozytywne.

- Byłeś na obozie w Turcji już rok temu. Wtedy trenerem był Radosław Sobolewski, teraz Albert Rude. Widzisz jakieś różnice w przygotowaniach?
- Nie widzę różnic w tym, co robimy, przynajmniej jakichś wielkich. Tak jak rok temu, teraz też jest praca siłowa, jest taktyka. Jest wszystko to, co na takim obozie przygotowawczym powinno się znaleźć. Różnic w porównaniu do zeszłego roku nie ma zatem za dużo. Może tylko tyle, że mam takie poczucie, że trochę intensywniej pracujemy niż rok temu.

- Skończyłeś ostatnio 18 lat. Pamiętam, że rozmawialiśmy rok temu, również podczas waszego obozu w Turcji. Co takiego zmieniło się w twoim piłkarskim życiu przez ten rok?
- Wydoroślałem, również piłkarsko. Pamiętam tę naszą rozmowę sprzed roku i myślę, że wtedy nie wiedziałem jeszcze do końca, o co chodzi w seniorskiej piłce, jak się po prostu w tych seniorach gra. Dla mnie to był duży przeskok, trzeba się było przestawić na inne granie. Ten rok mnie nauczył trochę tej gry, choć oczywiście do perfekcji droga jeszcze jest daleka. Myślę jednak, że dzisiaj już wiem jak to w tej dorosłej piłce wszystko ma funkcjonować.

- Ten rok przyniósł debiut w pierwszej drużynie, występy w młodzieżowej reprezentacji Polski, z którą na mistrzostwach Europy wywalczyłeś 3-4 miejsce. Później były jeszcze mistrzostwa świata w Indonezji, które okazały się dla was trochę zimnym prysznicem. Sporo tego doświadczenia piłkarskiego zebrałeś jak na dwanaście miesięcy…
- I bardzo się z tego cieszę, ale mimo wszystko mam niedosyt, bo wydaje mi się, że mogłem zrobić jeszcze więcej przez ten rok. Nawet jeśli popatrzymy na te moje minuty w I lidze. Myślę, że mogło ich być więcej. Tak samo jeśli chodzi o mundial w Indonezji. Mam wrażenie, że mogło nam tam pójść o wiele lepiej. Z jednej strony mogę zatem być zadowolony, bo zrobiłem jakiś krok do przodu w karierze, ale z drugiej powtórzę - czuję niedosyt, bo mogło być jeszcze lepiej.

- Co przynosi większą naukę - gra w seniorach ze starszymi kolegami w I lidze czy międzynarodowe występy w młodzieżowej reprezentacji Polski?
- To są dwa inne doświadczenia. Nie można natomiast stawiać tak sprawy, że jedno jest lepsze od drugiego, że przynosi więcej korzyści jeśli chodzi o naukę. Oba są również ważne. Gra z orzełkiem na piersi to jest inne doświadczenie, a gra w klubie to jeszcze coś innego. Powtórzę jednak - dla mnie obie sprawy są bardzo ważne.

- Gra w reprezentacji Polski na mistrzostwach świata prócz doświadczenia piłkarskiego przyniosła też niecodzienną sprawę, bo później przez dobre kilka tygodni zmagałeś się problemami gastrycznymi. Możesz dzisiaj powiedzieć coś więcej skąd wzięło się to zatrucie?
- Problemy pojawiły się tuż przed wylotem do Polski, w samej końcówce pobytu w Indonezji. W kraju długo to później trwało, długo się leczyłem. Dochodziłem po tym wszystkim do siebie miesiąc. Już do końca roku nie czułem się w stu procentach gotowy do gry. Dopiero teraz czuję się fizycznie o wiele lepiej, ale wciąż muszę uważać na dietę. Np. teraz, gdy jesteśmy w Turcji, muszę do tego przywiązywać szczególną wagę. Tutaj potrawy są bardziej tłuste i muszę codziennie zwracać uwagę, co jem, bo mój żołądek wciąż jest bardzo wrażliwy po tym, co wydarzyło się w Indonezji. Trzymam zatem odpowiednią dietę.

