Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Wisła Kraków. Jakub Błaszczykowski o powrocie do gry, swojej roli w klubie, relacjach z Jarosławem Królewskim. "Wyniki? Zalecam spokój"

Bartosz Karcz
Bartosz Karcz
Wojciech Matusik
- Każdy dzień, każdy kolejny trening czy tego typu występ będzie powodował, że będę czuł się lepiej. Wszystko to będzie działało na moją korzyść - mówi piłkarz Wisły Kraków Jakub Błaszczykowski, który po długiej przerwie, spowodowanej ciężką kontuzją, wystąpił ostatnio w sparingu z Odrą Opole.

WISŁA KRAKÓW. Najbogatszy serwis w Polsce o piłkarskiej drużynie "Białej Gwiazdy"

- Ponad 1,5 roku czekał pan, żeby móc zagrać w meczu, choćby sparingowym. Duże emocje towarzyszyły panu w piątek, gdy wychodził pan na boisko w spotkaniu z Odrą Opole?
- Biorąc pod uwagę wszystkie moje przejścia w życiu, karierze, to już trochę doświadczenia zebrałem w tym zakresie. Dlatego podchodziłem do tego występu w sparingu dość spokojnie. Zdaję sobie po prostu sprawę z tego, że jest to kolejny etap dochodzenia do pełni dyspozycji po kontuzji. Oczywiście cieszę się, że zagrałem, że mogłem wreszcie poczuć piłkę w meczu. Mogłem poczuć kontakt z przeciwnikiem. Tak jak jednak powiedziałem - muszę podchodzić do tego spokojnie i traktować jako kolejny krok do tego, żeby wrócić do pełnej sprawności.

- Jak się pan czuł od strony fizycznej, bo wiadomo, że występ w meczu, nawet jeśli to tylko sparing, to nieco inna sprawa niż trening?
- Było w porządku. Mieliśmy za sobą ciężki tydzień treningów, ale nie miało to na mnie większego wpływu. Dobrze się czułem na boisku. Bardziej może tylko z tyłu głowy miałem ostrożność, żeby uważać przy ostrzejszych starciach. To jednak sprawa czasu. Każdy dzień, każdy kolejny trening czy tego typu występ będzie powodował, że będę czuł się lepiej. Wszystko to będzie działało na moją korzyść.

- Mówi pan o ostrożności, a jednak wślizgi pan w tym sparingu wykonywał…
- Bo to są sprawy instynktu. Jak się dana sytuacja na boisku rozgrywa, to człowiek działa automatycznie. Jeśli jest możliwość odebrania piłki wślizgiem, to instynktownie się nim wchodzi.

- Wyjaśnijmy jedną rzecz - pan nie musiałby wykonywać operacji rekonstrukcji więzadeł krzyżowych, gdyby podjął pan decyzję o zakończeniu kariery, bo w do takiego codziennego życia nie było to konieczne. Zrobił pan to po to, żeby móc dalej zawodowo grać w piłkę, prawda?
- Na początku, po zerwaniu więzadeł próbowałem wrócić bez zabiegu, ale okazało się, że na zawodowym poziomie trudno jednak bez więzadeł przednich grać. Ja już miałem wcześniej zerwane te więzadła. Lekarze początkowo mówili, że konieczne będą dwie operacje, co kosztowałoby mnie minimum rok absencji. Dlatego próbowałem dojść do pełnej sprawności bez operacji, ale na jednym z treningów poczułem, że kolano nie jest tak stabilne jak człowiek by tego oczekiwał. Została zatem w końcu podjęta decyzja o operacji. Szczęście w tym wszystkim było takie, że ostatecznie nie były potrzebne dwie operacje. Udało się to przeprowadzić wszystko w ramach jednego zabiegu. Dzięki temu rehabilitacja po nim była krótsza. A czy gdybym skończył karierę, ten zabieg byłby konieczny? Pewnie nie przeszkadzałoby mi to w normalnym życiu, gdybym miał usiąść na kanapie. Ale ja mam inny charakter, lubię sport, lubię się zmęczyć, więc nawet gdybym już miał w piłkę zawodowo nie grać, to wcześniej czy później zabiegowi bym się poddał.