- Te problemy wzięły się stąd, że coś zjadłeś nieodpowiedniego, wypiłeś czy bardziej był problem z przystosowaniem do azjatyckiej kuchni?
- To nie była jedna rzecz, którą bym zjadł i która by na mnie tak wpłynęła. To bardziej nakładało się przez te trzy tygodnie, które byliśmy w Azji. Przez tamtejszą dietę.

- Można powiedzieć, że to będzie też doświadczenie na przyszłość, które mimo wszystko może się przydać w codziennym życiu, ale też w karierze piłkarza, która związana jest z częstymi wyjazdami w różne miejsca?
- Coś w tym jest. Sam zastanawiałem się czy przed wylotem do Indonezji mogłem zrobić coś więcej. Doszedłem do wniosku, że chyba nie bardzo. Byliśmy bardzo dobrze przygotowani do tego wyjazdu. Przed wylotem byliśmy szczepieni, mieliśmy przygotowane priobiotyki. To przygotowanie od tej strony ruszyło już na miesiąc przez wylotem do Indonezji. Wiadomo, że jedzenie w Europie i Azji nieco się różni. Gdybym kiedyś wyjechał grać w Europie, to pewnie nie byłby to większy problem. Jadąc w inne rejony świata jest nieco trudniej się przygotować od tej strony. Tak jak jednak powiedziałem, jeśli chodzi o tę Indonezję, to nie wydaje mi się, żebyśmy mogli zrobić coś lepiej w kwestii przygotowania się do tego wyjazdu od tej strony.

- Przez ten rok było też trochę zamieszania wokół ciebie, bo wszyscy zastanawiali się czy podpiszesz nowy kontrakt z Wisłą czy nie. Różnie to było z młodymi zawodnikami w przeszłości w tym klubie. Ty zdecydowałeś się parafować nową umowę i to dość długą, bo do 30 czerwca 2025 roku i jeszcze z opcją przedłużenia. Kto przekonał cię najbardziej do takiego kroku? To był wynik tego, że Wisła przedstawiła ci pomysł na rozwój, a może jest to efekt rozmów z rodzicami? Zdradzisz kulisy jak się to odbywało?
- Decyzja należała tylko i wyłącznie do mnie. Rodzice mi pomagali, ale nie narzucali mi swojej woli. Pozostawili decyzję mnie. To było z ich strony super, bo dzięki temu miałem czystą głowę, gdy podejmowałem decyzję. Dla mnie najważniejszy był plan na mnie. Podpisując ten kontrakt bardzo mocno na to patrzyłem. Chodziło mi o to, żeby ten plan mojego rozwoju został mi przedstawiony w przejrzysty sposób. Po tych wszystkich rozmowach zdecydowałem się podpisać kontrakt z Wisłą, bo uznałem, że w tamtym momencie to było dla mnie najlepsze rozwiązanie. Minęło już trochę czasu od tego wszystkiego i mogę dzisiaj powiedzieć, że nie żałuję tego kroku. Dobrze się czuję w tej drużynie. Jestem z tym klubem bardzo mocno związany emocjonalnie. Kibicuję Wiśle od małego. I podpisanie kontraktu akurat z „Białą Gwiazdą” to dla mnie było też spełnienie marzeń. Krótko mówiąc - jestem zadowolony z tej decyzji.

- Czyli - jeśli popatrzymy tylko na aspekt sportowy - ten plan na twój rozwój spodobał ci się?
- Tak. To była najlepsza opcja ze wszystkich, które miałem na stole.

- Zdajesz sobie jednak zapewne sprawę, że to nie zamyka tematu ewentualnego transferu. W klubie są oferty z zagranicznych klubów. To miłe uczucie gdy słyszysz, że interesują się tobą poważnie kluby z Włoch czy Belgii?
- To jest dobry znak! Bo to pokazuje, że się rozwijam, że moja praca przynosi efekty, skoro ktoś mnie zauważa, interesuje się mną. Gdyby takich ofert nie było, to można by się zastanowić, co jest nie tak. Jestem zadowolony, że jest zainteresowanie moją osobą.

- Na razie, z tego, co mówiłeś jednak w wywiadach, nigdzie się wiosną nie wybierasz?
- Nie wybieram się, chcę się rozwijać tutaj. Motywuje mnie bardzo perspektywa walki o awans do ekstraklasy. To jest też mój cel, że chcę osiągnąć z tą drużyną awans. Wszyscy w klubie mamy taki sam cel, a ja chcę być tego częścią. Chcę w tym uczestniczyć.

- Za wami trzy sparingi w Turcji i jesteś zawodnikiem, który wyróżniał się w tych grach. To chyba też symptomatyczne, że dzisiaj grasz po prostu odważniej, szukasz trudniejszych zagrań niż np. rok temu. Z perspektywy boiska też tak to czujesz?
- Trudno mi powiedzieć czy tak jest, bo ja po prostu staram się grać jak najlepiej. Jest natomiast zasługą trenera, że daje nam wszystkim dużo pewności siebie. Nie karci np. za stratę piłki, tylko chce żebyśmy próbowali, żebyśmy podejmowali ryzyko w akcjach ofensywnych. Pozytywnie nas mobilizuje. Ja też czuję się teraz fizycznie dobrze, więc zobaczymy jak to będzie gdy zacznie się już gra w lidze na wiosnę.

- Patrząc na te sparingi, można dojść do wniosku, że będziesz rywalizował o miejsce na lewej obronie z Davidem Juncą, a Dawid Szot, który grał na tej pozycji jesienią, wróci do rywalizacji z Bartoszem Jarochem na prawej flance. Tak to ma wyglądać?
- Wszystko na to wskazuje, że tak będzie.

- To jesteś dzisiaj dwa kroki przed Juncą, który ma problemy zdrowotne… Masz poczucie, że w tym monecie prowadzisz w wyścigu o miejsce w wyjściowym składzie?
- Nie mnie to oceniać czy prowadzę czy nie. To będzie decyzja trenera i jaką by nie podjął, to będę musiał to zrozumieć i uszanować. Chyba trudno tutaj dodać coś więcej. Może tylko tyle, że jeśli chodzi o rywalizację na poszczególnych pozycjach, to trener widzi najwięcej.

- Osoba trenera Alberta Rude przewija się w naszej rozmowie, więc trudno nie zapytać jak odbierasz tego szkoleniowca po kilku tygodniach wspólnej pracy?
- W trakcie obozu jest dużo czasu i trener nakreśla nam dokładnie, jakie będą zasady gry. Przed wyjazdem do Turcji była o tym mowa w taki bardziej ogólny sposób, teraz wchodzimy natomiast w szczegóły. Mam takie wrażenie, że styl, w którym będziemy chcieli grać, jest bardzo dobrze dopasowany do profilu zawodników, jakich mamy w Wiśle. Dlatego patrzę pozytywnie na to, co nas będzie czekało wiosną.

- Dużo jest rozmów indywidualnych?
- Bardziej są to rozmowy w podgrupach. Jesteśmy zapraszani na analizy np. jako obrońcy. Podobnie jest z pomocnikami czy napastnikami. I to są rozmowy właśnie o detalach, jak się mamy na boisku ustawiać, gdzie przesuwać w danych momentach. Jest to tłumaczone w bardzo klarowny sposób.

- Coś cię zaskoczyło w tych analizach, poszerzyło twoje horyzonty taktyczne?
- Są takie rzeczy, ale nie będę o nich mówił głośno. Nie chcę ułatwiać zadania konkurencji.

- Mimo wszystko pociągnę ten wątek. Oglądając wasze mecze odnoszę wrażenie, że bardzo duży nacisk kładziony jest na to, żeby wyprowadzający piłkę od bramki zawodnik miał dwie, trzy opcje do rozegrania. Można odnieść wrażenie, że trener Albert Rude stawia na spokojne rozgrywanie od tyłu, ale niezwykle ważna jest dla niego tzw. gra bez piłki. Potwierdzisz moje obserwacje?
- Tak, jest w tym dużo prawdy. To mogę zdradzić. Dystanse między nami w fazie atakowania mają być o wiele mniejsze. Tam gdzie jest piłka, tam ma być od razu kilku zawodników, żeby zwiększać opcje rozegrania.