- Do tej pory był pan blisko drużyny, bo trenował indywidualnie w ośrodku w Myślenicach, ale nie był pan przy niej przy okazji meczów. Jak pan odbiera to, co się w niej dzieje ostatnio, tę serię zwycięstw?
- Bardzo pozytywnie to wszystko odbieram. Mecze w tym roku pokazały, że mamy dużo jakości w drużynie. Zalecam jednak ostrożność, spokój, bo moje doświadczenie podpowiada mi, że każdy kolejny mecz będzie dla nas coraz trudniejszy. Każdy mecz trzeba rozegrać i mocno się sprężyć, żeby go wygrać. Uważam, że wszyscy powinniśmy w tym momencie wypracować w sobie coś takiego, że koncentrujemy się tylko i wyłącznie na każdym najbliższym meczu. Nawet na każdym treningu, który ma do takiego meczu nas przygotować. Nie wybiegajmy zbyt daleko w przyszłość, nie rozważajmy, że zagramy za dwa tygodnie z tym przeciwnikiem, a za trzy z innym. Prawda jest taka, że w każdym jednym meczu do podniesienia z boiska są trzy punkty, a nikt nie da ich więcej za to, że się ogra teoretycznie mocniejszego przeciwnika. A ta liga nauczyła nas już, że jest bardzo nieprzewidywalna. Każdy może w niej wygrać z każdym. Nasza seria bardzo ładnie wygląda, ale nie ma co się nią już ekscytować, bo to jest już historia. To się już wydarzyło. Mamy teraz wpływ tylko na to, co będzie. To jest nasza rola, żeby mentalnie dobrze do tego podejść, żeby „odhaczać” każdy kolejny mecz i starać się koncentrować w stu procentach na następnym. To jest w sporcie naprawdę istotne. To jest coś, co robi różnicę.

- Zagrał pan na razie w sparingu. Wyznacza pan sobie cel, że za dwa, trzy tygodnie znajdzie się pan już w kadrze meczowej na spotkanie ligowe czy woli podchodzić do sprawy ostrożniej?
- Podchodzę do tego z dużym spokojem. Zdaję sobie sprawę z tego, że wciąż muszę być cierpliwy. Zresztą drużyna wygląda obecnie bardzo dobrze i nie ma co pewnych spraw przyspieszać. Robię swoje, nie mam żadnych oczekiwań. Jestem piłkarzem, mam do wykonania swoją pracę, a inne decyzje - również te dotyczące mojej osoby - będą zapadać w pokoju trenerskim.

- Skoro pan o tym wspomniał, jak wygląda pana relacja z trenerem Radosławem Sobolewskim, z którym przecież graliście w jednym zespole zarówno w Wiśle jak i reprezentacji?
- To są w zawodowym futbolu normalne rzeczy, że ktoś kończy karierę piłkarską i idzie swoją drogą. Zostaje np. trenerem. Ja już to w swojej karierze przerabiałem, że moim szkoleniowcem był kolega z boiska i potrafiłem sobie taką współpracę np. z Maćkiem Stolarczykiem bardzo dobrze poukładać. Najważniejszy w tym wszystkim jest wzajemny szacunek. Ja jestem piłkarzem, trener Sobolewski jest trenerem i on podejmuje decyzje. To są proste zasady, proste reguły, jakie muszą panować w szatni i tego się trzymamy. Nie widzę w tym niczego, co mogłoby nam przeszkadzać we współpracy. Wprost przeciwnie, staram się trenerowi pomóc jeśli tylko tego potrzebuje. Wszyscy mamy ten sam cel.

- Zostawmy na koniec boisko, bo wciąż jest pan też jednym z właścicieli Wisły Kraków, a w klubie przez ostatnie miesiące sporo się zmieniło. Większościowym akcjonariuszem został Jarosław Królewski, również prezesem. Pan nie komentuje publicznie od wielu miesięcy spraw organizacyjnych w Wiśle. Jak wygląda wasza relacja z Jarosławem Królewskim?
- Nie zabierałem i nie zabieram w tych sprawach głosu, bo uważam, że w klubie, wokół niego powinien panować spokój. Przyjdzie jeszcze moment, żeby powiedzieć głośno jak to wszystko wyglądało z mojej perspektywy, ale on jeszcze nie nadszedł. Teraz wszyscy koncentrujemy się w Wiśle na tym, żeby jak najszybciej wrócić do ekstraklasy. To jest nasz podstawowy, najważniejszy cel. A co do moich relacji z Jarosławem Królewskim, to mogę zapewnić, że są one bardzo dobre.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na krakow.naszemiasto.pl Nasze Miasto