- Wisła będzie drużyną bardziej nieprzewidywalną jeśli chodzi o organizację gry w ofensywie?
- Myślę, że będziemy drużyną uniwersalną. Ciężko będzie naszym rywalom rozgryźć, kiedy będziemy grali długimi podaniami, a kiedy będziemy rozgrywać krótko. Ruchów na boisku ma być dużo i przeciwnikom będzie trudno odkryć nasze schematy.

- To już trochę widać choćby po bramkach, jakie strzelacie, bo one zdobywane są w różny sposób.
- I to bardzo cieszy, że jak już strzelamy te bramki, to nie są dziełem przypadku, ale po ładnych, składnych akcjach.

- Jak jesteśmy już przy bramkach, to chciałbym chwilę zatrzymać się na golu Angela Rodado w meczu w FK Atyrau. On wziął się przede wszystkim stąd, że po waszej stracie ruszyłeś szybko do przeciwnika, zabrałeś mu piłkę jeszcze w tercji obronnej rywali, a następnie błyskawicznie rozegraliście akcję razem z Patrykiem Gogółem i Rodado. To też ma być taki stały element waszej gry, że jest po stracie natychmiastowy doskok do przeciwnika nawet pod jego bramką?
- Tak, jeśli tylko jest możliwość, mamy natychmiast zakładać pressing. A jeśli uda się odebrać piłkę, to mamy nie zwalniać akcji, tylko starać się błyskawicznie zaatakować bramkę przeciwnika. Będziemy agresywną drużyną w odbiorze.

- Zapytam jeszcze o sprawy pozaboiskowe na obozie. Jak to wygląda w Turcji? Młodzież trzyma się z młodzieżą, a starsi zawodnicy ze sobą czy może jakoś inaczej?
- Wiadomo, że młodzi zawsze będą trzymać się bardziej z rówieśnikami. Siłą tej drużyny jest jednak również to, że wszyscy są na siebie otwarci. Nikt nie zamyka przed nikim swojego pokoju. Ten obóz też nam pomaga od tej strony, że coraz lepiej się rozumiemy jako ludzie. Staliśmy się sobie bliżsi. Powiedziałbym nawet, że czujemy się jak taka duża rodzina. Jesteśmy jak przyjaciele, jak bracia.

- To twoim zdaniem może ułatwić sprawę już w trakcie meczów? Pytam o to, bo pamiętam pierwsze słowa, które powiedział do was trener Albert Rude, gdy podkreślił, że umiejętności macie, ale awans musi się zrodzić przede wszystkim w waszych głowach i sercach.
- Trener ma rację. Ten awans, myślenie o nim każdego dnia jest czymś, co nas wszystkich bardzo łączy. Jest teraz w drużynie taka atmosfera, że wszyscy czujemy, że płyniemy tą samą łodzią, a każdy chce złapać za wiosło, żeby wiosłować a jednym kierunku.

- Najbliższy cel dla ciebie do miejsce w podstawowym składzie już w lidze?
- To jest taki mój krótkoterminowy cel, choć nie na krótko. Bo po wywalczeniu sobie tego miejsca, chciałbym w tym pierwszym składzie zostać na dłużej. Chcę łapać jak najwięcej minut, jak najwięcej doświadczenia. A jeśli chodzi o cele takie szersze, to oczywiście - tak jak już wspomniałem wcześniej - jest nim awans do ekstraklasy.

Tutaj znajdziesz więcej informacji o Wiśle Kraków

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wywiad z prezesem Jagiellonii Białystok Wojciechem Pertkiewiczem

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Wisła Kraków. Jakub Krzyżanowski: Będziemy drużyną uniwersalną. Rywalom ciężko będzie nas rozgryźć - Gazeta Krakowska

Wróć na krakow.naszemiasto.pl Nasze Miasto